Wywiad z dr. Johnem Radziłowskim, nowym dyrektorem Polskiego Instytutu Kultury i Nauki przeprowadził Waldemar Biniecki (Manhattan, Kansas, USA)

Waldemar Biniecki: Został Pan dyrektorem Polskiego Instytutu Kultury i Badań w ośrodku Orchard Lake Schools (OLS). Czy mógłby Pan przedstawić się Polonii? Proszę opowiedzieć nam o swojej pracy naukowej i życiu prywatnym.

Dr John Radziłowski: Dziękuję. Jestem polskim Amerykaninem czwartego pokolenia. Moi pradziadkowie pochodzili z kilku części ziem polskich, m.in. z Jasła, Poznania, Kaszub, Mazowsza. (Dwóch innych pochodziło ze Szwajcarii).

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Moi przodkowie Radziłowscy byli herbu Sas i są wymieniani w źródłach z czasów panowania Zygmunta Starego. Mój zmarły ojciec był znanym uczonym i liderem społeczności polonijnej. Nie uzurpuję sobie na tej podstawie żadnej osobistej zasługi, ale jestem błogosławiony mogąc stanąć na ramionach takich gigantów. Tradycja jest żywą wiarą zmarłych, a naszym honorem i obowiązkiem jest kontynuowanie naszych tradycji i godne reprezentowanie naszych przodków.

        Uzyskałem doktorat na Uniwersytecie Stanowym w Arizonie w 1999 roku w dziedzinie historii Stanów Zjednoczonych i Rosji/Europy Środkowo-Wschodniej. Odbyłem również szkolenie z historii publicznej, która dotyczy publikacji i edycji, a także zarządzania zasobami historycznymi i kulturowymi. Przed rozpoczęciem nauczania jako zawodu, w 2004 roku, pracowałem na wielu innych stanowiskach. Byłem dziennikarzem, niezależnym pisarzem i badaczem, pracowałem w agencji pomocy społecznej z bezrobotnymi. W latach 2001-2005 pracowałem dla prof. Zbigniewa Bochniarza w Centre for Nations in Transition na University of Minnesota, gdzie pomagałem zarządzać programami pomocy edukacyjnej rządu USA na Ukrainie, a także w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. W tym czasie byłem również prezesem Polsko-Amerykańskiego Instytutu Kultury w Minnesocie, który był bardzo aktywną grupą kulturalną i społeczną. W 2007 roku dołączyłem do wydziału University of Alaska Southeast, gdzie prowadziłem zajęcia z historii, historii sztuki i geografii. Obecnie jestem profesorem zwyczajnym, choć mam urlop z uczelni. Jestem również adiunktem w Centrum Papieża Św. Jana Pawła II na Uniwersytecie Św. Tomasza w Houston.

        Jako autor i badacz, mam bardzo szerokie zainteresowania, dzięki niezwykłemu wykształceniu oraz wielu znakomitym mentorom i nauczycielom. Szczególnie interesuje mnie historia Polonii amerykańskiej. Napisałem w tym zakresie kilka książek i artykułów ze szczególnym uwzględnieniem roli sieci rodzinnych i wiary katolickiej w kształtowaniu Polonii. Sporo też pisałem o historii Polski, zwłaszcza XX wieku i II wojny światowej. Oczywiście interesuje mnie też ogólnie historia USA i Europy. Pisałem więc na takie tematy, jak polscy rolnicy na Wielkich Równinach, polonijna przestępczość i gangi w Chicago, historyczne związki Polski z Hiszpanią, moralne i prawne problemy restytucji dzieł sztuki po II wojnie światowej, amerykański zrzut pomocy dla walczącej Warszawy we wrześniu 1944,

WB: Byłem w Polsce trzy tygodnie temu i zapytano mnie o Szkoły w Orchard Lake. Czym jest ta instytucja i jakie są jej elementy? Czy może nam to Pan wyjaśnić?

