Najwyraźniej coś musiało się stać Naszym Umiłowanym Przywódcom, a zwłaszcza – Naczelnikowi Państwa i jego pierwszemu ministrowi.
“Może to bez te nawozy śtucne, może był w szkole zbyt pilnym uczniem, może to syćko bez te atomy, że …” – no mniejsza z tym – jak śpiewał przed laty Kazimierz Grześkowiak. A może oddziaływują na nich zwrotnie te liczne komplementy, jakich nie szczędzi nam pani Żorżeta Mosbacher? Jak tam było, tak tam było, dość, że Naczelnik Państwa, wraz ze swoim pierwszym ministrem oraz premierami: Czech i Słowenii, wsiadł w Schnellzug, do którego doczepiono luksusową salonkę o iście bizantyjskim wystroju, którą cała wyprawa kijowska bezpiecznie dotarła do ukraińskiej stolicy. Oczywiście zaraz pojawiły się fałszywe pogłoski, że wyprawa wcale nie dotarła do Kijowa, tylko wszystko zostało zainscenizowane na dworcu w Przemyślu, ale to tylko oszczerstwa oszczerców, którzy zgrzytają zębami, że na taki pomysł nie wpadł wcześniej Donald Tusk. Donald Tusk jest bowiem wrogiem ludzkości numer 2, bo pierwszym jest oczywiście zimny ruski czekista Putin, właśnie przez Senat USA obwołany “zbrodniarzem wojennym”. Otóż w Kijowie Naczelnik Państwa zaprezentował “koncepcję”, żeby NATO wysłało na Ukrainę uzbrojoną po zęby “misję pokojową”. Prezydent Zełeński, który coraz natarczywiej domaga się umiędzynarodowienia wojny rosyjsko-ukraińskiej, żeby chociaż rozlała się na kraje Europy Środkowej, oczywiście wyraził wdzięczność, a nawet podziw dla odwagi Naczelnika, który zresztą niezwłocznie powrócił na ojczyzny łono. Okazało sie jednak, że wyprawa kijowska nie miała od nikogo żadnych pełnomocnictw; ani od NATO, ani od Unii Europejskiej, toteż wydawało się, że cała para pójdzie w gwizdek, Naczelnik Państwa przyprawi sobie bohaterski listek do wieńca sławy i wszystko zakończy się wesołym oberkiem.
Niestety Nasz Najważniejszy Sojusznik natychmiast postanowił “koncepcję” Naczelnika Państwa potraktować poważnie i pani Psaki, w imieniu Białego Domu oświadczyła, że będzie ona “rozważana”.
Wywołało to lekkie zaniepokojenie i węgierski premier Wiktor Orban przytomnie zauważył, że Węgry w żadnej “misji pokojowej”, a nawet w obkładaniu Rosji coraz to nowymi sankcjami nie będą uczestniczyły – ale w naszym nieszczęśliwym kraju rozpoczęły się poufne przygotowania, jako że 25 marca gospodarską wizytę w Warszawie zapowiedział prezydent Biden, żeby poradzić się prezydenta Dudy, co właściwie przystoi mu czynić. W tej sytuacji “koncepcja” misji pokojowej jawi mu się jako prawdziwy dar Niebios, więc jestem pewien, że prezydent Biden “pozwoli” nam na jej wysłanie, nawet gdyby w jej skład mieli wchodzić tylko miłujący pokój żołnierze polscy. Jestem pewien, że opatrzy to “pozwolenie” solenną uwagą, że jest to “suwerenna decyzja” Polski, z którą USA nie mają nic wspólnego. W tej sytuacji jest prawie pewne, że prezydent Duda nie będzie już zaprzątał prezydentowi Bidenowi skołatanej głowy propozycją, by USA, pragnące wzmacniać “wschodnią flankę NATO”, sfinansowały uzbrojenie 200 tys, dodatkowych żołnierzy polskich – bo o tylu właśnie przewiduje powiększyć poską armię przyjęta niedawno ustawa o obronie Ojczyzny. Ryzyko byłoby niewielkie, bo jeśli nawet prezydent Biden odpowiedziałby odmownie, to gorzej przecież nie będzie, a nawet nieco lepiej, bo więcej dowiedzielibyśmy się, co właściwie oznacza to “wzmacnianie wschodniej flanki NATO”.
