Uhonorujmy Ukraińców, którzy ratowali Polaków z rąk UPA. Mikołaj Kwiatkowski przytacza historie Ukraińców, którzy zdecydowali przeciwstawić się banderowcom mimo ryzyka własnej śmierci
• Pomoc Polakom mieszkającym na obszarach Wołynia, Galicji i Polesia była udzielana przez Ukraińców od samego początku ataków UPA.
• Ukraińców udzielających wsparcia Polakom było 896. Wielu poniosło śmierć za swoje czyny. Ukraińcy uratowali w sumie 2527 osób.
• Historia sprawiedliwych Ukraińców jest opowieścią przełamującą granice etniczno-narodowe, religijne, pokoleniowe oraz społeczno-klasowe.
• Polskie państwo powinno podjąć inicjatywę uhonorowania sprawiedliwych Ukraińców i ich rodzin, w tym poprzez państwowe odznaczenia.
W zamyśle OUN-UPA niepodległa Ukraina miała być państwem jednolitym etnicznie i obejmującym terytoria zamieszkane w okresie międzywojennym przez Polaków. Jednak ta wizja przyszłości nie była jedyną. W okresie II wojny światowej żyli Ukraińcy, którzy diametralnie inaczej patrzyli na świat, a gdy zaszła taka potrzeba, ratowali Polaków przed śmiercią.
Gdyby nie bohaterski Ukrainiec, to Hermaszewski nigdy nie poleciał by w kosmos
Pomoc Polakom mieszkającym na obszarach Wołynia, Galicji i Polesia była udzielana przez Ukraińców od samego początku ataków UPA. Już w nocy z 8 na 9 lutego 1943 r., gdy doszło do masakry wsi we Parośle, którą historycy uznają za początek rzezi wołyńskiej, pojawiły się pierwsze akty pomocy Polakom. Ukrainiec Klemens Horoszkiewicz zdecydował się uratować sześcioosobową rodzinę Dawida Balzera. To wydarzenie obrazuje fakt, że ukraińska pomoc trwała równolegle do oczyszczania polskich miejscowości z jej mieszkańców i nie da się mówić o jednym bez drugiego.
Romuald Niedzielko, autor Kresowej księgi sprawiedliwych 1939-1945, odnotował akty pomocy Polakom ze strony Ukraińców w 500 miejscowościach. Wśród nich znalazły się też wspólne akcje przeciwko UPA. Tak polskim oddziałom samoobrony pomogli Nikifor Klimczuk i Sydir (albo Iwan – jego imię nie jest potwierdzone) Olchowicz, którzy dostarczyli informacji o nadchodzącym ataku ukraińskich nacjonalistów na miejscowość Przebraże. Dzięki temu możliwe było przeprowadzenie przeciwuderzenia na wieś Trościaniec, gdzie istniały koszary UPA oraz zbierał się odział partyzancki.
Innym formami wsparcia były: ostrzeganie przed agresją (w ten sposób uratowała się chociażby rodzina kosmonauty Mirosława Hermaszewskiego – ich przyjaciel Taras Nowaczok uprzedził ich o napaści, za co później został zastrzelony), wskazanie drogi ucieczki, wprowadzenie upowców w błąd, ukrywanie ofiar, przewóz Polaków w bezpieczne miejsce, pomoc materialna i żywnościowa lub pochowanie zwłok. Szczególnie bohaterską formą pomocy Polakom była odmowa zamordowania drugiego człowieka, co szczególnie tyczyło się rodzin polsko-ukraińskich, którym ukraińscy nacjonaliści rozkazywali zamordowanie bliskich, niezależnie od ich płci i wieku.
Kolejnych rodzajów pomocy można wskazać jeszcze więcej. Niedzielko, który najdokładniej zbadał ten temat, podaje 1341 przykładów. Ukraińców udzielających wsparcia Polakom było 896, a 384 z nich jest znanych z nazwiska. Wielu poniosło śmierć za swoje czyny. Ukraińcy uratowali w sumie 2527 osób. Prawdopodobnie przypadków pomocy było więcej. Dotychczasowe ustalenia są dopiero początkiem zgłębiania tematu. Dokładne ustalenie liczby ratujących i ratowanych nie będzie nigdy możliwe ze względu na brak bazy źródłowej – nie zebrano informacji na ten temat, gdy bohaterowie wydarzeń jeszcze żyli.
Dlaczego wiemy o nich tak mało?
Jak pisze Niedzielko, „w trakcie przeprowadzonej kwerendy okazało się, że o osobach niosących pomoc wiemy znacznie mniej niż o ofiarach, świadkach czy nawet sprawcach zbrodni”. Ten fakt może podkreślać czysto ludzki wymiar ich czynu. Część ze sprawiedliwych Ukraińców ratowała innych tylko dlatego, że byli po prostu ludźmi, a nie dla jakichkolwiek korzyści. Przyczyn, dla których znanych jest tak mało nazwisk osób ratujących oraz dlaczego ich liczba wydaje się niska, jest przynajmniej kilka.
Przede wszystkim temat ten praktycznie nie został zbadany przez naukowców. W czasach komunistycznych nikomu nie zależało na zgłębianiu tego zagadnienia. Co więcej, pomagający musieli ukrywać się przez lata, gdyż groziła im kara śmierci ze strony ukraińskich nacjonalistów. Co straszniejsze, była ona wymierzana również za inne formy „zdrady narodowej”, takie jak odmowa współpracy z UPA, stawianie oporu, krytyka terroru upowskiego czy brak entuzjazmu względem czystki. Stawia to wysiłek sprawiedliwych w jeszcze bardziej chwalebnym świetle.
Dodatkowo ratowani Polacy często nie znali Ukraińców, którzy im pomagali. Pomoc dla bezradnych była w wielu wypadkach udzielana doraźnie i spontanicznie. W konsekwencji ratujący pozostają albo anonimowi, albo posiadamy bardzo skąpe informacje na ich temat, na przykład samo nazwisko, imię lub jakiś szczegół.
Polityka państwa polskiego względem sprawiedliwych Ukraińców istniała w niewielkim stopniu. Dopiero w 2019 i 2021 r. odznaczono medalem Virtus et Fraternitas kilkoro Ukraińców, w tym Ołeksandrę Wasiejko, której ojciec pomagał ukrywającym się Polakom w okresie II wojny światowej, oraz pośmiertnie czeskie małżeństwo ewangelickiego księdza – Jana i Annę Jelinków za pomoc Polakom na Wołyniu.
Trzy historie o sprawiedliwych Ukraińcach
Na ratowanie Polaków decydowali się nieliczni, co prawdopodobnie wynikało z brutalności UPA względem „zdrajców”, propagandy banderowców oraz marzeń o niepodległej Ukrainie. Trudno jest mówić wprost o powodach chwalebnych czynów. W książce Witolda Szabłowskiego Sprawiedliwi zdrajcy znajdziemy wypowiedź kobiety, która zapytana o powody, dla których jej ojciec ratował Polaków, odparła, że „trzeba było, to się ratowało”. Historyk Niedzielko informuje, że wśród pobudek ratujących najsilniejsze były względy emocjonalne, a światopogląd, religia czy ogólnoludzkie motywacje okazywały się drugorzędne. Najlepiej będzie pokazać losy sprawiedliwych Ukraińców na kilku przykładach.
Jedną z bohaterek przejmującego reportażu Szabłowskiego jest Hanna Bojmistruk, która została uratowana przez Fedora i Katerinę Bojmistruków w 1943 r. z rzezi we wsi Gaj. Dziewczynkę znalazła ludność ukraińska, której UPA rozkazała pochowanie zmarłych dwa dni po masakrze. Płaczące dziecko leżało wśród zwłok pomordowanych, ale zostało przygarnięte i później ukrywane przez lokalną społeczność wsi Kaszówka. Wiedza o pomocy Polce była powszechna w miejscowości, ostatecznie zaopiekowało się nią małżeństwo Bojmistruków, którzy nie posiadali własnych dzieci, a w tamtym momencie byli osobami w średnim wieku – Fedor miał ok. 40 lat.
Hanna o tym, że z pochodzenia jest Polką, dowiedziała się od swojej ciotki. Jej przybrana matka potwierdziła te informacje dopiero w obliczu śmierci. Wcześniej rodzice nie chcieli jej o tym informować w obawie przed jej możliwą ucieczką do Polski. Wiedzieli, że zdarzały się przypadki ucieczek etnicznych Polaków po poznaniu wiedzy na temat swojego pochodzenia. Brak prawdy o Hannie stanowił również ochronę przed potencjalną zemstą UPA. Fedor nie był zwolennikiem ukraińskich nacjonalistów, po 1943 r. został wcielony do Armii Czerwonej i walczył w niej aż do końca II wojny światowej. Wedle relacji jeszcze żyjących mieszkańców Kaszówki upowcy kilkukrotnie żądali wydania dziecka.
To też obrazuje, jak trudne jest policzenie uratowanych i ratujących osób. Badając te sprawy, należy zadać sobie pytanie, czy jako ratujących należy uznać rodziców, czy całą wieś, która mimo tego, że dysponowała wiedzą na ten temat, nie zdecydowała się jej ujawnić, chociaż za ukrywanie Polki groziła kara śmierci. O skali w ten sposób uratowanych dzieci też niestety nie da się nic powiedzieć. Ostatecznie Hanna Bojmistruk nigdy się nie dowiedziała, kim byli jej biologiczni rodzice, mimo samodzielnych prób ustalenia tego i pomocy Szabłowskiego.
Innym sprawiedliwym Ukraińcem był Petro Parfeniuk. W krwawą niedzielę 11 lipca 1943 r. upowcy otoczyli kościół w Kisielinie na Wołyniu, gdzie polska ludność zebrała się mszę świętą. W odpowiedzi ludność polska zabarykadowała się w środku i postanowiła bronić się przed agresją. Obroną dowodził Włodzimierz Sławosz Dębski, ojciec znanego kompozytora muzycznego – Krzesimira. Walka trwała do wieczora, gdy partyzanci postanawiali się wycofać. Po tym wydarzeniu okoliczna ludność ukraińska ruszyła na pomoc Polakom.
