Rozdział 10
Najniższa wieża nocą
Trzy kuzynki usiłowały nadążyć za konikami, a raczej końmi królewskimi, które w biegu z uznaniem wymieniały uwagi na temat doktora. Dużo już o nim słyszeli. Wesoły doktor Żart-Skuteczny był nie tylko lekarzem całej okolicy, ale także mistrzem szachów i pogromcą przestępców. Rzucił się za nimi w pogoń po tym, jak ukradli mu radio z pojazdu. Odwiedzał wtedy chorego. Doktor przesadził kilka płotów i złapał złodziei, a oni oddali mu radio. Był też niezrównanym komikiem. Pacjenci i ich krewni zawsze cieszyli się na jego wizytę domową, bo opowiadał śmieszne historie, którymi z powodzeniem leczył chorych.
Dziewczynki znalazły się w nieznanej Julce komnacie w momencie, kiedy w powietrzu zawisło pytanie:
– Słyszałem, że ktoś tu jest chory? – doktor Żart-Skuteczny szeroko uśmiechnął się do koników, które popatrywały po sobie spuszczając wzrok.
– Lepiej kogoś znajdźmy, bo zbada nas wszystkich – szepnął Jasnoszary do Jasnobeżowego.
– Ja się dziś trochę słabo czuję – Jasnobeżowy zgłosił się na ochotnika mając nadzieję, że inni to docenią.
– No to świetnie! – zatarł ręce doktor Żart-Skuteczny i otwarł pękatą, ciemnobrązową torbę lekarską. – Popatrzmy, czym by cię tu rozśmieszyć.
Grzebiąc w torbie, zaczął opowiadać o rzeczach, które zdarzyły mu się tego dnia. Wszystkie były bardzo śmieszne. Jasnobeżowy stał, tak przerażony, że nie słyszał ani słowa z opowieści, którą zaaplikował mu doktor. Inne koniki dusiły się ze śmiechu. Niektóre leżały na plecach i wierzgały kopytami w powietrzu, bo nie mogły już wytrzymać.
– Hm, twój przypadek wygląda na ciężki. Mój znajomy, doktor Pijawka, ma zupełnie inne metody, ale nie jestem pewien, czy by ci odpowiadały… – powiedział z tajemniczym uśmiechem doktor Żart-Skuteczny. W tym samym momencie schował z powrotem do torby tubę rozśmieszającą. Koniki tłoczyły się za nim, żeby zajrzeć do środka. Doktor zamknął torbę z głośnym trzaskiem i poszedł umyć ręce.
Jasnobeżowy zapytał stojącego najbliżej niego Grafitowego:
– Myślisz, że może na mnie nasłać tego Pijawkę?
– Straszy.
Po powrocie, wesoły jak zwykle doktor Żart-Skuteczny wyjął z kieszeni notes i, pogwizdując, zaczął pisać.
– Nie martw się, zapisze ci kilka kawałów, na pewno ci nie zaszkodzą – szepnął do Jasnobeżowego Siwek.
Konik koloru kawy z mlekiem, słysząc jak doktor, pisząc, mówi coś pod nosem po łacinie, pomyślał, że zdarza im się okazja, która może się już nie powtórzyć. Szybko szepnął coś Jasnobrązowemu. W kilka sekund później wszystkie koniki prowadziły nerwową rozmowę szeptem. Szary i konik w kolorze skorupki jajka wybiegli z komnaty, pogalopowali do sypialnej i po chwili wrócili z rulonami. Jako coś cennego, koniki miały je zawsze ze sobą. Trzymały rulony w jednym z worków z rzeczami, które leżały za ich legowiskiem. Kiedy doktor podał Jasnobeżowemu kilka kawałów zapisanych na karteczkach z notesu, Szary wyciągnął zza pleców rulon i zapytał:
– Czy mógłby nam to szanowny pan doktor przetłumaczyć?
Doktor zaczął czytać, a wszystkie koniki wstrzymały oddech.
– Porphyrophora polonica, Margarodes polonicus, czerwiec polski – mówił pod nosem, po czym zwrócił się do nich – tutaj jest mowa o jakimś robaczku czy pajączku, który przed wiekami farbował na czerwono tkaniny na ubrania w całej Europie. Był też używany w malarstwie. Nawet pochodzi od niego nazwa miesiąca i nazwa samego koloru. Do Włoch i Niemiec sprowadzano go od nas, z Polski, tonami.
Po czym, rozwijając kolejne rulony, dodał zniżonym głosem:
– Ale słuchajcie… tutaj jest napisane, że to jest wszystko ściśle tajne. Tak że ja bym był na waszym miejscu ostrożny, bo sprawa wygląda na poważną. Następna rolka jest cała o niebieskim, tamta o pomarańczowym, a ta o żółtym. Jak je zrobić z różnych roślin i innych rzeczy. Macie tutaj supertajne R-E-C-E-P-T-U-R-Y – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo, po czym oddał rulony Szaremu.
– No dobrze, miło się siedzi, z tym że ja już będę musiał lecieć – powiedział jakby nigdy nic, ale koniki widziały, że rulony zrobiły na nim wrażenie.
Przed odjazdem doktora, Babu zdążyła go jeszcze poczęstować Zalewayą z Zupnika Królewskiego, o której wieść rozeszła się w międzyczasie po całym zamku. W godzinę po obiedzie, po kątach rozmawiali już o niej wszyscy. Okazało się, że jest tak pyszna jak lody i tak sycąca, że nie musi się oprócz niej już nic jeść. Największym niejadkom zjedzenie zabierało kilka sekund. Ale to jeszcze nie wszystko. Koniki nic nie mówiły, ale jedząc patrzyły na siebie znacząco. Obserwowały kuzynki, żeby sprawdzić ich reakcję. Były pewne, że odnalazły przepis na cudowną zupę, o którym marzyły od dawna. Dziewczynki zauważyły od razu po zjedzeniu, podobnie jak wszyscy inni, którzy ją jedli, że zrobiły się od niej o wiele silniejsze. A na dodatek mądrzejsze. Po wstaniu od stołu były gotowe podjąć największe wyzwania.
* * *
Tej nocy koniki spały, jak zwykle, równym rzędem, w jednej komnacie z trzema kuzynkami, Babu i Wielkim Naprawczym. Piękny, duży, mądry i łagodny, ale energiczny pies Milki ułożył się koło jej posłania od strony nóg, a Wygrys pod poduszką Julki. Zaraz po przyjeździe Julki z konikami wszyscy ustalili, że w jednej komnacie będzie im najlepiej czyli najweselej i najraźniej. Na podłodze mieli rozłożone siano, a na nim każdy pościelił sobie co tylko miał. Głównie były to kołdry, które dostali od Babu. Ona też codziennie czytała im przed snem, a czasem zamiast tego opowiadała historie. Najczęściej prosili, żeby opowiedziała o tym, jak była mała i trzymała wszystkie zabawki ładnie ułożone w jednym małym pudełku. Lubili kiedy mówiła jak były ułożone i w jakiej kolejności je wkładała. Po kilku wieczorach pamiętali to już równie dobrze, jak Ona.
Tego wieczoru, już po czytaniu, Bajka poprosiła Milkę o małe drewniane królewny do zabawy przed zaśnięciem. Milka zgodziła się pod warunkiem, że po zabawie Bajka postawi je w połowie drogi między ich legowiskami. W końcu wszyscy zasnęli. Wszyscy oprócz Babu, która poszła jeszcze zrobić obchód kuchni.
Julka obudziła się w środku nocy i nie mogła zasnąć. Patrzyła na małe królewny wyglądające jakby zatrzymały się w połowie drogi, idąc po coś od Bajki do Milki. Widziała je w smudze światła wpadającej przez szparę w solidnej okiennicy. Odetchnęła głęboko po raz kolejny i starała się zasnąć. Im bardziej się starała, tym bardziej sen nie przychodził. Zaczęła się zastanawiać, co to znaczy dobrze wykorzystać swój czas. Sen dalej nie nadchodził. Przypomniały jej się podziemia i napisy, które w nich widzieli. Po głowie zaczęło jej chodzić niedokończone zdanie Nie daj się zwyciężyć złu, które przeczytała ze ściany w podziemiach. Często zapamiętywała rzeczy, które innym domownikom od razu wylatywały z głowy, czym wbijała ich w zdumienie. Na przykład imiona, nazwiska i różne nazwy. W tej chwili nie pamiętała wszystkich napisów, ale właśnie ten ostatni utkwił jej w pamięci. Wtedy przypomniała sobie znaczki wypisane na końcu linijki i skojarzyło jej się to z czymś, co Babu czytała kiedyś w łóżku, kiedy zajrzała jej przez ramię. Powtarzając w myślach Rz 12,21 wstała, zapaliła latarkę i przy posłaniu Babu znalazła starą biblię, która zawsze tam leżała. Parę dni wcześniej Babu uczyła ją wyszukiwać w niej ważne informacje. Julka położyła latarkę na podłodze i, idąc za wskazówkami Babu, znalazła właściwe miejsce.
– List do Rzymian. Święty Paweł – wyszeptała, po czym przeczytała z satysfakcją:
Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!
Poczuła wielki przypływ dzielności i wdzięczności dla Babu. Zachciało jej się do niej przytulić. Mimo, że okiennice z grubych dech były zamknięte, a latarkę zgasiła, żeby nikogo nie obudzić, bez trudu znalazła jej kołdrę. Z tym, że Babu wcale pod nią nie było. Spało tam natomiast kilka koników, które wcześniej wpadły na ten sam pomysł, co Julka. Zdziwiona starała się rozglądać w ciemności zamkowej, która była o wiele głębsza, niż zwykła ciemność w jej mieszkaniu. Zajrzała pod swoją poduszkę. Wygrys miał oczy zaciśnięte tak mocno, że o mało mu skóra nie pękła. Julka wiedziała, że nie śpi naprawdę, tylko udaje. Postanowiła zabrać go ze sobą.
– Chodź, widzę, że nie śpisz. Pomóż mi znaleźć Babu – Wygrys zgodził się głównie dlatego, że nie chciał zostać sam wśród śpiących.
Kiedy wychodzili z komnaty, drzwi zaskrzypiały przeraźliwie, ale nikogo nie obudziły. Stanęli w korytarzu koło dużego okna. Było tu o wiele jaśniej, bo wpadało światło księżyca, prawie w pełni. Wyglądając przez okno bez ram Julka zauważyła, że w najniższej wieży, w której nikt nie mieszkał, migocze światło świecy.
– Jestem pewna, że to ona – powiedziała do Wygrysa mocno ściskając jego łapę, żeby dodać sobie otuchy, a poza tym, żeby nie uciekł z powrotem do zacisznej komnaty. – Idziemy.
Mniej więcej orientowali się jak najszybciej dojść do wieży. Kiedy przecinali salę tronową, stojący w niej zegar zaczął wybijać godzinę. Julka o mało nie skamieniała ze strachu. Porwała Wygrysa na ręce. Sama nie wiedząc kiedy, znalazła się na zewnątrz i pędem dobiegła przez dziedziniec do najniższej wieży. Mechata zwykle trawa, teraz drapała ją nieprzyjemnie w stopy, jakby zamiast niej rosły ostre druciki. Na dodatek wilgotne. Stojąc na dole schodów Julka krzyknęła:
– Babu, to ty?
– To ja, Jusinko. Chodź, bo tam zimno!
Wygrys tak się spieszył, że zeskoczył na ziemię i wbiegł na schody pierwszy. Przeskakiwali po kilka stopni. Zdyszani stanęli w drzwiach komnaty oświetlonej kilkoma świecami. Było w niej przytulnie i ładnie pachniało drewnem. Najniższa wieża, trzypiętrowa, była jedyną wieżą drewnianą w całym Zamku Postrzępionym. Babu właśnie dlatego ją wybrała. Może też dlatego, że nie lubiła dużych wysokości.
– Och, Babu! – Julka rzuciła jej się na szyję, a Wygrys równie mocno przytulił się do jej nogi na wysokości kostki.
– Ale się bałam!
– Zupełnie niepotrzebnie. Twój Anioł Stróż jest zawsze tam, gdzie ty – powiedziała Babu robiąc jej miejsce koło siebie.
– Myślisz, że jest wystarczająco silny?
– Tak. Osłania cię skrzydłami. A poza tym jest dobry i delikatny. Pamiętaj, żebyś nigdy nie mówiła rzeczy, przez które musiałby się za ciebie wstydzić. Jest bardzo wrażliwy.
– No tak, ty tu siedzisz otoczona nocą i nie boisz się…
– Nie – uśmiechnęła się Babu.
– A jakbyś się nagle zaczęła bać, to co byś zrobiła?
– To bym się pomodliła.
– I to pomaga?
– Zawsze.
– Dlaczego?
– Bo Pan Bóg jest dobry i czeka na nasze modlitwy.
Babu otwarła dłoń, na której leżały drewniane koraliki.
– Masz różaniec? – zapytała.
– Mam, ale go nie używam.
– Na różańcu odprawia się medytacje.
– Jak to?
– To są Wielkie Tajemnice.
– Nie ma już większych?
– Nie ma.
– Lubię wielkie tajemnice… – powiedziała Julka cicho. – Nauczysz mnie?
– Tak. Matka Boska sama cię nauczy jeżeli ją poprosisz.
– To ty sobie tutaj zawsze tak cichutko przychodzisz, a myśmy nic nie wiedzieli?!
– Każdej nocy, moja kochana. Bardzo lubię ten czas.
– A co tu robisz? – Julka przypomniała sobie, że dziewczynki mówiły jej, że Babu została mianowana Honorowym Opiekunem Ksiąg.
– Czytam, piszę, rozmyślam – uśmiechnęła się Babu.
Julka zauważyła, że wzdłuż ściany całego okrągłego pomieszczenia, w którym siedziała teraz przy stole bardzo blisko Babu, biegnie jedna półka, na której ustawione są książki.
– Mam tu na półce wybrane Księgi z naszej biblioteki, które chcę przejrzeć.
– A co piszesz?
– Kroniki Zamkowe.
– I tak codziennie?
– Codziennie. Planuję też wszystkie potrawy i robię postanowienia na następny dzień.
– I jakie zrobiłaś dzisiaj?
– Żeby dawać zamiast brać.
– Dlaczego?
– Bo o wiele lepiej jest dawać, niż brać.
– Trudno mi w to uwierzyć…
– Spróbuj i sama zobaczysz.
– Myślisz, że powinnam sobie też coś postanawiać?
– Każdego wieczoru przed zaśnięciem wymyśl sobie jakąś naprawdę dobrą rzecz, którą zrobisz następnego dnia, a następnego wieczoru zastanów się jak ci to wyszło. Kiedy będzie szło dobrze, możesz zacząć dodawać następne rzeczy.
Julka zapatrzyła się w świecę. Zadecydowała, że codziennie wieczorem będzie robić jakieś postanowienie. Na pierwszy dzień zaplanowała omijać grupy, które obgadują kogoś za jego plecami, a dopiero następnego dnia zacząć dawać zamiast brać. Po czym zapytała:
– To jak długo tu siedzisz?
– Czasem prawie całą noc, a czasem pół. To dla mnie przyjemność, nic się nie martw.
– A co teraz czytałas? – Julka pochyliła się nad rulonem przyłożonym na rogach cukiernicą i kolorowymi kamieniami.
– List, który znalazłam między kartkami Kroniki Polskiej Mistrza Wincentego Kadłubka. Już od tygodnia w niej siedzę, bo to wciągająca książka. Dzieci królów i książąt uczyły się z niej historii.
Julce księga podobała się już z samego wyglądu. Przeczytała też kawałek tytułu innej książki wystającej spod tamtej: LISTY KRÓLÓW I ZNAKOMITYCH MĘŻÓW zebrał Ambroży Grabowski.
– Babu, a dlaczego ty ciągle siedzisz w tej historii? Do czego ci to jest potrzebne? – zapytała Julka kartkując księgę z listami.
– Tylko znając historię można zrozumieć to, co się dzieje dookoła nas we współczesności. Mieszkając w krainie tak wypełnionej historią, jak nasza, ma się obowiązek ją znać. Jeśli się ją kocha.
– No tak, tu jest tyle zamków. Kiedy wracaliśmy z Grodu Prastarego widziałam po drodze jeszcze kilka, jeden na wysokiej górze. Byłaś w nim? – Julka przypomniała sobie, że od dawna chciała z Babu o tym porozmawiać.
– Ten na wysokiej górze to akurat jest klasztor. Mieszkają w nim zakonnicy. Nigdy nie wychodzą poza jego mury. Zamykają się tam, żeby kontemplować dobroć bożą.
– Ale czy muszą się do tego zamykać?
– Robią to, żeby świat nie rozpraszał ich myśli. Wiesz ile się dookoła nas dzieje. Potrzebują dużo czasu, żeby się modlić, czytać, rozmyślać i pisać. A oprócz tego ciężko pracują.
– Myślisz, że są szczęśliwi?
– Myślę, że bardzo.
– A jak ciężko pracują, to co robią?
– Jeden uprawia ogród, inny zamiata, inny gotuje, a czasem się zmieniają. Jeszcze inny jest stolarzem albo murarzem, zależy czego potrzebują. W dawnych czasach zbierali i przepisywali dokumenty myślicieli starożytnych, greckich i rzymskich, i w ten sposób uratowali je dla nas.
– A kiedy już przepisali tamte księgi?
– Uczyli ludzi uprawiać rolę i budować domy, a ich dzieci czytać i pisać.
– Ten klasztor stoi na zupełnym odludziu. Ja bym się bała tam mieszkać…
– Taka jest tradycja. Najstarsze klasztory średniowieczne były ośrodkami kultury i wzorowymi gospodarstwami. Mnisi chrześcijańscy pomagali wtedy osiedlającym się barbarzyńcom. Budowali kulturę Europy. Chrześcijańską. Naszą kulturę. Opartą na wierzeniu w jedynego, dobrego Boga, wobec którego wszyscy ludzie są równi. Tak narodziła się Europa. Wcześniejsza kultura, starożytna, za swoje centrum miała Morze Śródziemne. Dopiero dzięki chrześcijaństwu obszary dzisiejszej Europy zaczęły tworzyć całość.
W tym momencie Babu podała Julce zakładkę, która wyglądała na bardzo starą:
– Weź ją sobie. To święty Benedykt z Nursji. Ma dużo wspólnego z tym, o czym ci opowiadałam. Pod pięknym obrazem brodatego mnicha Julka przeczytała:
to tylko czyńmy, co nam przyniesie korzyść na wieczność
Postanowiła zacząć już od rana.
– Acha, ale zobacz ten list, o który pytałaś – powiedziała Babu. – Podpisał go Mikołaj Kopernik. Pisze tak:
Obowiązkiem uczonego jest poszukiwanie prawdy tak dalece, jak Bóg na to pozwala.
– Tak – westchnęła Babu – poszukiwanie prawdy jest naprawdę ważne, poza tym Mikołaj Kopernik był odważny i niezależny w myśleniu. Taki, jaki powinien być każdy, kto chce być prawdziwie wolny. Mam nadzieję, że wy dziewczynki będziecie go naśladować. Muszę z wami jutro o tym porozmawiać, kiedy będzie też Bajka i Milka.
– Chodźmy do komnaty – powiedziała tłumiąc małe ziewnięcie.
Idąc po schodach mijały wiszące na ścianach tkaniny przedstawiające postacie naturalnej wielkości. Na górę Julka wbiegła tak szybko, że nawet ich nie zauważyła.
– Znasz tych ludzi, Babu?
– To nasi wielcy bohaterowie: Jan Kanty, królowa Jadwiga, Szymon z Lipnicy, a tam ksiądz Piotr Skarga.
– A co on zrobił?
– Między innymi założył pierwsze instytucje charytatywne: jedyny w jego czasach bank w Europie, który pożyczał pieniądze wszystkim potrzebującym, bez żadnego procentu ani bez zastawu. Istnieje zresztą do dziś, nazywa się Arcybractwo Miłosierdzia. Albo Skrzynkę świętego Mikołaja, do której zbierało się pieniądze na posagi dla niezamożnych dziewczyn, żeby mogły wyjść za mąż i nie schodziły na złą drogę. Wszyscy ludzie, których tu widzisz, to święci. Niektórzy znani na całym świecie, jak Jacek Odrowąż albo Stanisław Kostka. Musisz zagłębić się trochę w historię, żeby się dowiedzieć co robili i dlaczego przy okazji uczty zawieszam zawsze te tkaniny w oknach, żeby im oddać cześć. Miłość do ojczyzny polega między innymi na tym, żeby to wiedzieć. Sama zobaczycz jak tobie samej się to przyda. Masz czasem sprawy trudne do rozwiązania, prawda?
– Tak – powiedziała Julka kiedy wchodziły na dziedziniec.
– No właśnie. Dobrze jest wiedzieć jak święci radzili sobie z trudnymi sytuacjami.
– Czy święci to znaczy superspecjalni?
– Większość z nich po prostu przyjęła łaskę Bożą.
– To można jej nie przyjąć?
– Wielu ludzi jej nie przyjmuje. Każdego dnia.
– To niesamowite…
Julka poczuła pod bosymi stopami, że trawa znowu zrobiła się miękka i mechata, a cały zamek wydał jej się cudowny i miły. Dopiero teraz usłyszała jak ślicznie cykają koniki polne, bo idąc do wieży była za bardzo spięta. Wygrys spał u Babu w kieszeni. Julka przypomniała sobie, że ma Anioła Stróża i że w ogóle nie powinna się była bać. Zrobiło jej się głupio, ale nie za bardzo. Rozpierała ją radość. Pomyślała, że noce takie jak ta warto przeżyć.
– Babu, jestem taka szczęśliwa – powiedziała, a Babu ścisnęła ją za rękę. Po tym zrobiła jej palcem krzyżyk na czole. Po ciemku znalazły swoje kołdry, wskoczyły pod nie i natychmiast zasnęły.