O wydarzeniu rozmawiamy z Kazimierzem Chrapką, prezesem Fundacji im. Władysława Reymonta.
– Po pierwsze gratuluję, bo chyba jest to fundacja, która robi najwięcej, jeśli chodzi o pomoc dla tej młodzieży, która będzie chlubą Polski; 50 lat – 50 stypendiów. Jak to wszystko wygląda i co się dzieje w fundacji, bo ostatni raz rozmawialiśmy chyba pół roku?
Kazimierz Chrapka: Tak, podczas prezentacji sztandaru fundacji, który otrzymaliśmy, a który w niedzielę będzie poświęcony i oficjalnie przekazany Fundacji. To, co robimy, to wykonujemy mandat fundacji. Takie są założenia niejako nałożone na nas przez założycieli, tych, którzy byli przed nami. Oni wytyczyli drogę, a my teraz powinniśmy wzbogacić formy, wzbogacać zasobność fundacji i po prostu pomagać młodzieży, Polonii, jak najwięcej tylko możemy. Fakt, że daliśmy ponad 1200 stypendiów przez 50 lat, o czymś świadczy to, że przeznaczyliśmy na organizacje polonijne, chóry, zespoły, różne odczyty, wydawnictwa, ponad 2,3 miliona dolarów w tym czasie to też jest wymierna liczba i jesteśmy dumni, że dziesięciolecie obchodzimy w taki sposób.
– Jaka jest sytuacja fundacji? Bo czasy są niepewne – to jest jedno pytanie, a drugie, to słyszeliśmy tutaj o podpisywaniu zobowiązań stypendialnych…
– Jest ich o wiele mniej, niż było wcześniej, bo ta Polonia starsza, która bardziej czuła, te potrzeby polonijne już odeszła. Nowsza Polonia jeszcze nie ma tego wyrobionego poczucia takiej odpowiedzialności za nasze losy tutaj, ale to, że jesteśmy, jak to się mówi, na świeczniku, to znaczy i w prasie, i w telewizji, i gdzie tylko możemy, dociera ta wiadomość do wielu osób.
Z końcem tamtego roku otrzymaliśmy 20 tysięcy dolarów spadku z prowincji Manitoba od osoby, której nigdy nie spotkałem i nigdy nie widziałem, ale jej prawnik napisał, że w spadku przeznaczona jest kwota dla fundacji, dlatego, że ta organizacja dużo robi i taką działalność trzeba popierać.
Trzeba być bardzo dojrzałym, żeby swoje ciężko zapracowane pieniądze dać dla kogoś, kogo nawet się nie zna i zrobić to jeszcze z radością. To jest wspaniała rzecz. Musimy być widzialni, musimy być słyszalni i musimy robić dobre rzeczy.
Ja liczę, że ci studenci, którzy otrzymali stypendia, może 10 lat temu, może 20 lat temu, teraz są na kierowniczych stanowiskach w różnych korporacjach i może z tego źródła popłyną pieniądze dla fundacji. Działalność tych naszych absolwentów, nazwijmy to stypendystów, może nam pomóc w zdobywaniu dodatkowych, dużych funduszy.
– Jest dużo gości z Polski. Czy to też jest właśnie efekt działalności fundacji, która chce być w Polsce dostrzegana?
– Wiąże się to z tym, że w Polsce, w Lipcach Reymontowskich funkcjonuje fundacja imienia Władysława Stanisława Reymonta i jesteśmy z nią bardzo związani od 2001 roku, od praktycznie 2000 roku, kiedy został w Polsce ogłoszony Rok Reymontowski i wójt, a ówczesny prezes fundacji nas odnalazł. Od tego czasu ta współpraca tak się zawiązała. Efekt jest taki, że do tamtej pory ponad 30 naszych laureatów konkursu recytatorskiego było w Polsce na finale konkursu „Mówimy Reymontem”, który między innymi powstał pod naszym wpływem, a z kolei młodzież z Polski przyjeżdża na finał naszego konkursu. Dlatego tyle jest nauczycieli; to są nauczyciele, którzy przygotowują tę młodzież do konkursu. Chcieliśmy docenić tych najbardziej zaangażowanych w ruch reymontowski w Polsce i dlatego zaprosiliśmy ich na nasze uroczystości. Przyjęli to zaproszenie naprawdę z otwartym sercem i są bardzo zadowoleni z tego, co tutaj przeżywają, bo oni przyjeżdżają, żeby nabrać energii, nabrać tego patriotyzmu od nas. A czy my nie jedziemy do Polski po to samo? Może oni tego nie odczuwają w ten sam sposób co my, ale to jest bardzo ważne, bo oni nam przywieźli duży zastrzyk energii.
– Dzisiaj nagrody wręczał rektor KUL – jednej z bardziej zasłużonych uczelni, która była jedyną uczelnią niezależną w czasach komunistycznych. Jaki tu jest związek z Fundacją i z Reymontem?
– Od początku istnienia fundacji nawiązaliśmy kontakt z Uniwersytetem Lubelskim. Wtedy chcieliśmy wysyłać młodzież do Polski na kursy języka polskiego, historii, geografii, kursy choreografów. Kto to mógł zrobić dla Polonii, która była niejako zrażona do komunizmu? Tylko Katolicki Uniwersytet Lubelski. Oczywiście było to trudne. Rząd polski nie chciał zaakceptować naszego programu, ale wywalczyliśmy i ponad tysiąc młodzieży było w Polsce na kursach.
– Ja tu ze swojej strony przypomnę, że Polonia wspomagała KUL również finansowo, przez ten czas.
– Opowiem taką anegdotę. Jak byłem ostatnio, ci starzy pracownicy mówią, „Panie, największym dobrodziejstwem dla nas w tamtym czasie było to, że rząd polski pozwolił nam kupić farbę i wymalować salę, gdzie będziecie mieć zajęcia i dał pieniądze na nowe krzesła i biurka. To było nie do pomyślenia, żeby rząd komunistyczny w tamtych czasach to zrobił. Ale przyjeżdżała młodzież z Kanady to trzeba się było jakoś pokazać”.
Od kilkunastu lat fundujemy stypendia naukowe, część funduszu pani śp. Unger i te stypendia otrzymują doktoranci. Efekt tego jest taki, że doktorantka KUL-u napisała historię fundacji. Trzy i pół roku trwała ta praca i za dwa dni zobaczymy to dzieło. Jest tutaj jej promotor, ksiądz dr. Łukasz Adamczyk, który niejako czuwał nad wydaniem tej książki. Tak że to jest też okazanie wdzięczności dla nas za to, co robimy, nie mówiąc o tym, że oni z kolei te naukowe badania potrzebują do swoich spraw.
– Panie prezesie, dziękuję bardzo. I dziękuję jako Polak, bo to, co pan robi i co robi fundacja, to wszystko leży w interesie Polski, w interesie nas, Polaków.
– Tak, staramy się to robić. Dziękuję bardzo.