JR: Szkoły Orchard Lake (ang. Orchard Lake Schools, OLS) zostały założone jako Polskie Seminarium Duchowne Św. Cyryla i Metodego w 1885 roku w Detroit przez ks. Józefa Dąbrowskiego, wybitnej postaci w historii Polonii (i mało znanej w Polsce). Początkowo kształcił księży do obsługi szybko rosnącej ludności polskiej w Ameryce. W 1909 roku szkoła przeniosła się do obecnego miejsca w Orchard Lake, koło Detroit. Z seminarium OLS rozwinęło się także liceum i kolegium. Niestety w 2003 roku regenci OLS zamknęli Kolegium Mariackie, a wiosną tego roku zamknęli również Seminarium Duchowne. Obecnie OLS posiada St. Mary’s Prep (liceum), Polski Instytut Kultury i Nauki oraz Polskie Centrum Liturgiczne (wydające mszał Pan z Wami). Również na naszym terenie znajduje się Archidiecezjalna Kaplica Sanktuarium św. Jana Pawła II. Polski Instytut Kultury i Nauki powstał jako „Polska Misja” po zamknięciu uczelni, aby skonsolidować kilka zbiorów OLS związanych z polską kulturą i historią, w tym archiwa, kilku niewielkich kolekcji muzealnych oraz obszerną kolekcję dzieł sztuki. Miał też prowadzić edukację i docierać do Polonii. Instytut został przemianowany pod koniec 2021 roku na Polski Instytut Kultury i Nauki. Objąłem stanowisko dyrektora 1 czerwca 2022 roku.

        To prosta wersja niezwykle skomplikowanej historii, której, przyznaję, nie znam wszystkich szczegółów. Można by na ten temat powiedzieć znacznie więcej, ale w trosce o zwięzłość zostawię to na inną okazję. Chcę podkreślić, że jestem dyrektorem tylko części OLS i nie mam żadnej władzy nad pozostałymi częściami.

        Krótki opis naszego instytutu brzmi: „Polski Instytut Kultury i Badań w Orchard Lake jest organizacją charytatywną, która służy społeczności polonijnej w wymiarze regionalnym i krajowym jako centrum polskiej i polsko-amerykańskiej kultury i badań. Jako część szkół Orchard Lake, będąc zakorzenionym w nauczaniu i wierze Kościoła katolickiego, Instytut jest częścią starej, ale żywej tradycji kultury polskiej i polsko-amerykańskiej i służy jako centrum badań i działalności kulturalnej dla ludzi z całego regionu, w Ameryce Północnej i na całym świecie”.

WB: Jakie skarby polskiego dziedzictwa kryje OLS?

JR: Po pierwsze, nie „ukrywamy” żadnych skarbów. Naszym głównym problemem było stworzenie odpowiednich miejsc do bezpiecznego eksponowania i doceniania posiadanych przez nas zbiorów. Jest to problem, nad którym ciężko pracujemy i mamy nadzieję, że wkrótce zobaczymy pewne rezultaty. Zakończyliśmy pierwszy etap remontu naszej galerii sztuki, a wkrótce rozpoczniemy etap drugi. Faktem było również, że w przeszłości liderzy OLS nie mieli jasnego wyobrażenia o celu i potrzebach posiadanych przez nas kolekcji, przez co brakowało odpowiedniej opieki i personelu. To był problem przez kilkadziesiąt lat. Jeśli popatrzeć na Muzeum Polskie w Chicago, przez wiele lat, od lat 70-tych do 90-tych, stawało ono w podobnej sytuacji, jak my tutaj, ale teraz sytuacja całkiem pomyślnie się odwróciła.

Aby odpowiedzieć na to pytanie bardziej bezpośrednio, dysponujemy niezwykle bogatą kolekcją sztuki polskiej, głównie XIX i XX wieku, w tym artystów takich jak Malczewski i Stryjeńska. Jest to chyba największa polska kolekcja sztuki poza Europą. Posiadamy listy i dokumenty od królów polskich z XVII i XVIII wieku oraz rzadkie księgi i monety. Oczywiście posiadamy wiele dokumentów i zbiorów związanych z historią Polonii amerykańskiej. Obejmuje to dokumenty, zdjęcia i artefakty zebrane przez polskich weteranów II wojny światowej (AK, II Korpus, Polskie Siły Powietrzne), a także ocalałych z niemieckiego i sowieckiego terroru. Ważnym punktem kolekcji jest historia polskich parafii i duchowieństwa w USA, a także wiary katolickiej, co wynika ze szczególnej historii naszej instytucji.

WB: Uratuje Pan OLS? Jaka jest Pańska wizja strategiczna?

JR: Tylko Dobry Bóg zna wynik naszych starań. Pychą jest udawać, że wiemy, co się stanie, a co nie. Jeśli nie nauczyliśmy się niczego przez ostatnie kilka lat, to powinniśmy byli się nauczyć, że przewidywanie przyszłości jest grą naiwną. Nie jestem też odpowiedzialny za całość OLS, więc mogę zająć się tylko moim fragmentem terenu.

        Jeśli pyta Pan „czy można uratować Polski Instytut Kultury i Nauki?” wtedy odpowiedź brzmi zdecydowanie tak, z pomocą Boga i dobrych ludzi. Wspomniałem o Muzeum Polskim w Ameryce w Chicago (ang. Polish Museum of America, PMA), które dramatycznie się zmieniło i jest teraz miejscem dumy i prawdziwą perełką dla całej Polonii. Jeśli PMA może to zrobić, to my też. To, co zostało zrobione w Chicago jest dla mnie źródłem inspiracji. Jesteśmy również bardzo szczęśliwi, że mamy hojną pomoc Fundacji Edwarda i Josephine Wikerów, która zapewnia podstawowe wsparcie dla naszego personelu i całorocznej działalności. W świecie organizacji charytatywnych jest to duża ulga, ponieważ daje nam możliwość skupienia się na naszych zbiorach i programach bez martwienia się o zbieranie funduszy na ratowanie własnych miejsc pracy lub podtrzymywanie światła.

        Instytut powinien być miejscem, które zarówno przechowuje historię i kulturę Polski i Polonii, jak i podtrzymuje ją i pielęgnuje dla przyszłych pokoleń. Docelowo chciałbym, aby nasz Instytut był częścią sieci muzeów i kolekcji naukowych dotyczących historii i kultury polskiej i polonijnej w Ameryce Północnej, która będzie współpracować z partnerami w Europie, zwłaszcza — ale nie tylko — w Polsce. Powinniśmy być w stanie dzielić się zbiorami i zasobami oraz współpracować w zachowaniu i promowaniu naszej kultury, zwłaszcza przy użyciu narzędzi cyfrowych.

        Aby to osiągnąć, nasz Instytut musi pokonać kilka dużych problemów. Wspomniałem wcześniej, że musimy stworzyć odpowiednie miejsca do badań i ekspozycji naszych zbiorów, co obejmuje udostępnianie przedmiotów wirtualnie. To będzie jedno wielkie wyzwanie.

        Drugi problem dla Instytutu, nie mniej poważny, to jest naprawienie błędów popełnionych w przeszłości. Niektóre z nich to kwestie techniczne związane z profesjonalnym zarządzaniem i dokumentacją zasobów artystycznych lub archiwalnych. W przeszłości bardzo dobrą robotę wykonało kilka osób, która później była zmarnowana przez osoby, które nie miały odpowiednich umiejętności lub wiedzy, aby wykonywać tę pracę. Na przykład, po 2009 r., dokonano pewnych bardzo potrzebnych zmian, które później zostały częściowo udaremnione przez osoby, które następnie przejęły władzę. Musimy upewnić się, że ten wzór się nie powtórzy, zapewniając stabilność przez kilka lat. Co ważniejsze, w przeszłości OLS i Polska Misja wyrządziły sobie wiele szkód poprzez sposób, w jaki traktowały niektórych swoich pracowników i jak odnosiły się do Polonii w ogóle. Decyzje podejmowane były w najwyraźniej arbitralny sposób, bez przejrzystości i jasnego wyjaśnienia. Doprowadziło to do naruszenia zaufania wśród Polonii. Zależy nam więc na prowadzeniu Instytutu w sposób otwarty, przejrzysty, dając jasne wyjaśnienia dla naszych decyzji. Dlatego staramy się budować inną kulturę, opartą na profesjonalizmie, przejrzystości i służbie Polonii.

WB: Jaką rolę w tej wizji odegra dwujęzyczność i związek tego ośrodka z Polską i polskimi mediami?

JR: Oba te aspekty będą bardzo ważne. Moim celem jest, aby wszystkie nasze informacje i katalogi były dostępne w obu językach. Zajmujemy się opracowaniem programu i edukacją dla odbiorców w języku polskim i angielskim. W najbliższym czasie mamy nadzieję, że przywrócimy zajęcia z języka polskiego na miejscu, lub zdalnie, a może na oba sposoby. Takie zajęcia były prowadzone przez wiele lat na poziomie przygotowawczym i uniwersyteckim, ale skończyły się jakiś czas temu. Obecnie gościmy również Polską Szkołę im. ks. Józefa Dąbrowskiego tutaj na terenie uczelni.

        Jednym z naszych głównych zadań jest dostarczanie informacji i edukacja o Polsce i Polonii. Tutaj, w USA, znaczna część naszych potencjalnych odbiorców mówi po angielsku. Niezwykle ważne jest posiadanie wysokiej jakości programów i materiałów w języku angielskim, które są zarówno dokładne, jak i interesujące dla amerykańskiej publiczności, w tym osób bez polskich korzeni.

        Oczywiście nadal istnieje znaczna populacja osób dwujęzycznych i są też tacy mówiący tylko po polsku. Od 2004 roku imigracja z Polski jest bardzo mała, dlatego w wielu przypadkach mamy do czynienia z dziećmi urodzonymi w Ameryce, które zbliżają się do dorosłości lub są już młodymi dorosłymi. W tym przypadku nie wystarczy po prostu zapewnić zajęcia językowe (a wiele osób z tej grupy jest już w języku biegłych), ale trzeba zastanowić się, w jaki sposób mogą oni wykorzystywać język polski w przyszłej karierze w takich dziedzinach, jak biznes, inżynieria, medycyna czy nauka, które mają własne specjalistyczne słownictwo. Innymi słowy, aby przygotować młodych ludzi do zaawansowanych studiów lub kariery, w której mogą współpracować z kolegami w Polsce lub nawet znaleźć pracę w Polsce.

        Na koniec z radością widzimy pomoc polskiego rządu oraz polskich fundacji i firm. Pisał Pan dość wymownie o potrzebie udzielenia przez Polskę realnej pomocy Polonii. Całkowicie się zgadzam. W tej dziedzinie od dawna brakuje konsekwencji i wizji, a pomoc często jest zakładnikiem zmieniających się priorytetów i rotacji kadr zarówno w Polsce, jak iw polskich urzędach konsularnych. Polonia nie może być jedynie środkiem do celu, a współpraca nie może ograniczać się jedynie do najnowszych grup polskich imigrantów. Jednocześnie Polonia musi być w stanie przyjąć i efektywnie wykorzystać pomoc z Polski, co nie zawsze miało miejsce.

        Jednym z moich bezpośrednich zadań jest przygotowanie Polskiego Instytutu Kultury i Nauki do efektywnego zatrudniania specjalistów z Polski, którzy mogą pomóc w naszych zbiorach archiwalnych i muzealnych (bardzo ich potrzebujemy). Oznacza to, między innymi, zapewnienie spójnych standardów profesjonalnego zarządzania oraz posiadanie odpowiedniego zaplecza do naszej pracy. Organizacje polonijne muszą zobowiązać się do uporządkowania swoich podwórek, zanim będą mogły zwrócić się do polskich partnerów o poważną pomoc. To musi być „ulica dwukierunkowa”, by użyć amerykańskiego wyrażenia, gdzie obie strony znalazły sposoby na stworzenie skutecznych, długoterminowych partnerstw, które przetrwają kadencję, niezależnie od tego, jakie osoby piastują dane stanowisko.

WB: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia na nowym stanowisku.

JR: Dziękuję.

Z angielskiego tłumaczył Andrzej Woźniewicz.

za Kuryer Polski

Waldemar Biniecki

Manhattan, Kansas, USA

Redaktor Naczelny »Kuryera Polskiego« w Milwaukee, Wisconsin. Absolwent Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Stały publicysta i felietonista »Tygodnika Solidarność«. Amerykański korespondent mediów w Polsce. Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Warszawie. Działacz polonijny, propagator Pax Polonica, dwujęzyczności i propolskiego lobbingu.