Mam na myśli „stan” w przestrzeni polityczno-wojskowej, jaki wytworzył się po przekazaniu przez administrację amerykańskiej odpowiedzi na listę żądań przedstawionych Stanom Zjednoczonym i NATO przez rosyjskie ministerstwo spraw zagranicznych 17 grudnia 2021 roku. Odpowiedź Waszyngtonu, oficjalnie nie została opublikowana, ale z przecieków wiadomo, że udzielono negatywne odpowiedzi na wszystkie żądania Kremla. W zamian Amerykanie przedstawili Rosjanom własną listę tematów do dyskusji czy negocjacji. Wygląda to tak, jak gdyby piłka została odbita na stronę rosyjską.
Żądania przedłożone stronie amerykańskiej w grudniu 2021 roku wyraźnie wskazują na to, że Rosja znowu czuje się mocarstwem i uważa, że ma pełne prawo, aby zachowywać się jak pełnoprawny graczem na międzynarodowej arenie. Przypomnę, że zasadnicze rosyjskie żądanie były umotywowane zapewnieniem swoim granicom bezpieczeństwa militarnego. Prostym językiem, Rosja chce, aby żołnierze i systemy uzbrojenia NATO nie były rozmieszczone na terytoriach krajów, które nie były członkami Sojuszu przed 1997 rokiem.
Nie mam najmniejszej wątpliwości, że gdyby wszystkie żądanie strony rosyjskiej zostały ostatecznie odrzucone, spowodowałoby spadek zaufania do obecnej elity na Kremlu, a sam prezydent kończyłby urzędowanie w niesławie. Prawdopodobnie dla tego niektórzy rosyjscy komentatorzy politycznych uznali brak zgody na nieprzyjmowanie kolejnych byłych republik radzieckich do paktu NATO, wprost jako prowokację. Przypomnę, że za brak zgody na swoje żądania, Rosjanie grozili podjęciem kroków techniczno-wojskowych. Chociaż nigdy nie zostało sprecyzowane czy wyjaśnione, co techniczno-wojskowe kroki mogą realnie oznaczać. Nie obyło się również od oskarżenia Stanów Zjednoczonych o podstępne oszukanie Rosji w okresie po rozwiązaniu ZSRR, kiedy Rosjanie traktowała Amerykanów, jako przyjaciół i partnerów, a Stany Zjednoczone, jako państwo zaprzyjaźnione. Od siebie dodam, że opłata za tranzyt rosyjskiego gazu wynosi od 2 do 3 miliardów dolarów, i stanowi to 2-3% PKB ukraińskiego. W przypadku zaognienia konfliktu, kijów utraciłby te pieniądze.
Odmowna odpowiedz amerykańskiej administracji na wszystkie rosyjskie żądania, pozwalała sadzić, że USA siłą rozpędu nadal chcą traktować Rosję, jako najwyżej mocarstwa regionalnego. Ich postawę można było scharakteryzować w następujący sposób. My, Amerykanie wygraliśmy zimną wojnę i jako zwycięzcy mamy prawo do utrzymania nowych zdobyczy uzyskanych w ciągu ostatnich trzydziestu lat. W Europie te zdobycze to rozszerzenie własnej strefy wpływów na obszar wcześniejszych wpływów ZSRR, w tym rozszerzenie paktu NATO na byłe państwa socjalistyczne i państwa bałtyckie oraz rozmieszczenie na ich terytorium własnych wojsk.
Poszerzenie strefy amerykańskich wpływów czy samo przyjęcie nowych członków do paktu NATO, z wyjątkiem Ukrainy, bezpieczeństwu Rosji w dużym stopniu nie może zagrażać. Rzeczywistym zagrożeniem jest obecność wojsk USA w państwach bezpośrednio sąsiadujących z Rosją, a tylko amerykańskie wojska mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa Rosji. Tymczasem Stany Zjednoczone przemieszczają dodatkowe 3 000 żołnierzy, z elitarnych jednostek, do Polski i Rumunii. Taka liczba żołnierzy wojsk specjalnych nie ma strategicznego znaczenia. Jest to raczej podkreślenie swojej pozycji hegemona na tym obszarze Europy.
Drugim spornym punktem jest możliwe przyjęcie Ukrainy do paktu NATO. Napisałem wcześniej, co, według mojego przekonania, może grozić elitom rosyjskim w przypadku niewypełnienie ich żądań. Nie są znane możliwe konsekwencje dla Amerykanów w przypadku wypełnienia rosyjskich żądań. Czy bezboleśnie zaakceptują nowe realia takie, że po trzydziestu latach absolutnej dominacji pogodzą się z utratą pozycji jedynego światowego lidera?
Po otrzymaniu listów z żądaniami Amerykanie sprytnie próbowali odwrócić uwagę od zasadniczego żądania strony rosyjskiej, czyli zapewnienia Rosji bezpieczeństwa. Pomimo tego, że Rosjanie powtarzają jak mantrę frazę o tym, że nie planują inwazji na Ukrainę, ponownie została rozpętana histeria wokół nieuniknionej inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę. Równolegle rozpoczęło się „straszenie” Rosji możliwym przyjęciem do sojuszu NATO dwóch kolejnych państw, Szwecji i Finlandii. Przy czym dyplomaci amerykańscy zapomnieli o tym, że neutralność Finlandii nie jest jej samodzielną decyzją, ale wynika z wcześniej zawartych umów międzynarodowych. Jeżeli chodzi o Szwecję, to państwo to miało wystarczająco dużo czasu, aby zdecydować się na udział w pakcie. Tymczasem Szwedzi nie zgłosili chęci wstąpienia do NATO nawet w czasach, kiedy istniał ZSRR, a świat był zanurzony w zimnej wojnie.
Kontratak słowny Amerykanów zyskał poklask tylko u ograniczonej liczbie sojuszników, którzy przyłączyli się do straszenia własnych obywateli nieuchronnym najazdem wojsk rosyjskich na Ukrainę. My znaleźliśmy się w czołówce tych państw, ramię w ramie z Wielką Brytanią, Kanadą i państwami bałtyckimi. Tymczasem inne państwa europejskie, w tym takie tuzy jak Niemcy, Francja, Włochy czy Hiszpania, odniosły się obojętnie lub z wielką rezerwą do wywołanej histerii. Niemiecka pomoc dla wojska ukraińskiego w postaci hełmów nowego wzoru oraz prawdopodobne wpłynięcie na zmianę trasy lotu angielskich samolotów z pomocą wojskową, spowodowało niezadowolenie nie tylko w Kijowie. Również w państwach tworzących „koalicję” obrony Ukrainy przed rosyjską agresją. Trudno przypuszczać, że takie „zachowanie” Niemców było przypadkowe lub nieprzemyślane. Bardziej prawdopodobne jest, że było to zaplanowane zlekceważenie zapowiedzi o nieuchronnej wojnie.
Warto przyjrzeć się niekonwencjonalnemu zachowaniu elit ukraińskich, które stoją na czele państwa będącego w centrum zainteresowania. Po rozmowach z sekretarzem stanu USA, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski publicznie oświadczył, że „wprawdzie dalsza eskalacja napięcia z Rosją jest możliwa, ale nie należy panikować”. Podkreślił, że „mieszkańcom Ukrainy nie jest potrzebna panika, ponieważ obecna sytuacja nie jest bardziej napięta niż wcześniej”.
Dopowiedział też, że w obecnej chwili największym zagrożeniem dla Ukrainy jest destabilizacja wewnętrzna, która może być wywołana kryzysem gospodarczym. Żeby było ciekawiej, oskarżył Wielką Brytanią o przyzwalanie na pranie w tym kraju brudnych pieniędzy przez oligarchów wyprowadzających pieniądze z krajów takich jak Ukraina czy Kazachstan.
Prezydent Zełeński nie zmienił poglądu na temat zagrożenia inwazją na jego kraj po telefonicznej rozmowie z prezydentem J. Bidenem. Według amerykańskich mediów rozmowa nie przebiegała w przyjaznym duchu. Prezydent Biden miał zapewniać Zełenskiego o nieuniknionym ataku Rosji i wzywał, aby Ukraina przygotowywała się nie tylko na atak, ale na dodatek na okupację.
Bezpośrednio po rozmowie z amerykańskim prezydentem prezydent Ukrainy zadziwił ponownie, odcinając się od histerii w niektórych państwach. W przemówieniu telewizyjnym po raz kolejny przekonywał, że nie ma żadnego zagrożenia, nikt nie planuje ataku na Ukrainę, a szum wokół możliwej inwazji tylko psuje notowania na giełdzie kijowskiej, powoduje ucieczkę z kraju zagranicznych inwestorów, obniża wartość ukraińskiej waluty i niepotrzebnie straszy obywateli Ukrainy. Odnosząc się do ewakuacji dyplomatów USA, Australii, Niemiec i Kanady z Kijowa Zełenski stwierdził, że „Ukraina to nie Titanic” i dyplomaci nie powinni jej opuszczać. Również ukraiński minister obrony odniósł się lekceważąco do wojennej histerii w innych państwach i postanowił nie ogłaszać powszechnej mobilizacji rezerwistów.
Tymczasem do Ukrainy napływa pomoc wojskowa. Dla przykładu Stany Zjednoczone dostarczyły 55 pojazdów opancerzonych Humvee, 84 łodzie pneumatyczne, dwie partie amunicji, apteczki, sprzęt radarowy, a także 30 zestawów rakiet przeciwpancernych Javelin, zaopatrzonych w 180 pocisków. Wielka Brytania dostarczyła przenośne rakiety do zwalczania czołgów a Polska kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji oraz przenośne, przeciwlotnicze zestawy rakietowe Piorun.
Według mojej opinii jest oczywiste, że w przypadku wojny z Rosją, właśnie udzielone „wsparcie” pomoże armii ukraińskiej tak jak kadzidło umarłemu.
Rosja może pokonać armię ukraińską, ale z tego powodu nie uzyskałaby żadnych korzyści. Przeciwnie, byłby to ogromny cios w gospodarkę rosyjską. Gospodarka ukraińska jest w złym stanie i według prezydenta Zełenskiego na samo jej ustabilizowanie potrzeba 4-5 miliardów dolarów. Jeżeli jest prawdą, ze średnia stopa życiowa na Ukrainie obecnie jest najniższa w Europie, to potencjalny okupant musiałby wziąć na swoje barki wydatki związane z dźwiganiem tej gospodarki na wyższy poziom. Wielu młodych obywateli wyjechało za granicę, ale w kraju pozostało ponad 10 milionów emerytów i okupant musiałby wypłacać im świadczenia.
Z jednej strony, dwaj potencjalni uczestnicy wojny, Rosja i Ukraina deklarują, że wojny nie mają zamiaru rozpoczynać. Z drugiej strony, na zachodniej granicy Rosja nadal utrzymuje w trudnych warunkach zimowych ponad 100 tysięcy żołnierzy. Dodatkowo Rosja przemieszcza na terytorium Białorusi 30 tysięcy żołnierzy, sprzęt wojskowy i samoloty. Taka operacja jest bardzo kosztowna. Wygląda to tak, jakby to trzecia „strona” była zainteresowana wybuchem konfliktu, ale sama nie zamierzała czynnie wziąć w konflikcie udziału.
Warto w tym momencie spróbować odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule artykułu o „stan”, w jakim się znajdujemy. Moja odpowiedz jest taka, że nie jesteśmy ani przed, ani po burzy. W świecie kształtuje się nowy ład globalny i Rosja próbuje zająć w nim należne jej miejsce. Nie jest to na rękę elitom waszyngtońskim, chociażby z powodu jesiennych wyborów. Ustąpienie pola Rosjanom mogłoby jeszcze bardziej osłabić notowania demokratów.
Ostatnie dni pokazują, że jednym z elementów nowego ładu będzie rozszerzony sojusz polityczny i ekonomiczny Rosji z Chinami. Według mojej oceny elity kremlowskie, nagłaśniając narrację o zagrożeniu ze strony paktu NATO, przygotowały grunt we własnym społeczeństwie do poparcia prochińskiej polityki prezydenta. Mówiąc prostym językiem, tłumaczą swoim obywatelom konieczność zacieśniania sojusz z Chinami nieprzyjaznym nastawieniem zachodu do Rosji.
Taki sojusz nie zakłóci przyjaznych relacji z najważniejszymi państwami europejskimi, takimi jak Niemcy, Francja, czy Włochy. Te państwa również są zainteresowane utrzymaniem dobrych relacji ekonomicznych z Chinami.
Wycofanie wojsk amerykańskich z Europy Wschodniej i Środkowej jest nieuniknione i będzie miało podłoże czysto finansowe. Utrzymywanie wojsk poza granicami staje się coraz kosztowniejsze, a finanse dla Stanów Zjednoczonych stają się coraz ważniejszym problemem.
Całkiem możliwe, że zapowiadany sojusz Wielkiej Brytanii, Polski i Ukrainy jest próbą znalezienia sposobu na zakończenia kryzysu. Zastąpienie wojsk amerykańskich wojskiem brytyjskim zapewniłoby Polsce i Ukrainie poczucie bezpieczeństwa przed zagrożeniem ze strony Rosji. Takie rozwiązanie mogłoby również satysfakcjonować Rosję, ponieważ wprowadzony do Europy Środkowej i Wschodniej brytyjskich wojsk nie stanowiłby zagrożenia dla bezpieczeństwa Rosji.
Trudno przewidzieć wypadki w najbliższej przyszłości, ponieważ nie wiemy, co planuje się za zamkniętymi drzwiami na Kremlu i w Biały Domu, czy raczej Departamencie Stanu. Jest pewne, że przywódcy innych państw włączą się aktywnie do procesu rozładowania napiętej atmosfery jak powstała wokół naszych wschodnich sąsiadów.
Mikołaj Kisielewicz