Juliusz Sabak, ekspert portalu Defence24, polemizuje z częścią tez najpopularniejszego dziś w Polsce geopolityka
- Koncepcja Armii Nowego Wzoru w obecnym kształcie dotyczy bardziej geopolityki i inżynierii polityczno-społecznej niż reformy sił zbrojnych.
- Bartosiak uważa, że najważniejsze jest nie tyle zwycięstwo, co społeczna i międzynarodowa percepcja konfliktu. Należy się z nim zgodzić.
- Tam, gdzie pokazano fragment koncepcji Armii Nowego Wzoru, widać wyraźne, że materiał jest połatany, a często stary i nieaktualny.
Tutaj prezentacja Jacka Bartosiaka/
Sensem projektu Armii Nowego Wzoru jest nie tylko reforma struktury armii na mniejszą i bardziej nowoczesną, ale też mentalne zmiany w myśleniu jej oficerów i żołnierzy. W tej koncepcji armia ma być elitą społeczeństwa, a Wojska Specjalne elitą elit. Bartosiak mówił w jednym ze swoich wystąpień wręcz o potrzebie „zaorania” armii i obecnego przemysłu obronnego i stworzenia ich od nowa zgodnie z nowymi założeniami. Jednak żaden kraj nie może sobie pozwolić na rozbicie własnej amii i zbudowanie jej od nowa.
Prezentowana od września bieżącego roku przez dr. Jacka Bartosiaka i jego fundację, Strategy&Future, idea Armii Nowego Wzoru budzi bardzo wiele skrajnych emocji. Reklamowana jest jako koncepcja Polskich Sił Zbrojnych na miarę XXI wieku, nowoczesnych, małych, ale świetnie uzbrojonych, wyszkolonych i zmobilizowanych, zdolnych zapewnić nam bezpieczeństwo przed zagrożeniem ze strony Rosji, a przy tym być motorem postępu i rozwoju gospodarczego. Jednocześnie spotyka się ze sceptyczną oceną wielu ekspertów, którzy krytykują albo całość koncepcji, albo konkretne propozycje w niej zawarte. Problem pogłębia również to, że na razie tak naprawdę niewiele wiemy o Armii Nowego Wzoru. A jak wiadomo, diabeł tkwi właśnie w szczegółach.
Kwestia perspektywy, czyli diabeł tkwi w szczegółach
W propozycji Bartosiaka na każdym kroku widać bardzo kompleksowe podejście, z którym idzie w parze pewna ogólnikowość. Sam ekspert przyznaje, że trwają jeszcze prace nad szczegółowymi rozwiązaniami Armii Nowego Wzoru i wyraża chęć dyskusji nad nimi. Trudno jednak debatować o czymś, co jest tylko ramą bez wypełnienia konkretną treścią. A tam, gdzie pokazano fragment tego wypełnienia, widać wyraźne, że materiał jest połatany, a często stary i nieaktualny.
Jak przekonuje Bartosiak, w debacie ekspertów zbyt wiele uwagi poświęca tak zwanym „białym słoniom”, które jego zdaniem należy z Sił Zbrojnych RP usunąć. Pod tym hasłem kryją się bardzo kosztowne rodzaje sprzętu i uzbrojenia, których utrata będzie bolesna nie tylko strategicznie, ale i propagandowo. Jako przykład Jacek Bartosiak lubi używać dużych okrętów takich jak fregaty, które jego zdaniem nie przetrwają nawet 15 minut w konflikcie i zostaną zatopione przez rosyjskie rakiety i lotnictwo. Co ważniejsze, obraz zniszczonego okrętu będzie wyglądał fatalnie w mediach, podobnie jak członkowie jego załogi, którzy wzięci do niewoli będą „z wybitymi zębami dawać wywiady w Russia Today”. Prezentowanie przez ekspertów Strategy&Future jako kosztowne i kruche „białe słonie” okrętów typu fregata lub większych, silnie uzbrojonych i wyposażonych w radary oraz inne sensory o zasięgu sięgającym horyzontu jest mocno chybionym zarzutem.
Po pierwsze, okręt taki posiada zarówno ogromne możliwości obronne, jak i ofensywne, gdyż jest uzbrojony w pociski rakietowe zdolne zwalczać okręty i cele naziemne. Jest trudnym do zniszczenia celem, a jego obrona przeciwlotnicza rozpościera swój rakietowy parasol na obszar kilkudziesięciu kilometrów i może chronić pobliski port i miasto, a w nim ważną infrastrukturę np. dostarczającą paliwo. Bartosiak całkowicie też ignoruje użyteczność takich jednostek do zabezpieczenia dostaw morskich, np. gazu i ropy do Polski podczas konfliktu poniżej progu wojny.
