Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Rozdział 9

Zjeżdżalnia z najwyższej wieży

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Bajka i Milka od samego rana przeszukiwały systematycznie cały zamek. Bajka zaczęła od tego, że sprawdziła dokładnie wszystkie stajnie. Babu wysłała je po Wielkiego Naprawczego mówiąc, że zszedł do piwnic.
Wyjątkowo myliła się, bo tam go nie było. Wielki Naprawczy Wszystkiego, Konstruktor, Mechanik i Wynalazca wyglądał właśnie z okna najwyższej wieży, w której spędzał czas już od kilku godzin. Konkretnie był na jej najwyższym piętrze, jedynym, które miało okna. Było ich tutaj za to aż dwadzieścia cztery. Pomieszczenie zajmujące całe górne piętro, duże i puste, doskonale nadawało się na pracownię. Okna nie miały oczywiście szyb ani ram.

Bajka i Milka zobaczyły Wielkiego Naprawczego wysoko w oknie kiedy traciły już siły i nadzieję. Zdyszane wbiegły na najwyższe piętro. Naprawczy wbijał właśnie ostatnią pinezkę w duży arkusz papieru. Biały karton, rozpięty na desce, stał oparty o ścianę. W ręce, oprócz pinezek, Wielki Naprawczy trzymał żółty ołówek oznaczony symbolem 4H. Na rysunku było jakieś skomplikowane urządzenie narysowane twardym ołówkiem technicznym z najmniejszymi szczegółami. Były tam też strzałki, opisy małymi wyraźnymi literkami i dużo cyfr.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Co robisz? – zapytały dziewczynki równocześnie. Przyszły na samą górę, żeby zaspokoić ciekawość. Mogły po prostu zawołać go z dołu, ale wiedziały, że Wynalazca pracujący samotnie gdzieś na uboczu zwykle robił coś, co mogło okazać się interesujące. Wiedziały też, że często takie projekty były związane z nimi osobiście.
– A, nic takiego – odpowiedział zamyślony Wynalazca, co wcale nie zbiło ich z tropu, bo, znając go, spodziewały się usłyszeć właśnie coś w tym rodzaju. Na całej podłodze okrągłego pomieszczenia leżały stare metalowe części. Mniej więcej połowa z nich była zakurzona, a reszta wypolerowana szmatką na najwyższy błysk.
– Porozkładałem sobie parę rzeczy do naoliwienia – to też ich nie zdziwiło, bo Wynalazca często oliwił. Jego pasją było rozkładanie skomplikowanych mechanizmów pod pozorem oliwienia. Największą przyjemność sprawiało mu składanie ich z powrotem. Traktował je jak fascynujące łamigłówki.
– Ale do czego ci to jest potrzebne? – chcąc odpowiedzieć na pytanie Bajki, Wynalazca bez słowa poprowadził je do okna po przeciwległej stronie. Z okna schodziła w dół wypolerowana do niemożliwości zjeżdżalnia z połyskującego rudawo metalu. Kończyła się gdzieś w powietrzu, wysoko nad trawą, a zrobiona była z zachodzących na siebie płyt połączonych dużymi nitami. Piękny, duży, mądry i energiczny, ale łagodny Pies Milki, który wszedł na górę w ślad za nią, też wyjrzał przez okno i zaczął wyć ze strachu.
– Nie bój się,  nie musisz zjeżdżać – uspokoiła go Milka.
– Będzie składana, co bardzo komplikuje sprawę – powiedział z zadowoleniem w głosie Wynalazca. Lubił komplikacje i wiążące się z nimi wyzwania. – Widzicie, płyty wysuwają się jedne spod drugich.
– Ale po co ma być składana? – Milka usiłowała sobie wszystko dokładnie wyobrazić.
– Bo będzie zwodzona! – tym razem twarz Wynalazcy rozpromieniła się do niemożliwości.  – Będzie wyjeżdżała z tego okna albo wjeżdżała w nie z powrotem w zależności od potrzeb.
Widząc jaki jest szczęśliwy, dziewczynki nie pytały już dalej, chociaż miały wątpliwości czy wyjazdy i wjazdy rzeczywiście będą konieczne. Odwróciły się tyłem do okna i wtedy dopiero zauważyły stojącą na podłodze z grubych dech machinę, która wyglądała na przynajmniej częściowo skonstruowaną. Ogólnie rzecz biorąc, machina składała się ze stojącej pionowo bardzo grubej metalowej rury, do której przytwierdzone były różnej wielkości rurki, kurki, pokrętła i zegary. Najbardziej podobały im się wypolerowane metalowe gałki na końcu drążków. Milka nacisnęła jeden z nich.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Nie ruszaj! – krzyknął Wielki Naprawczy podnosząc ręce i robiąc wielki sus w jej kierunku.
Z machiny wydostał się obłoczek pary, a Wielki Naprawczy odetchnął z wyraźną ulgą.
– Czas już chyba zejść na dół… – powiedział.
– A, właśnie. Babu cię szuka! – przypomniała sobie Bajka.
– No to my lecimy – przy tych słowach Milka biegła już po krętych schodach, wiedząc że pokonanie ich zajmie dłuższą chwilę.
– Jestem pewna, że chodzi o coś więcej, niż prostą zjeżdżalnię w dół – wydyszała na kolejnym zakręcie schodów. Miała inżynieryjne oko, które pozwalało jej oceniać takie rzeczy.
– Trzeba będzie zbadać tę sprawę – przyznała jej rację Bajka, która lubiła zagadki do rozwikłania. – Jak będziemy miały czas.
Wybiegły z wieży przez drzwi wychodzące prosto na fosę.
– Patrz, coś płynie – powiedziała mrużąc oczy Milka.
Bajka zawróciła, chociaż była już w drodze do stajni. Znalazła gałąź i przyciągnęła to coś do brzegu.
– Butelka po oranżadzie! Ale fajna… – odwróciła się, żeby obejrzeć znalezisko pod słońce. Wiedziała jak wygląda butelka po oranżadzie, bo interesowała się historią, ale nigdy nie miała czegoś takiego w ręce.
– Ja też chcę zobaczyć! – Milka otwarła zakrętkę, która odskoczyła sprężyście. Patykiem wyjęły ze środka kartkę.
– To ja ją wyjęłam! – Bajka chciała obejrzeć pierwsza.
– Ale ja zauważyłam!
Były podekscytowane, ale przestały się kłócić, bo wiedziały, że w ten sposób podrą cenne znalezisko.
Zupnik królewski… – Bajka powoli odcyfrowywała kanciaste pismo z zakrętasami. – Strona 1147. Zalewaya Niemożliwa do Zrobienia y Szokująca dla Podniebienia. Dalej następował długi i skomplikowany opis o wiele mniejszymi literami. Od razu wiedziały co zrobić. W sekundzie znalazły się w tym rejonie kuchni królewskiej, w którym zwykle można było zastać Babu. Pobiegły tam zanim zza zakrętu fosy wypłynęła następna butelka. To Wygrys znalazł stertę starych papierów i bawił się w rozbitka wysyłającego wiadomości.
Bajka podała Babu kartkę.
– Czy mogłabyś nam to ugotować?
– Nie ma problemu – powiedziała Babu rzuciwszy tylko okiem na przepis.
– Z tym, że dla mnie z jednym dużym borowikiem albo z ogórkiem kiszonym – szła za ciosem Bajka.
– A dla mnie z jednym dużym pomidorem obranym ze skóry – Milka też nie chciała być poszkodowana.
– Oczywiście – uspokoiła je Babu, nic się nie martwcie.
– Jesteś kochana, Babu. Czy był już dzisiaj Pan Janek? – spytała Milka.
– Nie, a czemu pytasz?
– Po prostu, chciałam go  zobaczyć. Jest w nim coś takiego, że lubię kiedy przychodzi.
Załatwiwszy pomyślnie sprawę Zalewai, dziewczynki wybiegły na dziedziniec. Ich oczom ukazał się niecodzienny widok. Szymon Solidny i Julka myli basztę wschodnią polewając ją wodą z węża. Stało się tak przy okazji mycia przez Szymona mułów i wozu przed daleką drogą. Do wody dodali delikatny szampon do zabytków, który Szymon Solidny miał w wozie. Pomagał im Młody Strażak. Przy takiej akcji nie mogło też oczywiście zabraknąć Wygrysa, który już w pierwszych chwilach całkowicie się zamoczył. Zademonstrował też straszliwe piski, które umiał wydawać. Do złudzenia imitowały syrenę strażacką, co Młody Strażak w pełni docenił.
