Ukraińska kobieta-snajper: „Szlachetnej sztuki wojennej nie należy zamieniać w bestialstwo”.
Piękne i szlachetne słowa. Dumne, zapewne zacne, bo z dobrej woli się biorące. Zarazem słowa pierzaste. I po co zaraz tak przesadzać? Że to wyparcie? Taką przesadę nazywać „wyparciem” to odwołać się do eufemizmu; na tyle one piękne, owe słowa, i szlachetne, na ile piękne i szlachetne mogą być piramidalne bzdury.
Bzdury też bywają piękne. „Kocham cię!” – powiada z emfazą napakowany testosteronem nastolatek, zaglądając dziewczynie w oczy, gdy pragnie dobrać się jej… no, w każdym razie wiadomo o co chodzi.
PRZERABIANIE NA ZWŁOKI
Słucham? Ale przesadzam z testosteronem czy z bzdurami? No dobrze, na poziomie indywidualnym nie bzdury, lecz rodzaj przydatnego, kto tam wie komu, infantylnego „ple-ple-ple”. Dyrdymały. Brednie.
Przepraszam za to najeżanie się, ale mam powody. Wojna neguje osobowości jednostek, żołnierzom i cywilom odbiera sumienia, narody pozbawia empatii wobec siebie i innych narodów. Każdy to wie, pozostali zaś, zanim nie będzie za późno, powinni nauczyć się konsekwencji powyższego, choć przyznaję, w powszechnej świadomości konsekwencje tego rodzaju zauważane są incydentalnie, ponieważ nazbyt odłożone są w czasie. Za daleko odłożone i za bardzo, patrząc z perspektywy przeciętnego konesera karmy medialnej.
Wojna w pierwszym rzędzie krzywdzi i uczy krzywdzić. Banał, wiem. Czy aby jednak „szlachetna szuka wojny” wyrasta ponad banał? Nonsens. Kiedyś może i wyrastała. Jednakowoż współcześnie, w znaczeniu, że w czasach charakteryzowanych przez boga skuteczności, współczesna wojna cóż wspólnego może mieć ze szlachetnością? Współczesnej wojnie ze szlachetności pozostała tęsknota. Co ja gadam, pył po tęsknocie nam pozostał. Współczesna woja – a to dopiero początki, cokolwiek nadejdzie – współczesna wojna zagarnia i miele. Przemiela, nikogo nie pozostawiając obojętnym. Nie dziwota, skoro – tertium non datur: przerabia uczestników na zwłoki albo wykuwa mścicieli. Obojętni w relacjach z wojną nie istnieją na wojnie, podobnie jak ateiści. Jeśli ci ostatni trafiają się w okopach, czy tam po piwnicach, to przecież niezmiernie rzadko i na bardzo krótko. „Trafiają się”, nomen omen. Wszystkich pozostałych wojna uczy strachu, jakiego wcześniej ludzie przeciętni nigdy nie doświadczyli, jakiego doświadcza się jedynie w sytuacjach granicznych. Natomiast ludzi przyzwoitych wojna psuje.
MYŚLICIELE NAJWIĘKSI
Broniłbym stanowiska, bo i przekonany do niego jestem, że wojna potrafi zepsuć nawet tych bardzo zepsutych. Wojna to śmierć (to dopiero banał), a jeśli nie śmierć własna, to okrucieństwo wobec nam najbliższych. Więc zemsta. Wendetta. Rewanż. Jakże inaczej? Skatalogowane w Nowym Testamencie przebaczanie nieprzyjaciołom oraz nadstawianie drugiego policzka, co nota bene niezgodnie z prawdą synonimuje bezwarunkową miłość do wrogów, również nas charakteryzują, ale na to trzeba świętości. Tu same aspiracje nie wystarczą. „Szlachetna sztuka wojny”? Nie, dajcie spokój. Co to, przekaz od Sun Tzu, czy tam od innego Sun Pina (Bina), przekaz sprzed dwudziestu pięciu wieków, kierowany w stronę misiów europejskich o bardzo małych i coraz mniejszych rozumkach? Próba przerobienia inteligencji człowiekowatych, czy tam tego, co z tej inteligencji do dziś zostało, na niejadalną przez ludzi rozsądnych mączkę medialną dla bydła?
Swoją drogą, o ile Sun Tzu, autor „Sztuki wojny” rzeczywiście szczyci się, czy precyzyjniej: o ile faktycznie zaszczycamy go, tytułem jednego z największych myślicieli Dalekiego Wschodu, do tego uznając za padre capi, czy tam nawet za capo ti tutti capi, to jest szefa wszystkich szefów nauki analizującej działania ludzkie ukierunkowane na cel (tę gałąź nauki nazywamy prakseologią), to niektórzy sinolodzy wskazują, że Sun Pinowi (Binowi), autorowi „Metod wojskowych” (potomkowi samego Sun Tzu), dopiero życie w odosobnieniu, wybrane z religijnych powodów, umożliwiło zgłębienie sztuki militarnej.
