Nie tylko marzenia nas trzymają przy życiu, ale i plany. Zaplanowałam w tym roku, że będę miała najlepsze w sąsiedztwie ogródki warzywno kwiatowe. Od razu zaczęło się od dylematu, bo nie mogłam się zdecydować, czy stawiam na warzywa, czy na kwiaty?
A czy nie może być tak jak do tej pory? Trochę tego i trochę tego między chwastami – zapytała córka.
No właśnie, trochę tego i trochę tego, a wszystko między chwastami. Co prawda kiedy i jak się da podejmowałam walkę z chwastami, ale nie mogę konkurować z moim sąsiadem z lewa, który żadnego życia towarzyskiego nie ma, tylko przed, i po pracy pieli w ogródku. Nie mogę także konkurować z moimi sąsiadami z prawa, bo ci to tylko same chwasty mają, a profesjonalny service dwa razy w roku, ścina wszystko równo, kwiat nie kwiat, chwast nie chwast – wszystko idzie pod ostre noże profesjonalnych (a głośnych jak diabli) kosiarek. Za to następny po prawej, to pieści się z wszystkim na okrągło, a jest ich dwoje – bo to małżeństwo, to tak na zmianę obrabiają ogródek i zajadają i popijają kawusię, i znowu popielą, pokopią, i popijają. To ci mnie często nachodzą, że u nich to takie piwonie, jak talerze, a u mnie? Lepiej nie gadać.
Więc się zawzięłam. I od wiosny, każdą wolną chwilę robię w ogródku, coś podeprę, coś popielę, coś przykopię. Do lata wyglądało dobrze. Choć moje życie towarzyskie ucierpiało, i czytanie ksziążek i magazynów ucierpiało, i pies ucierpiał, bo musiał dreptać za mną po ogródku, a nie na spacerkach nad rzeką Humber. No ale, plan planem – jak się postanowiło, to należy wykonać. Nawet dobrze mi szło, aż nie zaczęłam wyjeżdżać na wieś.
Po pierwszym dwutygodniowym pobycie mój ogród po powrocie wyglądał nie tak jak planowałam, choć był wyjątkowo bujny i zielony. Dzieci na zmianę podlewały wszystko co trzeba, tak jak przykazałam. Więc żadnych nieszczęśliwych suchelców nie zastałam. Ale…Ta bujna, rześka i połyskliwa w słońcu roślinność to nie moje warzywa i kwiaty, tylko bardzo pięknie rozrosłe chwasty. Odnowiłam glebę na wiosnę, wszystko nawiozłam zgodnie z przepisem, inaczej pod każde poszczególne warzywo, inaczej pod każdy kwiatek. No to i efekty osiągnęłam znakomite! Tylko najbardziej widoczne w niezwykle wybujałych trawach, chwastach i samosiejkach. Myślałam, że jak takie czyste poletka zostawiłam to i podlewać wystarczy. A tu nie. Cały ogród, i ten dziki, i ten hodowany się ucieszył, że tak dobrze został i odnowiony żyzną glebą, i zasilany zgodnie z zeleceniami różnymi nawozami. A ile ja na to wydałam pieniędzy! Widać po to aby wszystkiemu: warzywom, kwiatom i chwastom dobrze się rosło.
Ach co robić, co robić? Zacząć wyrywać to bujne chwaście, czy zostawić wśród kwiecia?
Zostaw mamo, bo takie piękne trawy porosły, i dzikie kwiatki. Zrobiłam zdjęcie i namalowałam je.
Faktycznie, na pianinie stającym przy moim komputerze pojawił się ręcznie malowany obrazek różnych traw zebranych z mojego zaplanowanego, acz nieprzewidzialnego ogródka. Nawet ładne te trawy i dzikie kwiatki. One też się cieszyły z zasilenia gleby i nawożenia. Więc kim ja jestem, żeby im mówić ‘fora ze dwora’? Trochę wyszło na opak, ale i tak dobrze. Widać to było takie tegoroczne wyzwanie dla mnie, aby dostrzec uroki tego co dookoła, nawet jeśli jest to na opak od zamierzonego.
Toronto 17 lipca, 2022