Święta, święta i już po.
A było różnie, i wesoło i mniej wesoło. Wielkanocne śniadanie miało stół obficie zastawiony, jak należy.
Zając dumnie usadowił się w gniazdku z sianka, bazie i pisanka zdobiły każde nakrycie, jadła było, jak zwykle, aż za dużo. I jak już wszyscy ledwo się ruszali, krawaty zostały poluzowane, paski popuszczone, zamki błyskawiczne zsunięte do połowy, staniki przepięte na zewnętrzne haftki, znalazł się ten jeden.
Taki zawsze się w rodzinie znajdzie. Mój szef mówi, że nie jeden, a nawet dwóch malkontentów. Są w stanie zepsuć każde spotkanie. Jeśli już do żadnej z potraw się nie czepią, nie czepią się obecnych przy stole, nie czepią się jakiegoś zajścia z przeszłości, to czepią się byle czego. U mnie jest taki jeden. Cieszę się, że nie dwóch, tak jak u mojego szefa. Nie sposób go nie zapraszać z racji pozycji w rodzinie. Na zakończenie posiłku zaczął kropić wiosenny deszcz.
– Przyda się taki wiosenny deszcz, bo zrosi pojawiające się wiosenne kwiaty – mówię, patrząc przez okno.
A ten mi mówi, że ho, ho! zaraz zacznie padać śnieg. Fakt raczej zimnawo, i na noc zapowiedziano przymrozek, ale czy to jest powód do wywoływania na powrót zimy?
– O popatrz jakie piękne perełki z kropelek deszczu zawisły na pędach róży pnącej zaglądającej do mojego okna.
A ten mi mówi, że co w tym pięknego, zwykłe krople. Pewnie by zwrócił uwagę, gdyby krople były czarne z brudy, albo jeszcze lepiej, z krwi cieknącej z nieba, bo to taki negatywny sensat.
Wszędzie widzi zwiastuny katastrofy i jest ciągle bardzo nieszczęśliwy.
Na drugim biegunie jest moja koleżanka, którą niedawno okradli w autobusie, pomimo tego, że nie było tłoku. Na pytania po co miała pieniądze w portfelu, odpowiedziała, że została okradziona, bo Bóg ją kocha, i dał jej taką próbę, żeby mogła złodziejowi wybaczyć. Fajnie nie? Została okradziona, żeby wybaczyć winowajcy. Ta też przesada w drugą stronę. Przecież życie nie jest bardzo szczęśliwe, przynajmniej nie zawsze, ale ma szczęśliwe chwile, i te chwile powinniśmy pamiętać i się nimi cieszyć. Idę o zakład, że ten malkontent z mojej rodziny będzie pamiętał same złe rzeczy z wielkanocnego śniadania, choć było wspaniale, chociażby przez sam fakt, że się zebraliśmy rodzinnie na Wielkanoc. I wszyscy byli zadowoleni.
A temu ciągle negatywnemu nawet krople deszczu osiadłe jak perełki na już wiotkich gałązkach pnącej róży zaglądającej do okna się nie podobały. Ten to ma same złe momenty w życiu i żadnej radości do siebie nie dopuszcza. Moja koleżanka natomiast we wszystkim widzi radość i szczęście, nawet jeśli go dookoła niej nie ma.
Moje życie to pasmo bólu i ciężkich prób, ale z wieloma chwilami radosnymi. I te chwile będę pamiętać i takich chwil wyglądać.
Zrobiłam sobie taką wielkanocną rezolucję, aby znaleźć co najmniej trzy radosne chwile każdego dnia. Zaczynając od porannej kawy, którą lubię pić bez pośpiechu, rozmyślając. Z tego też się można cieszyć, albo można psioczyć, że kawa nie smakuje tak jak kiedyś. Nasz wybór.