Rowerowy początek maja na Podlasiu. Tym razem dojechaliśmy pociągiem za Siemiatycze do Nurca, skąd omijając przygraniczną strefę zamkniętą popedałowaliśmy w okolice Czeremchy. Następnie nasz szlak wiódł przez Kleszczele do Hajnówki. Niestety tym razem nie dane nam było zagłębić się w Puszczę Białowieską (sama Białowieża jest zamknięta dla turystów). Pojechaliśmy tylko kawałek skrajem puszczy od Hajnówki na północny-wschód. Las zachwycił nas kobiercem zawilców. Drzewa jeszcze nie miały pąków i liści, więc runo leśne pospiesznie korzystało z docierającego do niższych warstw lasu majowego słońca.
Dalej do miejscowości Narew, do kolorowej krainy otwartych okiennic i na spotkanie z rzeką. Po drodze udało nam się wejść do dwóch cerkwi i pogawędzić z księdzem. Podziwialiśmy bociany, żurawie, a następnego dnia o poranku nad rozlewiskami Narwii nasłuchiwaliśmy charakterystycznych dźwięków wydawanych przez kszyka. W Surażu weszliśmy na Górę Zamkową i odwiedziliśmy Muzeum Dziedzictwa Kulturowego, założone przez pradziadka obecnego właściciela, który sam nas oprowadził i ciekawie opowiedział o rodzinnych pamiątkach.
Następnego dnia w Narwiańskim Parku Narodowym podziwialiśmy rozlewiska z wieży widokowej w Topilcu-Kolonii, przeszliśmy się po długiej kładce Śliwno-Waniewo, widzieliśmy łosia z wieży widokowej w Kruszewie, doszliśmy do zerwanego mostu w tej samej wsi, zaliczyliśmy wieżę widokową w Pańkach, a na koniec przejechaliśmy przez Narew w okolicach Rzędzian.
Na nocleg po długim i intensywnym dniu zatrzymaliśmy się w urokliwym Tykocinie. Potem do Białegostoku jechaliśmy uciekając przed deszczem. Chmury krążyły, ale gdy już do nas doszły, udało nam się schronić w wiacie przystankowej. Przez Choroszcz dotarliśmy do celu. Na remontowanym dworcu PKP wsiedliśmy w pociąg Hańcza, który w komfortowych warunkach zawiózł nas do domu.
Katarzyna Nowosielska-Augustyniak