Skoro tedy Stany Zjednoczone chyba nie sfinansują uzbrojenia tych 200 tys. polskich żołnierzy, to pewnie dlatego pan premier Morawecki nieoczekiwanie wystąpił z kolejną “koncepcją” to znaczy – zmiany konstytucji.
Chodzi o trzy zmiany; pierwsza – by wydatki wojskowe zostały wyjęte spod jakichkolwiek konstytucyjnych limitów wydatków budżetowych. Otwierałoby to rozmaite nieograniczone możliwości, zapewniając przy okazji ”bezkarność plus” tym wszystkim, którzy by z tych możliwości próbowali korzystać – ale na tym nie koniec, bo druga zmiana miałaby polegać na otwarciu możliwości konfiskowania mienia obywateli rosyjskich zamieszkałych w Polsce, zwłaszcza gdyby padło na nich podejrzenie, że skrycie sprzyjają Putinowi i – po trzecie – żeby możliwie było też konfiskowanie mienia, albo przynajmniej prześladowanie polskich przedsiębiorstw, robiących interesy w Rosji, albo z Rosjanami.
Ponieważ rząd “dobrej zmiany” nie dysponuje większością wymaganą do zmiany konstytucji, pan premier zwołał do siebie również opozycję, by wspólnie się nad tym namówić i ewentualnie rozdzielić żerowiska, bo przecież z samego kurzu, który się podnosi przy przeliczaniu takich pieniędzy można wykroić sporo fortun i założyć wiele starych rodzin. Ale nieprzejednana opozycja odmówiła, stwierdzając przy okazji ustami pana Bartłomieja Sienkiewicza, że przecież do konfiskowania mienia rosyjskich obywateli, czy polskich przedsiebiorstw żadna konstytucja nie jest potrzebna.
To prawda; rabować prywatne mienie Rosjan i Polaków można bez żadnej konstytucji, co do tego nie ma dwóch zdań.
Wygląda tedy na to, że żadnej wojennej zmiany konstytucji nie będzie, a w tej sytuacji finansowanie powiększenia naszej niezwyciężonej armii będzie dokonywało się ze środków pozyskanych z obligacji skarbowych, z obligacji emitowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego, jednak gwarantowanych przez budżet, z subwencji budżetowych i wpłat z zysku Narodowego Banku Polskiego, to znaczy – kosztem dodatkowego zadłużenia państwa. Ustawa przewiduje bowiem przeznaczenie na ten cel 3 procent Produktu Krajowego Brutto, czyli około 90 mld złotych rocznie. Ale te 3 procent PKB na wojsko to zaledwie kropla w morzu wydatków, bo rząd już nie potrafi postawić żadnych granic swojej hojności, nie tylko dla uchodźców, których liczba już grubo przekroczyła 2 miliony i codziennie powiększa się o dodatkowych kilkadziesiąt tysięcy, ale również na tzw. “tarczę antyputinowską”, obejmującą m.in. dopłaty do gazu, nawozów i innych rzeczy. Tymczasem już Mikołaj Machiavelli pisał, że nie ma rzeczy, która by tak sama siebie pożerała, jak właśnie hojność. Uprawiając hojność – pisał – sam niweczysz jej źródła i albo popadłszy w nędzę staniesz się przedmiotem pogardy, albo rabując staniesz się przedmiotem nienawiści.
Na razie jednak nikt o tym nie myśli, może i słusznie, bo jeśli tylko za pozwoleniem prezydenta Bidena Polska zorganizuje “misję pokojową” na Ukrainie, to wszystko może rozstrzygnąć sie w całkiem innych kategoriach, z którymi – kto wie – może nawet nie zdążymy się zapoznać?
Stanisław Michalkiewicz