Pierwszą osobą, która się zjawiła na miejscu, był Parfeniuk. Kilka godzin wcześniej uratował Polkę. Jak pisze Szabłowski, „wmówił upowcom, że jest Ukrainką”. Pomagał wydostać się innym ze zniszczonego kościoła. Po zakończeniu pomocy w Kisielinie wraz z bratem Pawką ostrzegał mieszkańców innych okolicznych wsi przed nadchodzącymi atakami oraz ukrywał rodzinę Czerwinków i Piotra Sławińskiego. Parfeniuk był osobą pozbawioną jakiekolwiek resentymentu względem Polaków, miał żonę Polkę, przyjaźnił się z ludnością polską, z nią pracował.
Jego krewna Ludmiła Hirska w rozmowie z Szabłowskim mówiła, że Parfeniuk kilka tygodni przed 11 lipca 1943 r. był świadkiem, jak oddział ukraińskich partyzantów dokonał masakry we wsi Makowicze na osobach starszych i dzieciach. W obawie przed własną śmiercią i zemstą nie stanął wtedy w ich obronie i widział na własne oczy, jak Polacy umierali. To zmotywowało go do jeszcze silniejszego sprzeciwienia się złu.
Wiedza o zaangażowaniu Parfeniuka w pomoc Polakom nie była tajemnicą, po wydarzeniach w Kisielinie w odwecie zamordowano jego rodziców. Jego brat, bratowa i ich córka zostali zabici przez szwagra Pawki, który był członkiem UPA. Natomiast jego siostra Luba była nachodzona przez partyzantów ukraińskich. Próbowano na niej wymóc wydanie rzeczy pozostawionych przez Polaków, którym pomogła. Sam Petro w obawie przed utratą życia zdecydował się wraz z żoną uciec najpierw do Zamościa, a następnie do wsi Miączyn.
W czasie rzezi wołyńskiej dochodziło również do scen iście biblijnych. Jedną z nich opisał Władysław Żołnowski, ocalały ze wsi Rohaczyn. W swoich tekstach przedstawia losy Bohdana Narajewskiego, miejscowego prowidnyka UPA, który „brał wcześniej udział w zabijaniu Żydów i Polaków, ale zmienił się radykalnie. Uznał, że nie ma sensu zabijanie sąsiadów, kobiet, starców i dzieci, tylko dlatego, że są Polakami”. Przemoc i zło zmieniły partyzanta.
W konsekwencji dawny oprawca stanął po stronie swoich ofiar, „z mordercy stał się obrońcą swych pobratymców” – tak o tym wydarzeniu pisał Żołnowski, którego rodzinę uratował właśnie Narajewski. W późniejszym okresie dawny żołnierz m.in. otwarcie przeciwstawiał się ukraińskimi nacjonalistom, protestował przeciwko morderstwom i grabieżom na ludności polskiej. Za swoje czyny i świadectwo Narajewski poniósł najwyższą karę – został zamordowany.
Polskie państwo powinno honorować i upamiętniać ukraińskich bohaterów
Charakter terroru OUN-UPA pokazuje, jak niesprawiedliwe jest identyfikowanie tej formacji z całą społecznością ukraińską. Jej ofiarami padali również Ukraińcy niezgadzający się z banderowcami. Wśród kości Polaków, które są ekshumowane, znajdują się też kości Ukraińców, których wyeliminowano jako „zdrajców narodowych”.
Historia sprawiedliwych Ukraińców jest opowieścią budującą, a nie wykluczającą. Przełamuje granice etniczno-narodowe (poza Polakami ratowano również Żydów; wraz z Ukraińcami pomagali też Czesi zamieszkujący Wołyń), religijne (ratowali prawosławni, grekokatolicy, protestanci), pokoleniowe (pomagali starsi i młodsi) oraz społeczno-klasowe (biedni ratowali zamożniejszych). Wyklucza jedynie tych, którzy dehumanizowali innych, traktując ich przedmiotowo i nie potrafiąc w nich dostrzec ludzi.
Godną ubolewania sytuacją jest brak dowartościowania wysiłku sprawiedliwych Ukraińców w Polsce. Przez to nie mają nawet cienia szans na zaistnienie w imaginarium współczesnych Polaków, a jak chciałem pokazać – nie da się mówić o Wołyniu bez mówienia i o wysiłku tych ludzi. Tragedia 1943 r. jest również ich tragedią. Dobrym pomysłem jest uhonorowanie ratujących Ukraińców lub żyjących ich potomków i rodzin w rocznicę 11 lipca. Zdecydowanie więcej ze znanych ratujących powinno otrzymać państwowe odznaczenia. Tak, aby pokazać, że jako Polska pamiętamy o ludobójstwie, ale także o tych Ukraińcach, którzy stanęli wówczas po drugiej stronie barykady.