Celem polityki jest ochrona społeczeństwa/narodu, zabezpieczenie jego możliwości rozwoju i bogacenia się w najlepszym zakresie, jak to jest możliwe w danych warunkach. Służą do tego: dyplomacja czyli negocjowanie i od czasu do czasu wojowanie, czyli wymuszanie na innych naszych racji.
Dobro narodu jest dobrem najwyższym, i jego zdefiniowanie należy do państwa; można mniej więcej założyć, że chodzi o zapewnienie ludziom dostępu do surowców i energii oraz systemu prawnego i wojskowego, który by zapewniał przestrzeganie kontraktów i eliminował złodziei i oszustów, wewnętrznych i zewnętrznych.
Tylko tyle i aż tyle.
Jeśli prowadzone wojny – które zawsze są bardzo kosztowne – służą ochronie tego potencjału, są dobre, gdy cena ich prowadzenia jest mniejsza od ceny nieprowadzenia należy je wszczynać. Tak jest w przypadku gdy dysponujemy suwerennością, niestety często w przypadku państw niesuwerennych, wojny są prowadzone w interesach „stolic” z wykorzystaniem potencjału państw zależnych. Jak to bardzo ładnie pokazuje historia Wielkiej Brytanii i jej kolonii, wykorzystywało się, na przykład, kanadyjskich żołnierzy (wielu świeżych imigrantów z Galicji) w wojnach burskich. A ówczesna głowa państwa, Królowa Wiktoria, wyróżniającym się w zabijaniu Burów Kanadyjczykom własnoręcznie robiła nawet na drutach szaliki…
Dzisiejsza wojna Rosji z Ukrainą była do uniknięcia gdyby taka była wola USA. Proszę sobie samemu odpowiedzieć na pytanie czym ryzykują Ukraińcy i co uzyskają po jej zakończeniu.
Do tej pory Stany Zjednoczone dostarczyły Ukraińcom uzbrojenie wartości 8,8 mld USD. Proszę sobie samemu odpowiedzieć na pytanie dlaczego Stanom Zjednoczonym tak bardzo zależy na wyrównywaniu szans Ukrainy w walce z byłym supermocarstwem?
Prezydent Biden zdradził w Warszawie, że celem USA jest usunięcie Władimira Putina ze stanowiska; celem wojny jest zmiana w Rosji.
Stany Zjednoczone zakładają, że są w stanie eskalować i deeskalować konflikt tak, by nie doprowadzić do wymiany ciosów nuklearnych. Ryzyko wciąż jednak istnieje – ryzyko błędnej kalkulacji, złych informacji wywiadowczych, innych błędów.
Stany Zjednoczone zakładają, że w ich przypadku jest to ryzyko niewielkie; wojna nawet, jeśli się rozleje, pozostanie w Europie. Ukraina prawdopodobnie nic nie zakłada…
Wojna na Ukrainie ciągnie się od 2014 roku, kiedy USA podjęły decyzję o wyrwaniu tego kraju z rosyjskiej strefy wpływów, po kilkakrotnych próbach resetowania stosunków z Moskwą.
Dla Moskwy wojna jest walką o zachowanie statusu głównego gracza. Jej klęska będzie oznaczała zejście z geopolitycznej sceny i zepchnięcie do roli „zwykłego państwa”; osłabienie wpływów na Bliskim Wschodzie, w Syrii, w Iranie. Jak można sobie to wyobrazić w przypadku państwa dysponującego ponad 6 tys. głowic nuklearnych? Nie wiem.
Prawdopodobnie jesteśmy świadkami trzeciej wojny światowej, serii kampanii i konfliktów, w rezultacie których ma się wyłonić porządek nowej globalizacji.
Jak mniejsze państwa powinny w takiej sytuacji pogrywać? Tak, jak zawsze w wojnach światowych; nie dawać się wciągać do konfliktu, wchodzić doń jak najpóźniej, a przede wszystkim chronić własny „potencjał ludzki”, nie dawać żołnierzy; starać się na konflikcie zarabiać, utrzymywać kontakty ze wszystkimi stronami, mediować, podrażać ewentualne naruszanie własnych interesów, tak by nie było opłacalne, bacznie obserwować stosunek sił i przebieg konfliktu, by w porę decydować o zmianie sojuszów.
Wojny nie mają nic wspólnego z deklarowanymi ideami i są prowadzone o strefy wpływów, czyli możliwości eksploatacji i narzucenie nowego porządku, nowej piramidy podległości. Stany Zjednoczone są obecnie „na musiku”, ponieważ wykreowany przez nie porządek został otwarcie zakwestionowany; ich hegemonia osiągnęła apogeum po załamaniu się systemu komunistycznego, ale beznadziejnie prowadzona polityka imperialna nie pozwoliła na jej utrzymanie. Doszło bardzo szybko do korupcji systemu władzy i sporów wewnętrznych – między innymi o to, czy potęga i wpływy USA mają zostać zaprzęgnięte do realizacji nowej ponadnarodowej agendy globalizmu. Ten spór w USA nadal nie jest rozstrzygnięty; spór o to czym w nowym świecie mają być Stany Zjednoczone. Pozostaje mieć nadzieję, że amerykański deep state wie co robi i nie są to chłopaki w kolorowych skarpetkach.
Jak w tej sytuacji powinna zachowywać się Warszawa? Przede wszystkim wyznaczać jak najwyższą cenę wsparcia amerykańskich inicjatyw i brać za to zapłatę z góry.
Jaki rząd mógłby realnie realizować taką politykę w Warszawie? Nie wiem.
Andrzej Kumor