Kim jest wróg? Słowo to zawsze ma zabarwienie negatywne. Ale ta negatywność może być stopniowana. Może być stosowane tylko w walce politycznej. Wtedy do określenia wroga używa się różnych negatywnych przymiotników, czasem epitetów, że nic nie wie, jest cymbał i podobne. To jest dobry czas, aby znaleźć na takiego politycznego adwersarza jakiegoś ‘haka’. Takie haki zbierają agencje wywiadowcze całego świata. Nie tylko na wrogów, ale na każdego kto ma potencjał wypłynięcia na arenie politycznej, czy społecznej. Chodzi o to, żeby mieć narzędzie kontroli i w razie czego zniszczenia kariery takiego niewygodnego człowieka.
Zbyt często to się udaje. Pod koniec zeszłego wieku piastowałam stanowisko prezesa Kongresu Polonii Kanadyjskiej Okręg Toronto. W mojej komisji rewizyjnej (mówimy o organizacjach woluntaryjnych, bezpłatnych posad), była pewna starsza pani z objawami demencji. Nie wiedziałam tego, bo to byłby wystarczający powód, aby ją wykluczyć z pełnienia tej funkcji. Jak się potem okazało, była ona nasłana przez wrogie niezależnemu kongresowi ugrupowania polonijne. Jakie? Sami przecież wiecie, to tam gdzie donosiciele się usadowili. Ta biedna pani naopowiadała bzdur odnośnie finansów (i tak znikomych), a inna rozbijaczka rozniosła to w eterze – celowo. Nic tak nie kala, jak nierozliczone społeczne pięć dolarów. Nawet jeśli ich nie rozliczy pani z demencją, bo nie jest w stanie niczego rozliczyć, nawet zapłacić własnych rachunków. A wszystko to było zmanipulowane przez taką wredną zołzę, rozbijającą po kolei wiele organizacji polonijnych.
Nie ujawniam jej nazwiska, bo dalej ma poparcie wpływowych środowisk, a ja chcę uniknąć bezsensownych procesów – chociażby z tego względu, że niestety nie jesteśmy na takim poziomie dojrzałości organizacyjnej, żeby za nami stał cały tabun prawników do naszej i naszej sprawy obrony. Wręcz przeciwnie. Jeśli już dochodzi do procesów, co niestety dzieje się dość często, szczególnie w organizacjach coś posiadających, to stronami i oskarżenia i obrony z reguły nie są polscy prawnicy. Nie sądzicie, że jest to dziwne? Bo ja tak. O przyczynach takiego stanu rzeczy i ja, i wy wiecie. Właśnie zbieram materiały do monografii na ten temat. Wysłałam wiele zapytań do naszych kanadyjskich urzędów. W Kanadzie istnieje prawna możliwość sprawdzenie nie tylko swoich prywatnych akt, ale także historycznych akt organizacji. Jeszcze nie wiem, gdzie mnie ta ścieżka zaprowadzi, ale jeśli na nią nie wkroczę, to nigdy nie będę wiedziała. Tu niestety map nie ma, a chronologię należy sobie odtworzyć samemu na podstawie dostępnych kawałków układanki. Żmudna to praca, ale warta zachodu. Dochodzenie do prawdy jest naszym obowiązkiem. I znów pewien pan zarzuci mi:
– Po co to się w tym grzebać po tylu latach? – a ja znów odpowiem.
– Po to, aby wiedzieć. W dochodzeniu do prawdy nie ma nic złego, a w zachowaniu tych, którzy na nas donosili i manipulowali jest. No chyba, że przeproszą. Ale oni są przekonani, że niczego złego nie zrobili. Gdyby to się tylko ta ich nikczemna działalność nie wydała…
Więc donoszono nie tylko do komunistycznych służ bezpieczeństwa w Polsce, ale i na nas w Kanadzie. Tak. Pewnie ci sami, zapewne zgodnie z zasadą, że dla Judasza nie ma znaczenia na kogo donosi, bo to taka osobowość. On po prostu musi donosić. Brrr! To tak, jak z tym małżonkiem/ą co zdradza, jak już raz to zrobili, to będzie i dalej, bo to taka osobowość.
No nie wiem, bo na starość to już im się zmienia, co prawda z innych powodów. Znałam takiego jednego. Na końcu zalecał się do pewnej dobrze owłosionej starszawej, ale nic z tego nie wyszło, bo dostał zawału, i potrzebował pielęgniarki, a nie nowej kochanki. Więc z tym wrogiem to jest podobnie, bo trudno jest wroga przekwalifikować. Jak już raz wróg, to taki pozostanie. Może tylko jeszcze gorszy. My Polacy dostajemy tego lekcje przez wieki. Po to, aby komuś przypisywać złe cechy, należy go krytykować, a potem jeśli potrzeba odczłowieczyć. W drugiej turze procesu w Norymberdze był sądzony Eberhard Milch. Dostał dożywocie, ale wyszedł po 15 latach. Zmarł w 1972 roku.
Ten Milch był synem farmaceuty żydowskiego pochodzenia. Żeby utrzymać się w Wehrmachcie, jego matka zeznała, że ojcem był kto inny i cała rodzina wyparła się swojego żydowskiego pochodzenia. Podczas procesu Milch nie potrafił zrozumieć, za co jest sądzony, bo przecież ci których Niemcy tak bezwzględnie mordowali, to nie byli ludzie. Tylko kto? Ach powinnam zapytać ‘co’? Odczłowieczeni wrogowie. I taka jest kolej rzeczy.
Najpierw wroga nie lubimy, potem mu przypisujemy coraz to gorsze cechy, aż do momentu kiedy przestaje być człowiekiem. Wtedy go możemy zabić, i być bohaterem.
Między absolutnym wrogiem, a absolutnym bohaterem jest jeszcze absolutna ofiara. Jest to osoba bez szans. I to nie tylko w czasie trwania teatru wojennego. Mój kiedyś dość dobry znajomy, z którym zerwała się nić komunikacji, przypadkowo spotkał mnie na zebraniu. Dowiedziałam się, że rozstał się z żoną, która przeistoczyła się w potwora, czyli idealnego wroga. Ani jednego dobrego słowa o niej już nie mógł powiedzieć, choć to przecież nieprawda, bo znałam ich kiedyś oboje jako całkiem dobrą rodzinę. Nic nie wspominał o napastniku, ale łatwo wywnioskowałam, że był to sprytny babor, który połasił się przede wszystkim na rodzinne dobra. I je sobie zawłaszczył, jak zajęte terytoria.
A ofiary?
To mój znajomy został ofiarą absolutną, bo atakowaną z obu stron: i byłej żony, i kochanki, kiedy wyszło szydło z worka. I co?
Czyli jednym słowem facet spaprał swoje życie, ale i przy okazji życie swojej rodziny (żony i dzieci), i zamiast się z tego jakoś z honorem wygrzebać, popadł w bycie jeszcze bardziej absolutną ofiarą, od której nic nie zależy, i która za nic nie jest odpowiedzialna. No tak bratku, jakeś taki chory, to już za nic nie odpowiadasz – pomyślałam. I na tym skończyłam tę znajomość. Co prawda napraszał się i zapraszał ze swoją kochanką, ale nie mam zamiaru podpisywać się pod jego planem rozbioru i rozwalenia rodziny. Nie mam zamiaru także słuchać tego jaką jest ofiarą, ani tego, jakim to absolutnym wrogiem (czyli została odczłowieczona) jest jego żona, a nawet i jego dzieci. Nie mam zamiaru godzić się z kochanką-agresorem. Jego życie to nie moja sprawa, ale to moja sprawa gdzie, i po której stronie stanę. Tak jak w każdej wojnie, i w każdej sytuacji, gdzie musimy wybierać.
Wybierać zgodnie z jasno określonymi zasadami, a nie wybierać (czytaj sprzedawać się, i to tanio) za 30 srebrników.
Alicja Farmus
Toronto, 21 marca, 2022