Kanadyjczycy obserwując przebieg ataku Rosji na Ukrainę powinni pamiętać, że Kanada też graniczy z Rosją, nawet jeśli jest to granica nie do końca określona i kwestionowana. Chodzi oczywiście o granice przebiegające w Arktyce. Kanada, Rosja i Dania roszczą sobie przecież prawa do bieguna północnego.
W ciągu ostatniej dekady wszystkie trzy kraje złożyły wnioski o ustalenie granic do komisji ONZ. Ostatnia poprawka do rosyjskiego wniosku wpłynęła niecały rok temu. Rosja rozszerzyła wówczas swoje roszczenia do dna morskiego o 750 000 kilometrów kwadratowych, o obszar przylegający bezpośrednio do kanadyjskiej przybrzeżnej strefy ekonomicznej ciągnącej się wzdłuż wybrzeży Nunavutu, Terytoriów Północno-Zachodnich i Jukonu.
Politolog z University of Calgary, Rob Huebert, jeden z czołowych ekspertów specjalizujących się w zagadnieniach związanych z Arktyką, stwierdził, że jest to żądanie maksymalistyczne i oznacza chęć zagarnięcia całego Oceanu Arktycznego i potraktowaniu go jako rosyjski szelf kontynentalny.
Do niedawna jeszcze panowało powszechne przekonanie, że sprawę przynależności Arktyki (bogatej w złoża ropy i otwierającej nowe szlaki handlowe) przy odrobinie dyplomacji, dobrej woli i w oparciu o wiedzę z zakresu geologii uda się rozwiązać pokojowo, zgodnie z Konwencją Narodów Zjednoczonych w sprawie morza. Obawy o Arktykę pojawiały się wcześniej w 2014 roku po aneksji Krymu. Teraz temat powraca. Jeśli Putin potrafił uznać Ukrainę za bezprawnie państwo istniejące na terytorium tożsamym narodowo z Rosją, to może tak samo stwierdzić, że Rosji należy się kontrola nad Arktyką.
Nie można zakładać, że Rosja będzie w dalszym ciągu przestrzegać zasad pracy Komisji ONZ ds. granic szelfu kontynentalnego, Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie morza, a także innych umów zawartych z Kanadą i członkami Rady Arktycznej – której Federacja Rosyjska aktualnie przewodniczy.