Prawdę powiedziawszy, niezła rekomendacja. Co zauważam, nie mogąc nadziwić się od lat wielu aktualnie obecnym w przestrzeni publicznej uzasadnieniom powodów wywołania czy prowadzenia wojen. Z tym koniecznym zastrzeżeniem, że w praktyce medialnej napadają nas uzasadnienia, natomiast w praktyce tak zwanego dnia codziennego dostrzegamy zwykle „uzasadnienia”.
RÓJ UZASADNIEŃ
Niemniej światu i ludziom najczęściej wyjaśnia się to, co uzasadnić światu i ludziom należy, w miejsce uzasadnień właściwych. Jeden z najnowszych przykładów uzasadnienia dla podboju i bestialstwa dotka nas bezpośrednio: „W związku z nadzwyczajną sytuacją, powstałą na Ukrainie, w tym w związku z zagrożeniem życia obywateli Federacji Rosyjskiej, naszych rodaków, a także składu osobowego kontyngentu Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, stacjonującego zgodnie z międzynarodowym układem na terytorium Ukrainy (Republika Autonomiczna Krymu), na podstawie punktu ‘g części 1. artykułu 102. Konstytucji Federacji Rosyjskiej, przedkładam Radzie Federacji Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej wniosek o użycie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy do czasu normalizacji sytuacji społeczno-politycznej w tym kraju”.
Oto prawo plus legalizacja postępowania zgodnego z prawem, plus uzasadnienie. Kto powyższego nie ogarnia i nauczyć się ogarniać nie zechce, prędko, prędko, z tym zawsze będzie można postąpić zgodnie z literą i duchem prawa.
Jak wiedzą wszyscy, postępowanie zgodne z prawem jest najważniejsze. Dajmy na to sekretarz stanu USA, Antony Blinken, robi co może, postępując zgodnie z prawem tak bardzo, że niemożliwe byłoby wyobrazić sobie postępowanie zgodne z prawem bardziej. Deportacje milionów Ukraińców na wschód nazywa „bezprawnym transferem”. Proszę posłuchać. „Władze rosyjskie zatrzymały i przymusowo deportowały do Rosji od miliona do przeszło półtora miliona obywateli Ukrainy, w tym blisko trzysta tysięcy dzieci” – powiedział Blinken, dodając, że działania Moskwy są przemyślane i rozpisane z góry, przywołując porównania z rosyjskimi operacjami filtracyjnymi w Czeczenii. „Operacje filtracyjne Putina – rzekł Blinken – polegają na rozdzielaniu rodzin, konfiskacie ukraińskich paszportów oraz wydawaniu rosyjskich paszportów w celu zmiany demograficznego składu części Ukrainy”. Też mi nowość. Interesujące, że Blinken nie wspomniał o Syrii, o Libii, o Iraku, o Afganistanie? Żeby do Wietnamu nie sięgać? Interesujące? Nic a nic. Oczywiste.
DOBROWOLNOŚĆ WOJSKOWA
„Będziemy wspierać wysiłki Ukrainy oraz jej sojuszników i partnerów na całym świecie, polegające na gromadzeniu, dokumentowaniu i ochronie dowodów okrucieństw oraz pociąganiu do odpowiedzialności sprawców zbrodni wojennych” – dorzucił również pan sekretarz stanu USA, i wtedy już roześmiałem się w głos. Wierzyć się nie chce, że ktokolwiek pogaduszki podobne bierze jeszcze na poważnie.
I tym sposobem dotarliśmy do finału naszego dzisiejszego spotkania. Mianowicie, właśnie do pogaduszek. Proszę, oto najciekawsza: „Dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. Przez rok nauczymy cię strzelać i bronić się. Od pierwszego dnia służby będziesz zarabiać cztery i pół tysiąca złotych miesięcznie” – informuje nadwiślańskie Ministerstwo Obrony Narodowej.
Trzy toporne zdania zaledwie, ale na wielu działa. Podobno. To znaczy wielu przekonuje. Wielu mężczyzn oraz wiele kobiet. Przekonuje, powiadam, bo we frazie „na wielu działa” może być już różnie. Z działami. Ale zaintrygowało mnie zwłaszcza sformułowanie, zaczerpnięte z broszury informacyjnej, o treści: „Dobrowolną zasadniczą służbę wojskową możesz przerwać w dowolnym momencie”. Czyli co, że gdyby coś tam, coś tam, to broń w krzaki rzucam, rzucając się w nogi? Czy raczej: nie obawiajcie się, gwarantujemy, że wojny nie będzie, więc mowy nie ma o zabijaniu? Was, czy tam nie was, ale przez was?
– Nawet jeśli żołnierz zabija cywili z broni, to cywili broni. Rozumiecie, szeregowy zasadniczo ochotniczy?
– Nie rozumiem, ale tak jest, panie kapitanie!
