Już 11 listopada kolejny Marsz Niepodległości. To największa manifestacja w Polsce, która regularnie gromadzi tysiące uczestników. Ich problem polega na tym, że co roku przemarsz próbują im uniemożliwić władze Warszawy. Czy tak samo będzie w tym roku? Czytamy na portalu TVPinfo.
Najpierw przez lata Marszów Niepodległości próbowała zakazywać Hanna Gronkiewicz–Waltz. Zaznaczała, że „Polska i Warszawa dość już wycierpiały przez agresywny nacjonalizm”. Podobne kroki od lat podejmuje Rafał Trzaskowski, zarzucający narodowcom poglądy faszystowskie.
– To nieuczciwa gra. Jeśli ktokolwiek jest faszystą, to druga strona, która ciągle posługuje się takimi narzędziami – twierdzi lider stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz. – Mnie pozbawia się cech ludzkich i możliwości obrony w kwestii zarzucanych mi czynów. Z kolei ci ludzie zachowują się jak Niemcy w trakcie II wojny światowej. Obrzucić drugą stronę błotem, odebrać człowieczeństwo, przedstawić jako robaka, zgnieść i zniszczyć publicznie. W taki sposób próbują nas i mnie prezentować opinii publicznej nie tylko politycy Lewicy czy Koalicji Obywatelskiej, ale także część mediów – tak Bąkiewicz komentuje krytykę pod jego adresem.
Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wielokrotnie negatywnie wypowiadał się na temat narodowców. Zdanie zmienił tylko raz, gdy podczas kampanii wyborczej walczył z Andrzejem Dudą o Pałac Prezydencki. Wtedy zapewniał, że jeśli Marsz nie będzie wykorzystywany do celów politycznych, „chętnie weźmie w nim udział”.