Nieaktualne są przykłady wojen, na które autor lubi się powoływać. Pochodzą one w większości z konfliktów sprzed 50, a czasem i niemal 400 lat. Ponadto widoczne są tam braki w wiedzy. Bartosiak sięga np. po przykłady dużej skuteczności polskiej armii z XVII wieku, wskazując, że była mała, ruchliwa i zwyciężała śmiałym manewrem i dobrym wyszkoleniem. Umyka mu jednak, że była ona na tle zmian w wojskowości na zachodzie Europy nie przykładem nowoczesności, a raczej reliktem, wynikającym ze specyfiki geograficznej, społecznej i gospodarczej.
Armia Nowego Wzoru czy Polska Nowego Wzoru?
Tytuł projektu, Armia Nowego Wzoru, sugeruje, że mamy do czynienia z koncepcją reformy sił zbrojnych, ale nic bardziej mylnego. Jest to bowiem propozycja reformy armii ekspertów od geopolityki, która jest nauką próbującą w prosty sposób wyjaśnić złożone decyzje i działania państw na arenie międzynarodowej. Tak jest i w przypadku tej koncepcji.
Dlatego sensem tego projektu jest nie tylko reforma struktury armii na mniejszą i bardziej nowoczesną, ale też mentalne zmiany w myśleniu jej oficerów i żołnierzy oraz optymalizacja systemu decyzyjnego. Etos żołnierza w tym celu musi się zmienić, między innymi przeradzając się we własne przekonanie o przewadze pod względem wyszkolenia, wyposażenia i przygotowania, jakie mają obecnie polskie Wojska Specjalne.
W tej koncepcji armia ma być elitą społeczeństwa, a Wojska Specjalne elitą elit. Decyzje mają podejmować politycy rozumiejący nowoczesne pole walki i hybrydowe zagrożenia dla bezpieczeństwa Polski, dążący do działań mających zabezpieczyć państwo i jego interesy ze świadomością, że konflikt rozstrzygnie się de facto zanim sojusznicy przyjdą z pomocą. Zgodnie z tą teorią, jeśli Polska będzie w stanie odeprzeć atak hybrydowy i konwencjonalny, to sojusznicy przyjdą z pomocą i „odstraszą Rosję”. Jeśli nie, to Rosja przekona ich, żeby pozostawili Polskę na jej łasce i nie angażowali się w konflikt po stronie skazanej na przegraną.
Tak więc Armia Nowego Wzoru ma przygotować reakcję całego aparatu państwowego na zagrożenie i takie działania, od decyzji po realizację, aby „zarządzać drabiną eskalacyjną na wszystkich jej szczeblach”. Celem jest działanie wielodomenowe, czyli militarne, polityczne, dyplomatyczne, a przede wszystkim cybernetyczno-medialne w taki sposób, aby zdobyć przewagę i móc wpływać na przeciwnika we wszystkich tych obszarach.
Część postawionych w projekcie tez brzmi odkrywczo i rewolucyjnie, choć w rzeczywistości są to kwestie poruszane przez ekspertów ds. bezpieczeństwa i wojskowości od lat, jednak mniej holistycznie.
Białe słonie czy konieczny ciężki sprzęt?
Prezentacje Armii Nowego Wzoru często stawiają ją w opozycji do istniejącej obecnie struktury, sposobu myślenia i dowodzenia oraz funkcjonowania sił zbrojnych. Bartosiak mówił w jednym ze swoich wystąpień wręcz o potrzebie „zaorania” armii i obecnego przemysłu obronnego i stworzenia ich od nowa zgodnie z nowymi założeniami. Przy tym nie zauważa dwóch ważnych czynników.
Pierwszym jest fakt, że armia w znacznej części dojrzała, a wręcz od lat domaga się m.in. unowocześnienia systemu dowodzenia, rozwinięcia zdolności rozpoznawczych i nasycenia wojska bezzałogowcami. Problemem nie są jednak żołnierze, ale politycy, którzy decydują o zakupach, o czym wspomniałem już wcześniej. Poza tym żaden kraj nie może sobie pozwolić na rozbicie własnej armii i zbudowanie jej od nowa, bo przeciwnik z pewnością nie będzie czekał z atakiem przez lata, aż stworzymy silną, nowoczesną i skuteczną armię. Zmiany trzeba wprowadzać stopniowo, ale systematycznie i konsekwentnie.