– I właśnie tego szeregowy dobrowolny będziecie się trzymać póki waszego zdrowia. Aż do uzyskania trwałego inwalidztwa. Aż do trwałej i nie odwoływalnej śmierci. Capisci, panie ochotniczy?
– Tak jest! Ale obawiam się, że ciągle nie rozumiem.
– W takim razie, szeregowy dobrowolny, opisuję i objaśniam: trzymać będziecie się słów przełożonego, zawodowego w odróżnieniu od was, entuzjastycznie.
AVE CAESAR
Entuzjastycznie trzymać się będziecie, powiadam wam, zawzięcie będziecie się trzymać, oraz, tak wam rzeknę, z apetytem. To ostatnie, ponieważ tak heroicznie i efektywnie będziecie się słów moich i poleceń moich trzymać, jak ledwie przed paroma laty trzymaliście się wargami matczynego cycka. I oby nie zabrakło wam determinacji, gdyż albowiem szybko raczej przekonacie się, że zasysanie słów przełożonego, w odróżnieniu od was zawodowego od chwili poczęcia, okaże się prostsze niż rozumienie czegokolwiek o ssaniu matczynej piersi nie wspominając. Rozumiecie, ochotniczy?
– Tak jest, panie kapitanie!
– Teraz to na pewno rozumiecie?
– Na pewno to tak jest, panie kapitanie!
– No. Tylko mnie tu nie fisoloszafujcie. I proszę sobie, szeregowy zasadniczo ochotniczy, proszę sobie moje wyjaśnienia i rysunki zapamiętać, a w czasie wolnym zapisać staranniej niż wczoraj zapisywaliście numer telefonu tej laski z piątego plutonu. Tej z rudymi włosami… Co tak gały wybałuszacie, dobrowolny? Przełożony widzi wszystko, bo czego nie widzi, zasadniczy koledzy szeregowego dobrowolnie przełożonemu powiedzą i przełożony wszystko widzi. Zapisywaliście numer tej rudej, powiadam, tej niższej od Millera Leszka. Wreszcie, na kompanii będąc, przekażecie bezbłędnie i dobrowolnie wojskowym koleżankom ochotniczym oraz kolegom zasadniczo dobrowolnym. A teraz w tył zwrot, na front pozycję zajmować, biegiem marsz!
– Tak jest!
– Wróć! A śpiew gdzie?! Na pełnym gazie ma być was słychać! To służba, nie jakieś tam gorące flaki z kotła! Czy tam zimne, skoro spod wrażych gąsienic pochodzące!
– Do-bro-wol-na i woj-sko-wa, to dla cie-bie szan-sa no-wa. Do-bro-wol-na o-chot-ni-cza… – słyszę, jakobym starożytnych gladiatorów słyszał: „Ave, Caesar! Morituri te salutant!”.
IDZIE MASZERUJE
Czyli mniej więcej: „Chwała Cezarowi! Idący na śmierć pozdrawiają cię!”. By zaś to samo ująć nowocześnie i współcześnie: „Idzie mięso, idzie, sobie maszeruje”.
Beze mnie, beze mnie. Naprawdę nic na to nie poradzę, że wszędzie tam, gdzie inni widzą cztery i pół tysiąca złotych miesięcznie, czy inne jakieś w rodzaju: „Przez rok nauczymy cię strzelać i bronić się”, ja dostrzegam raczej – w połowie lipca chętnych zgłosiło się ponad dziesięć tysięcy – więc tam, gdzie inni widzą pieniądze, ja dostrzegam tylko setki ton armatniego mięsa, jak raz opakowywanego w cynfolię szlachetnych intencji. To znaczy najczęściej szlachetnych. Nic na to nie poradzę, powtarzam, i nawet nie będę próbował. Tak już jest z moim widzeniem i tak mam nadzieję zostanie.
A skoro słyszę, jak ktoś pyta, co nowego na podwórku nadwiślańskim, rzecz jasna poza najnowszym powyższym dobrowolnie ochotniczym, odpowiadam bezzwłocznie: otóż na podwórku nadwiślańskim zwykle idzie źle, czasami wszelako zatoczy się ku lepszemu. Przypadkiem czy też po pijaku, nieważne. Tak czy owak, zapowiadana na rok 2023. waloryzacja emerytur i rent, sięgnąć ma osiemnastu procent. Oszałamiające. Jedna piąta więcej do zawartości portfela, licząc dzień po wypłacie. Nie do pogardzenia nawet przy świadczeniu minimalnym, skoro oznacza dodatkowe 240 złotych polskich. Brutto co prawda, wszelako co widać wyraźniej niż dotąd, to widać: 240 złotych, czyli emeryckie wczasy pod palmami tuż, tuż. No raczej, no najwyraźniej, no wreszcie. Dobra, prawda, zamiana. Zamiana siekierki na kijek pod rynną z deszczem. Życie.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl