Mike Merriman, przewodniczący związku zawodowego torontońskich ratowników medycznych, CUPE Local 416, przyznał, że prowincyjny system opieki medycznej jest na skraju załamania. Potwierdził, że w sobotę około 6:40 wieczorem zabrakło karetek, które mogłyby wyjechać do pacjentów w stanach zagrożenia życia. Powiedział, że właśnie wtedy otrzymano wezwanie, które oceniono na sytuację zagrażającą życiu chorego, i nie było wolnego ambulansu. Takie przypadki zdarzają się częściej, niż się powszechnie wydaje, dodał Merriman.
Zdaniem Merrimana problem nie wziął się znikąd. W całym GTA od lat pogotowie ratunkowe było niedofinansowane. Do tego jeszcze przed pandemią ciągnęły się braki kadrowe. W ostatnim czasie wzrosła liczba zakażeń koronawirusem także wśród personelu medycznego. Poza tym ratownicy mniej chętnie pracują w nadgodzinach, bo czują się wypaleni.
Coraz więcej osób dzwoni i skarży się na objawy COVID-19 prosząc o przewiezienie do szpitala.
Rzecznik prasowy torontońskiego ratusza, Brad Ross, potwierdził, że zawsze może zdarzyć się taki moment, gdy wszystkie karetki w mieście będą zajęte. Trzeba się liczyć z opóźnieniami w przypadku wezwań o niższym priorytecie, jako że ratownicy muszą najpierw dotrzeć tam, gdzie zagrożone jest życie chorego. Na całym świecie występują podobne problemy wywołane wysoką absencją ratowników.
W zeszłym tygodniu dyrektor William Osler Health System apelował do osób, które nie potrzebują natychmiastowej pomocy lekarskiej, by same przyjeżdżały do szpitali, a nie korzystali z pogotowia ratunkowego.
Odsetek absencji z powodu koronawirusa wśród pracowników krytycznych usług medycznych w Toronto wynosi około 12,7 proc.