Tak się składa, że obecnie Parlament Europejski puszcza złote myśli w fotele nie w Brukseli, a w Strasburgu. Chodzi o to, żeby nikogo nie urazić, w związku z czym  Parlament, który Włodzimierz Bukowski z tej racji nazywał “obozem cygańskim”,   przemieszcza się z Brukseli do Strasburga i z powrotem.

        Za parlamentarzystami ciągną lekkomyślne damy płci obojga, dzięki którym “praca posła ciężka, szczera”, nabiera nadzwyczajnych rumieńców, a – jak twierdzi poeta – “w okolicznych hotelikach całą noc robota dzika”. Wprawdzie do Parlamentu Europejskiego zsyłani są politycy wybrakowani, których szefowie politycznych gangów zsyłają tam na emeryturę taką, że daj Boże każdemu, ale – jak powiada przysłowie – w starym piecu diabeł pali, więc życie emocjonalne kwitnie, niczym na deptaku w Ciechocinku w pełni sezonu.

        Oczywiście za te wszytkie dobrodziejstwa trzeba się odwdzięczyć i to nie byle komu, ale tak zwanym “płatnikom netto”, którzy za to wszystko płacą. A ponieważ płatnikiem netto są od początku Niemcy, to samo przez się jest zrozumiałe, że trzeba słuchać Naszej Złotej Pani, która  – zanim niemieckie gangi polityczne zakończą “rozmowy programowe”, z których wyłoni się nowy kanclerz – Mocną Ręką nadal dzierży władzę.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Toteż w dniach ostatnich w Parlamencie Europejskim odbyła się dintojra nad Polską, która została niebywale obsztorcowana z powodu praworządności.

        Ta praworządność bowiem, została uznana za źrenicę oka całej Unii Europejskiej, z której – jak to w Rzeszy – wszystko wszędzie musi być takie same. Na obsztorcówie, ma się rozumieć, się nie skończyło, bo obsztorcówa służyła tylko za pozór moralnego i prawnego uzasadnienia dla finansowego szantażu. Toteż mężykowie stanu, wśród których znalazała się również parlamentarna frakcja folksdojczów z Polski, rozsmarowywali na podłodze nasz nieszczęśliwy kraj, w którego obronie odzywały się nieśmiało nieliczne piski jednostek. Ale – jak pisał poeta proletariacki – “Jednostka? Co komu po niej? Jednostki głosik cieńszy od pisku!”, toteż te piski nie mogły zrównoważyć klangoru, jaki europejsy podniosły w świętej sprawie praworządności. Chodzi konkretnie o to, żeby rząd polski rozpędził Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, a poza tym pani Urszula, która Nasza Złota Pani ustanowiła naczelnym owczarkiem niemieckim w Komisji Europejskiej oświadczyła, że również polski Trybunał Konstytucyjny nie jest niezależny. Gdyby słuchał się Naszej Złotej Pani, to nikt by nie ośmielił się jego niezależności podważać, ale skoro orzekł był, że tubylcza konstytucja jest nadrzędna nad prawem kołchozowym, to niezależny być nie może, to chyba jasne?

   Na tej dintojrze pojawił się pan premier Morawiecki, którego sytuacja wyglądała trochę dwuznacznie, bo akurat w przeddzień dintojry pan minister Ziobro oświadczył, że wystąpi do rządu o zaciągnięcie Niemiec przed oblicze Trybunału w Luksemburgu za to, że  procedura powoływania sędziów jest tam jeszcze bardziej upolityczniona, niż w Polsce.

        Najwyraźniej była to próba przeniesienia na forum międzynarodowe polskiego sporu o różnicę łajdactwa, ale chodziło również o to, by panu premierowi Morawieckiemu sytuację dodatkowo skomplikować.

        Tajemnicą poliszynela jest bowiem rywalizacja ministra Ziobry z premierem Morawieckim o kolejność dziobania. Pan premier skompletował, a właściwie nadal kompletuje swój dwór poprzez rozdawnictwo synekur w spółkach Skarbu Państwa, podczas gdy minister Ziobro działa na odcinku sprawiedliwości, na którym też można nieźle dokazywać.

        Do niedawna w tej rywalizacji uczestniczył jeszcze pobożny poseł Gowin, ale został wymanewrowany zarówno przez własną pychę, która doprowadziła go do utraty poczucia rzeczywistości, jak i przez pana Adama Bielana, bez którego – podobnie jak i bez ministra Ziobry – Naczelnik Państwa w jednej chwili straciłby parlamentarną większość, a kto wie, czy nawet  zostałby wyrzucony w ciemności zewnętrzne, skąd dobiega płacz i zgrzytanie zębów. Wydaje się, że on sam już też ma dosyć tej szarpaniny, bo właśnie zapowiedział na początek 2022 roku abdykację ze stanowiska wicepremiera odpowiedzialnego za bezpiekę i inne resorty siłowe. Czy to rywalizacja między diadochami, czy też uświadomienie sobie, ilu jest w naszym nieszczęśliwym kraju  ruskich agentów i pozytecznych idiotów – tak czy owak się zniechęcił.

        Ostatnio bowiem odbyły sie w Polsce demonstracje zwolenniczek i zwolenników aborcji, którzy tym razem ujmowali się za koczującymi na granicy polsko białoruskiej dziećmi egzotycznych turystów prezydenta Łukaszenki. W porównaniu z demonstracjami odbywanymi w ramach rewolucji macic nie były to manifestacje imponujące – ale zawsze.

        Ciekawe, czy kibicująca tym “manifom” “Gazeta Wyborcza” nie odgrzała na tę okoliczność propagandowych sloganów z wojny koreańskiej, kiedy to tubylczy komuszkowie wymyślali prezydentowi Trumanowi, że jest “mordercą koreańskich dzieci”. Wszystko to być może bo jakiś gorliwiec porównał nawet tę sytuację z ludobójstwem Ormian. Dalej się posunąć nawet i on już się nie ośmielił, bo porównanie z holokaustem grozi, jak wiadomo, śmiercią lub kalectwem.

        Na razie tylko rabin Michael Schuldrich ostrzegł polski rząd, że on “nie zgadza się” na to, co dzieje się na granicy i jakby mógł, to przytuliłby wszystkich turystów prezydenta Łukaszenki jak leci, do swej piersi. Zresztą nie on jeden, bo w kolejce stoi też pani Magdalena Schejbal, pani Agata Młynarska no i oczywiście – pani reżyserowa Agnieszka Holland.

        Wracając do pana premiera Morawieckiego, to buńczucznie odgryzał się europejsom, że “jest dumny z Polski” i w ogóle – ale jednocześnie ogłosił, że rząd zamierza jednak rozpędzić Izbę Dyscyplinarną, a kto wie, czy na tym się to skończy, bo Parlament Europejski wyraził zniecierpliwienie, dlaczego Komisja Europejska nie wdraża powiązania wypłat z oceną praworządności – jak zostało postanowione.  Jestem pewien, że Komisji nie trzeba będzie dwa razy tego powtarzać. Toteż Wielce Czcigodny poseł Suski wyraził przekonanie, że rząd nie poprze pomysłu pana ministra Ziobry, by zaciągnąć Niemcy przed luksemburski Trybunał, bo pewnie zdaje sobie sprawę, że odwet byłby straszny – jak to między przyjaciółmi i sojusznikami. Na razie bowiem wszytkie atuty są w rękach Unii, na co zwrócił uwagę weteran sojuszu ze Związkiem Radzieckim Leszek Miller, przytomnie zauważając, że to Unia ma “portfel”, podczass gdy Polska – raczej oczekiwania – chociaż i ona mogłaby stanąć okoniem tam, gdzie wymagana jest jednomyślność. Ale już starożytni Rzymianie zauważyli, że nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, toteż chyba z etapu buńczuczności wkraczamy w etap podkulania ogona.

                                                                Stanisław Michalkiewicz