– Ja też coś takiego umiałem z siebie wydawać, ale to było dawno, w dzieciństwie. Pamiętam, że nikt tego wtedy nie rozumiał. A ja po prostu sygnalizowałem, że zostanę strażakiem.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Baszta cała lśniła. Wyglądała teraz jak nowa. Szymon Solidny pomógł przy okazji Wielkiemu Naprawczemu zamontować spadający łańcuch od mostu zwodzonego. Łańcuch trzeba było podnosić w dwie osoby. Zanim wyruszył w drogę, urządził jeszcze dziewczynkom konkurs: kto najszybciej wejdzie na średnią wieżę (która nie miała schodów) po nowoczesnej, składanej drabinie zewnętrznej, którą zdjął z wozu. Dziewczynki bardzo się cieszyły z wchodzenia, ale potem równie bardzo bały się zejść i siedząc na górze dłuższą chwilę żałowały, że wzięły udział w konkursie.
W tym czasie królowa Awelia stała już gotowa do drogi i czekała aż wyruszą wozem Szymona Solidnego. Trochę się niecierpliwiła, bo chciała zdążyć do Królewskiego Grodu Prastarego na godzinę otwarcia sklepu z kredkami. Myśl, że ktoś pilnie potrzebujący jakąś kredkę przyjdzie i pocałuje klamkę, była dla niej przykra. Babu, która przyszła się z nią pożegnać, zabawiała ją rozmową. Wygrys stał koło nich przygnębiony, bo Julka powiedziała mu, że z tak dużego zamoczenia nigdy już całkiem nie wyschnie. Wiedział, że w tym stanie nie będzie się mógł bawić z innymi. Milka próbowała go pocieszyć:
– Nie martw się, na pewno wyschniesz. W najgorszym razie, jeżeli będziesz długo chodził niedoschnięty, zaczniesz śmierdzieć kozą.
To go już zupełnie dobiło.
– Chodź, ja cię wysuszę – Babu wyciągnęła do niego ręce bez cienia obrzydzenia.
– Jak?!!!- chciała znać szczegóły Julka, która jako pierwsza zeszła po drabinie z wieży.
– Nie bój się, ona ma swoje metody – Bajka wiedziała, że Babu można zaufać w różnych sprawach.

To właśnie powtarzała sobie Julka w duchu chwilę później, kiedy wbiegła do zamku i z okna łazienki podziwiała widok, który rozciągał się stąd daleko. Za krzakami czarnego bzu zaczynały się łagodne pagórki, między nimi pola, po lewej widać było las, a za nim osadę z kościołem z wysoką szpiczastą wieżą. Pogoda była tak piękna, że widać było nie tylko dzwon, ale nawet krzyż na wieży.  Julka przetarła oczy. Kolory owiec na pastwisku pod lasem, jak zwykle, zrobiły na niej wielkie wrażenie. Za każdym razem kiedy je widziała, intrygowało ją to bardziej. Znalazła dziewczynki i po chwili wszystkie trzy biegły już krętą ścieżką w stronę pastwiska. Babu pozwoliła im na krótką wyprawę. Bajka tylko na sekundę wstąpiła po drodze do stajni. Nikt nigdy z nią tam nie chodził, bo było rzeczą ogólnie wiadomą, że w stajni wolała być sama.
– Właściwie mało wiemy o tych owcach z podzamcza – przyznała Milka. – Przeważnie jesteśmy za bardzo zajęte sprawami wewnątrz murów.
Milka nie po raz pierwszy pomyślała, że Julka zwraca im uwagę na rzeczy, których wcześniej nie zauważały. W duchu przyznała, że spojrzenie z zewnątrz, takie jakie przynosiła Julka, niewiele wiedząca o ich świecie, było cenne.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Jak to się właściwie stało, że wreszcie do nas przyjechałaś? – zapytała ją.
Pytanie było zaskakujące. Julka zastanawiała się jak streścić Milce zagmatwane dzieje jej znajomości z konikami w dwóch słowach. Opowiedziała o tym, jak była z nimi w składzie starych gratów i jak znalazła mapę, a one globus.
– Sama się często zastanawiam jak to wszystko w ogóle było możliwe… – zakończyła.
– W życiu nie ma przypadków. Wszystkim kieruje Pan Bóg. Tak mówi Babu – powiedziała Milka zeskakując z kamiennego murka, po którym szła.
Kiedy podeszły bliżej, Julka widziała już wyraźnie, że owieczki są nie tylko różnokolorowe, ale wręcz tęczowe.
– Ależ one cudnie wyglądają… – westchnęła Bajka. – Chętnie bym sobie czasem popasła.
Kiedy znalazły się całkiem blisko, zobaczyły, że jeden baran siedzi na uboczu i płacze:
– Beee, beee, beeeee.
Naprawdę aż przykro było słuchać.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Czemu beczysz? – zaczęła rozmowę Julka, która nie mogła znieść kiedy ktoś płakał. Jej też od razu zakręciły się łzy w oczach.