Druga kwestia to utożsamianie przemysłu obronnego z wielkimi państwowymi zakładami produkującymi ciężki sprzęt. Na marginesie one również są potrzebne, aby produkować tzw. białe słonie, które są właśnie niezbędnym na współczesnym polu walki ciężkim sprzętem. Jednak poza państwowymi spółkami w Polsce istnieje wiele prywatnych firm dostarczających rozwiązania dla wojska, a niektóre z nich są światowymi liderami w technologiach kluczowych dla Armii Nowego Wzoru, takich jak nowoczesna łączność czy bezzałogowce rozpoznawcze i uderzeniowe. Niestety ich rozwiązania przebijają się w kraju znacznie wolniej niż na rynkach zagranicznych, na których te firmy osiągają sukcesy. Dzieje się tak nawet w krajach, od których Polska kupuje uzbrojenie „z półki”. Płacimy wówczas dostawcy z USA za sprzęt produkowany na polskiej licencji.
Sporo nieprzychylnych ocen zbiera też koncepcja outsourcingu z wojska takich kwestii jak kadry, księgowość, a przede wszystkim logistyka, co miałoby się przełożyć na zmniejszenie „tyłów”, poprawę działania systemu i zwiększenie liczby żołnierzy realnie w walce. „Cywilna logistyka i menadżerka są współcześnie znacznie nowocześniejsze. Nie wiem, po co w wojsku księgowi w randze oficerskiej albo magazynierzy” – mówi Bartosiak, ale nie wyjaśnia, w jaki sposób prywatna firma wyśle swoje ciężarówki na front, żeby woziły amunicję albo cysterny, żeby dostarczyły paliwa w miejsce, gdzie spadają bomby.
Wcześniej trzeba tę amunicję, paliwo i materiały zgromadzić i składować . Kto za to zapłaci, ubezpieczy i zagwarantuje bezpieczeństwo cywilnej logistyki? Jak ustrzec się przed wyciekiem danych żołnierzy i oficerów z prywatnej firmy księgowej? Trzeba stawiać tak trudne pytania do tak łatwo postawionej tezy.
Dyskusja o „pętli decyzyjnej”
Cała koncepcja Armii Nowego Wzoru jest w zasadzie rozwinięciem rozważań Bartosiaka na temat współczesnego i przyszłego sposobu prowadzenia wojen, które zaczynają się na długo przed pierwszym wystrzałem.
Podstawowy zarzut Bartosiaka wobec ekspertów ds. obronności, wojskowości i bezpieczeństwa, to zajmowanie się jedynie tym, jakie czołgi, samoloty czy okręty kupić. Tymczasem jego zdaniem są one „jedynie efektorami” w wojnie kinetycznej, czyli użyte będą na samym końcu „drabiny eskalacyjnej”. Uważa on, że najważniejsze jest nie tyle zwycięstwo, co społeczna i międzynarodowa percepcja konfliktu. Należy się z nim zgodzić, co pokazuje choćby sytuacja na polsko-białoruskiej granicy. Powszechna dostępność środków przekazu powoduje, że narracja jest czasem ważniejsza od wyniku walki.
Dobrym przykładem jest też niedawny konflikt w Górskim Karabachu, który w powszechnym odbiorze zdominowały obrazy azerskich dronów niszczących czy wręcz terroryzujących siły armeńskie. Zwycięstwo na tym polu osiągnięto szybciej niż pełny sukces militarny, przy okazji zastraszając społeczeństwo i siły zbrojne przeciwnika, które mogły w mediach przyglądać się tej klęsce.
To właśnie w dronach i innych nowoczesnych, precyzyjnych narzędziach walki Bartosiak upatruje klucz do sukcesu. Mają być powszechnie stosowane i, co równie ważne, rozwijane w kraju, podobnie jak inne rodzaje nowoczesnych rozwiązań, np. z zakresu łączności. Pojawiają się tu takie zwroty jak pełna kontrola nad własnym uzbrojeniem, komunikacja kwantowa i bardzo istotne, kolejne hasło-klucz, „pętla decyzyjna”. Chodzi w nim o proces pozyskiwania informacji, podejmowania decyzji i realizacji tych decyzji przez własne oddziały.
Nowe nazwy na stare problemy
Z pewnością świeży język i przebojowy sposób prezentacji, czy może bardziej reklamowania przez Bartosiaka wizji Armii Nowego Wzoru, zwraca uwagę nowych grup obserwatorów stanu polskiego systemu bezpieczeństwa, czytelników portali o tematyce międzynarodowej i geostrategicznej, a być może nawet i decydentów na problemy obronności, co jest istotnym jej atutem.
Szczególnie że koncepcja w wielu miejscach wskazuje na znane od lat słabości polskiej armii, takie jak niedoinwestowana łączność i rozpoznanie, w tym rozpoznanie satelitarne, lotnicze czy radioelektroniczne.
Sam nie raz mówiłem o „niedorozwoju układu nerwowego polskiej armii”, czyli właśnie systemów zarządzania polem walki i C2/C4. O syndromie „ślepego boksera”, który ma długie ręce i silny cios, ale nie widzi przeciwnika. Wreszcie o wyspach nowoczesności w siłach zbrojnych będących nadal w istotnej części muzealnym skansenem. Niestety mam wrażenie, że jest to kwestia politycznych priorytetów, których nie zmieni ani mój głos, ani Bartosiaka.
Medialnie w kontekście wyborów łatwiej jest być politykiem, który kupił dla Polski 250 czołgów albo kilkadziesiąt najnowszych myśliwców niż tym, który wprowadził nowoczesną łączność albo rozpoznanie satelitarne i samoloty szpiegowskie. Choć, przyznajmy, i w tych kwestiach widać ostatnio pewną poprawę.
Podobnie wygląda kwestia nasycenia Polskich Sił Zbrojnych bezzałogowcami różnych klas, które znacznie podnoszą świadomość sytuacyjną, czyli dostarczają istotnych informacji w czasie rzeczywistym. Amunicja krążąca, czyli tzw. drony kamikaze, pojawiła się już w Wojskach Obrony Terytorialnej pod postacią systemów Warmate, ale niestety w niewielkiej ilości. Nadal nie podjęto decyzji o wprowadzeniu ich do Wojsk Operacyjnych, czyli trzonu Sił Zbrojnych. W tej kwestii trudno odmówić koncepcji ANW zasadności, podobnie jak we wskazywaniu, iż na wojnie ważny jest stosunek koszt-efekt, co oznacza, że nie zawsze potrzebujemy czołgu, żeby zniszczyć wrogi czołg.
W idei Armii Nowego Wzoru ważne jest też dostrzeżenie istotnej roli krajowego przemysłu, m.in. w zakresie dostarczania unikalnych rozwiązań czy zapewnienia dostaw amunicji i części zamiennych w czasie wojny. Zagraniczny dostawca może mieć przecież odmienne priorytety, kiedy inny klient po prostu zapłaci mu więcej. Jednocześnie nie traci na znaczeniu możliwość pozyskania pewnych technologii od sojuszników, szczególnie w tych obszarach, które przerastają nas technologicznie lub finansowo, a w których możemy liczyć na kooperację i pozyskanie nowych zdolności.
Wielokrotnie zwracałem uwagę, podobnie jak dziś Bartosiak, że zakupy „z półki” amerykańskiego sprzętu bez możliwości ich skutecznego wykorzystania są kontrproduktywne, a interoperacyjność nie może być słowem-wytrychem. Sprzęt powinien przede wszystkim pasować do potrzeb Polskich Sił Zbrojnych. Nie ulega też wątpliwości, że ze względów finansowych i organizacyjnych lepiej mieć armię mniejszą, ale dobrze wyposażoną i wyszkoloną niż wielką, ale słabo przygotowaną na współczesne pole walki i powoli reagującą na rozkazy czy zmiany sytuacji. Pod tymi względami koncepcja ANW nie jest rewolucyjna ani świeża.
Dobrze znane pomysły w kolorowym, nowym pudełku
Podsumowując, koncepcja Armii Nowego Wzoru jest medialnie bardzo nośnym i spektakularnym projektem, ale w obecnym kształcie dotyczącym bardziej geopolityki i inżynierii polityczno-społecznej niż reformy sił zbrojnych. Jasno wynika to z wypowiedzi dra Jacka Bartosiaka, który chętnie mówi o rewolucji, jaką ma ona wywołać w przemyśle obronnym czy zdolnościach reagowania kraju, ale bardzo enigmatycznie opisuje kwestie stricte militarne i techniczne.
Mam też wrażenie pewnej ewolucji koncepcji. Pierwotnie Bartosiak mówił bowiem o małej, elitarnej armii, a dziś skłania się raczej ku koncepcji, że obecna wielkość z czterema dywizjami jest dobra, ale ukompletowanie niewłaściwe. Wspomina też o eksperymentalnej „brygadzie dronowej”, wyposażonej m.in. w tanie cywilne drony i amunicję krążącą, a także w bliżej niesprecyzowany sposób „wysoce zrobotyzowanej”.
Prace nad ideą Armii Nowego Wzoru trwają i należy mieć nadzieję, że ich efekty nadal będą przyczyniać się do ożywiania debaty na temat niezbędnych kierunków skutecznego rozwoju sił zbrojnych. Jeśli zaś chodzi o zawarte w tytule pytanie, czy to „hit czy kit?” – odpowiedź nie jest jednoznaczna. Na poziomie medialnym, biznesowym i wizerunkowym jest to z pewnością hit. Czy merytorycznie również? Z odpowiedzią na to pytanie należy zaczekać co najmniej do publikacji kluczowych szczegółów koncepcji, czyli do wypełnienia rzeczową, konkretną treścią tej widowiskowej ramy, którą jest obecnie idea Armii Nowego Wzoru.
Juliusz Sabak