Premier Kanady Justin Trudeau pojechał do Europy i nawet dojedzie do Warszawy, gdzie ma porozmawiać z prezydentem Andrzejem Dudą. Tak przynajmniej zapowiedziano w komunikacie. Dlaczego z Dudą, a nie z premierem Morawieckim? Licho wie.
Trudeau należy do globalistycznych prymusów i dlatego jego reakcja na obecny kryzys wywołany wojną na Ukrainie jest ubrana jest w trudną do interpretowania nowomowę. Można jednak odnieść z niej wrażenie, że podobnie, jak pandemia, wojna pozwoli na zmiany, które w normalnych czasach byłyby trudne do przeprowadzenia.
Wicepremier Christia Freeland zapowiedziała już, że antyrosyjskie sankcje będą nas wszystkich kosztować i musimy zacisnąć zęby, gdy wyeliminujemy z rynku rosyjskie surowce.
Rosja to jeden z największych producentów ropy naftowej na świecie. Tak się świetnie składa, że Kanada również, problem tylko w tym, że rząd Trudeau traktuje ropę naftową i gaz ziemny jako zło, coś co trzeba wyeliminować, by nie brudzić sielskiego obrazu planety i nie zamierza zwiększać wydobycia, ani likwidować podatku „węglowego”, jaki z roku na rok coraz bardziej będziemy odczuwać „przy pompie”.
Wojna na Ukrainie daje możliwość zdublowania resetu popandemicznego: ludzie łykną wszystko, czyli na przykład, podwyżkę cen benzyny o dolara czy dwa za litr.
Bo to wina „ strasznego Putina”, Czyż nie tak? Nadarza się więc okazja, by nam wszystkim wcisnąć w gardło benzynę po 4 dolary, wylansować elektryczne hulajnogi (patrz Mississauga) i weekendy blisko domu.
Problem w tym, że energia elektryczna musi być gdzieś wyprodukowana i jeśli wszyscy przestawimy się na elektrykę, to ani wiatr, ani słoneczko nie dadzą rady. Jeden z głównych „animatorów” elektrycznego rynku motoryzacyjnego Elon Musk, który od jakiegoś czasu drażni ekolewaków zdrowym rozsądkiem, stwierdził wprost, że w obecnej sytuacji powinno się zwiększyć produkcję ropy i gazu ziemnego. Nie ma się co dziwić, bo bez tego trudno będzie utrzymać tesle na chodzie.
Niestety tu, w Kanadzie, będziemy się wciąż samobiczować walką z klimatem, a to za sprawą polityków, którzy mają zielono w głowie.
Ottawa zapowiedziała, że nie poprze żadnych nowych inwestycji w ropę i gaz. Mamy się grzać w słońcu i tyle.
To, że tak zwana odnawialna energia jest świetna jako uzupełnienie, nie ulega wątpliwości, natomiast stalowni nie zasilimy z wiatraków i dopóki nie będziemy mieli podręcznych generatorów atomowych, trudno jest wyłączać tradycyjne elektrownie bez wyłączenia nam wszystkim prądu. Wiedzą o tym doskonale Chińczycy, którzy budują obecnie 240 elektrowni węglowych, a mają już ich tysiąc. Oczywiście chińskie podmuchy do nas nie dojdą, my tu będziemy mieli kanadyjskie powietrze i własny klimat.
Nasze dzieci tymczasem okłamują w szkołach futurystycznymi legendami o słonecznym świecie bez chłodni kominowych; ekobolszewicy zapewniają, że taki świat jest na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko zmienimy nasz sposób życia. Być może mają na myśli hibernację…
Nasze wyborcza dezynwoltura da więc o sobie znać przy dystrybutorze. Wojującym z klimatem bojówkarzom na widok wysokich cen paliw wprost jarzą się oczy, no bo wiadomo, że im droższe paliwo, tym mniej będziemy jeździć, a im mniej będziemy jeździć tym bardziej planeta od nas odetchnie. Czyż nie o to chodzi?
Tymczasem w Polsce mamy dramat uchodźców z Ukrainy. Kanada ma szansę zrobić tu wiele dobrego i otworzyć dla nich granice. Na razie jednak ogranicza się do dość oszczędnych programów.
Ukraińcy to porządni, pracowici ludzie, a takich Kanada potrzebuje. Czyż nie warto byłoby powtórzyć w tym przypadku taki sam program, jaki kiedyś uruchomiono dla nas, Polaków, ściągając nas tutaj z Latiny, Traiskirchen i innych obozów? Mogły, by wówczas z Polski przyjechać setki tysięcy nowych budowniczych tego kraju. Zdaje się jednak, że w dobie dzisiejszego wokizmu jest to rasowo niestosowne.
Trudne czasy wymagają liderów z charakterem, a nie narcyzów. W czasach takich, jak nasze trzeba po prostu przewodzić, a nie klepać mumbo-jumbo formułki z globalistycznych podręczników.
Wracając zaś do cen benzyny, to jest oczywiste, że będzie to jeden z głównych czynników inflacyjnych. Kanada mogłaby na obecnej sytuacji nieźle zarobić ograniczając recesyjne czynniki, trzeba tylko zdrowego rozsądku, trzeba tylko zdjąć z oczu klapki.
Śledząc wizytę Trudeau w Europie jakoś tak nieswojo poczułem się widząc go w mesie oficerskiej byłej bazy polskich sił powietrznych w Norfolk w Wielkiej Brytanii, gdzie stołowali się nasi bohaterowie.
Podobno w tych sprawach nie ma przypadków. Dlaczego więc premier Boris Johnson chciał, by akurat tam rozmawiano o obronie NATO i wojnie na Ukrainie? Czyżby znów, jak podczas II wojny światowej usiłowano Polskę wepchnąć pod pociąg, by Polacy na własny rachunek bronili Zachodu, jak wtedy, gdy z Norfolk startowały polskie spitfire-y, za których lease, amunicję, paliwo, Brytyjczycy kazali sobie płacić? To dla nas, Polaków zaiste symboliczne miejsce.
Podsumowując.
Po pierwsze, Kanada powinna zwiększyć produkcję węglowodorów;
Po drugie, otworzyć szeroko drzwi dla uchodźców wojennych z Ukrainy;
Po trzecie, przestać udawać że mamy do czynienia z problemem pandemicznym i znieść ograniczenia w podróżach.
Idzie wojna, nie ma co się wygłupiać.
Andrzej Kumor