Stałam przy półce z sucharkami. Szukałam takich, które lubię. I usłyszałam. Wiem, że to nie ładnie, ale podsłuchiwałam. To były panie starsze, bo nikt z młodszych nie zwraca się do siebie ‘proszę pani’. Więc usłyszałam, że pewna inna pani, zostawiła męża i wyjechała do Polski do jakiegoś kochasia z lat młodości. Kochaś był pijakiem, ale tego na odległość nie dało się sprawdzić, dopiero jak wyjechała to okazało się, że z chorym na chorobę alkoholową to niczego układać się nie da.
A w międzyczasie jak się w tej Polsce próbowała na nowo urządzić, to mąż ją tutaj okradł, z inną taką, co tylko patrzy świecącym ślipkami, gdzie jest jakiś stary i głupi, którego można oskubać. Więc wróciła z Polski do pustego domu. Nie tylko nie było w nim męża, ale żadnych mebli, nawet jej osobiste rzeczy zniknęły. To co zastała to kikuty wyschniętych roślin. I tak siedziała na podłodze i płakała nad tymi wyschniętymi kwiatami i swoim życiem. Próbowała je ratować, ale bez skutku.
Płakała nad kwiatami, czy nad sobą? – dociekała rozmówczyni. – Dzieci nie mogły podlewać kwiatów w czasie nieobecności mamy? – coraz bardziej niedowierzała ta druga, co to nic nie kumała.
Ja tam nie wiem, dzieci dorosłe, mieszkają poza Toronto – żachnęła się ta pierwsza. – Mówię pani co wiem, bo przecież dobrze ją obie znamy, i to przez tyle lat. Takie było dobre małżeństwo i rodzina, a tu takie nieszczęście!
W tym momencie głosy rozmówczyń stały się jakby znajome, a historia snuje się dalej. No więc chcę, czy nie chcę słucham. O tym jak ten mąż szybko został owinięty o palec przez tą jedną, co tylko czyha na głupich starych naiwniaków. Ta natychmiast wywiozła wszystko na farmę, i jego też. Szybko podupadł tam na zdrowiu do tego stopnia, że nie może prowadzić samochodu. A ta wozić go nie może, bo sama też starszawa i słabuje. Więc nawet do lekarzy nie jeździ, bo nie ma jak. A taksówką za daleko i za drogo.
A co z tą jego żoną?
Stanęła na nogi. Dalej jest dyrygentką, i dostała pracę z powrotem w koledżu.
Chwileczkę! Ileż to jest pań dyrygentek w naszym środowisku? Myślałam, że tylko ja. Chwileczkę, chwileczkę! To przecież jest opowieść o mnie – co prawda wiele rzeczy się nie zgadza, ale to o mnie. Postanowiłam się ujawnić. Wychodzę zza rogu i mówię
– Ach proszę pań, ach proszę pań, dawno nie byłam w Polsce, chyba z 10 lat, więc wybieram się w tym roku pomimo covidu, pomimo wojny na Ukrainie i pomimo bardzo drogich biletów.
Zamurowało je.
Jak to? – jęknęła pierwsza.
Jak to? – zawtórowała druga – Mówiono, że pani wyjechała do Polski na stałe.
Kto mówił? – pytam. – Musi być, że to ta pijana od rana wiedźma, której się nie podobałam. Rozpijała mojego męża, który zamiast na śniadanie wielkanocne z rodziną, maszerował do niej na Sunday branch, z buteleczką wina pod pachą. Jak jakiś Karlik z Gogolina z flaszeczką wina. Ale co się dziwić, to był taki sobie Karlik, to i skąd miał wiedzieć jak się zachować? No i spiknęła go ta ciągle pijana wiedźma z jakąś starą pudernicą od stołu biesiadnego. A niech tam sobie zdrowo popijają, w końcu trafił swój do swego.
Jak to? To pani nie wyjechała do Polski?
Nie byłam w Polsce od 10 lat. Dalej pracuję w tym samym koledżu od prawie 20 lat. A mąż przechodził kryzys drugiej młodości, ale zmądrzał, przestał pić i wprowadza się do naszego starego domu.
Nie wszystko była prawda, ale akurat prawda z mojego życia to nie ich prawda, i nie ich sprawa. Dodałam jeszcze
– Uważajcie panie, bo ta jego biesiadna pani starszawa desperacko szuka nowego kandydata do obskubania.
Robiąc pół piruet na pięcie odwróciłam się i pomaszerowałam zwycięsko do kasy. Jeszcze chwilę stałam na parkingu i obserwowałam jak z opadniętymi szczękami coś obgadywały. Biedne one. Nic się w ich życiu istotnego nie dzieje, to wymyślają sensacje u innych. Jak to w maglu, proszę pani, proszę pani.