– Nie mogę się doczekać aż mi runo odrośnie po ostatnim strzyżeniu na wełnęęęęę – baran rozbeczał się na dobre – tak mi głupio obcięli, że wyglądam jak w podkoszulku bez rękawów.
– Ja też sobie kiedyś sama obcięłam kucyki i byłam w tej samej sytuacji. Nie martw się. Jak szybko odrasta ci futro?
– Ruuuno – poprawił baran i chlipnął, ale już spokojniej. Trochę to zajmuje. Poza tym, zawsze chciałem mieć proste włosy, a za każdym razem odrastają mi kręcone. Beeeeeeeeeee… – zaczął znowu.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Uspokój się! – Bajka zdała sobie sprawę, że mają do czynienia z baranem, który z niczego nie jest zadowolony i zawsze znajdzie powód, żeby pobeczeć. Postanowiła wziąć się za niego energicznie.
– Jakiego używasz szamponu?- Bajka znała się na kłopotach z kręconymi włosami.
– Specjalneeego do baraaanów, beee – Bajka zauważyła, że beczy już trochę mniej smutno.
– Stosujesz balsam?
– Stosujęęę.
– Naprawdę dużo?
– Tak. Czasem nawet balsam nawilżająco-wysuszający bez spłukiwania, a przed uroczystymi okazjami płyn do zmiękczania wełny – wybeczał już tym razem bez żadnych dodatkowych eee. Po czym dodał jeszcze:
– Inni w stadzie używają po prostu szamponu do loków, ale ja nie chcę mieć loków, zawsze marzyłem o prostych – westchnął przeciągle, ale już się nie rozbeczał. Szczere zainteresowanie dziewczynek najwyraźniej dobrze mu zrobiło.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Coś ci powiem. Znamy jedną dobrą duszę – teraz zwróciła się do niego Milka mając na myśli Pralinkę –  której loki pewnego dnia, zupełnie nagle, same się rozprostowały. W całkowicie naturalny sposób.
– Nie wierzę! – krzyknął rozpromieniony baran, ale widać było, że wstąpiła w niego nadzieja. – Jesteście bardzo fajne.  Chętnie dam wam wełnę na swetry. Oczywiście jak będę ją znowu miał… – tu zrobił podkówkę.
– Dziękujemy, jesteś prawdziwy baran – powiedziała Julka, bo pomyślała, że będzie to dla niego największy komplement.
Dziewczynki zaczęły się zastanawiać jakie wełniane ubrania najbardziej by im się przydały.
– A jak to się dzieje, że macie takie świetne kolory? – zapytała Julka, która wiedziała już od Milki, że Babu ma z tym coś wspólnego, ale nie mogła sobie wyobrazić jakim sposobem osiąga takie oszałamiające efekty.
– Nie wiesz? Wasza Babu nas farbuje. Nazywamy to farbowanie tęczowe. Przychodzi do nas, kiedy słońce wyjdzie po deszczu i rozpuszcza w kałużach naturalne barwniki. Deszczówka jest zdrowa. My się w tym potem tarzamy i to wszystko!
– Leżąc na plecach? – Milkę zainteresowały szczegóły techniczne.
– Oczywiście. Acha, czasem jeszcze wskakujemy do kilku kałuż po kolei, żeby uzyskać ciekawe efekty.
– Ha! – Julka była pod wrażeniem. – Babu jest naprawdę wieloczynnościowa!
– Mówiłyśmy ci. Całkowicie wszechstronna – potwierdziła Bajka.
– Strasznie chciałabym to zobaczyć… Kiedy macie następne farbowanie? – spytała Julka.
– Nie mam pojęcia, to zależy od deszczu i od Babu. Na wzmiankę o Babu Bajka przypomniała sobie, że miało ich nie być tylko chwilę.
– Musimy już wracać, ale na pewno znowu przyjdziemy – obiecała głaskając barana, który znowu zrobił podkówkę.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Zawsze się martwię, że się sfilcuję! – krzyknął za nimi. Dziewczynki obejrzały się w jego stronę zrezygnowane.
– Albo, że kolor mi za szybko zblaknie!
– Uszy do góry! Bądź dobrej myśli!  – odkrzyknęły dziewczynki, ale nie miały już czasu wracać.
Kiedy doszły na dziedziniec, zastały tam koniki biegające w różnych kierunkach w wielkim podnieceniu.    
– Chodźcie! – Szary podbiegł do nich kłusem. – Przyjechał doktor Żart-Skuteczny!

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami