Sekretarz generalny NATO, Jens Stoltenberg: „Ukraina ma święte prawo do obrony swojego terytorium i odbicia zagarniętych ziem”.

        To samo alternatywnie, to jest w wersji zsekularyzowanej: „Ukraina ma absolutne prawo do obrony swojego terytorium i odbicia zagarniętych ziem”. Tak, tak, bo cytat „chodził” w obu tych wersjach. Niezły przyczynek do teorii manipulacji swoją drogą.

        Tak czy owak: cudownie powiedziane, panie szefie. Na tyle dobrze, że kiedy kabareciarzom z Neo-Nówki mowa wróci, nikt nie wie, a termin obstawia mało kto. Bo mowę wspomnianym odjęło, zaraz gdy cytat z szefa NATO wreszcie pomieścił się im w umysłach. Wszystkim innym, mam na myśli: wszystkim podobnym matołom, pospadały kapcie. Tak nogami fikali. Ze śmiechu, wiadomo.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Nie kpię, to zazdrość przeze mnie przemawia, boć słowa Stoltenberga zabrzmiały tak zabawnie, że sam chichotać nie przestaję. Najwcześniej uda się jutro. Tak sądzę. „Ukraina ma święte prawo do obrony swojego terytorium”, lecz Serbia nie miała, o odbijaniu nie wspomnę? Gruzja owszem, nich tam sobie Abchazję odbija, bo jej, ale Kurdystan należało porzucić, łamiąc obietnice? I tak dalej, i tak dalej?

        „Nigdy nie zaakceptujemy nielegalnej aneksji!” – słychać dobiegające stąd i stamtąd wyrazy oburzenia. Wszelako legalnych aneksji nikt nie wskazuje. Po co takie rzeczy przywoływać? Wiadomo: nasze aneksje legalne są z definicji, tak jak z definicji nielegalne są aneksje nie nasze. No skoro legalne być nie mogą, to czego tu można nie rozumieć?

        Doprawdy, z wielką przyjemnością zaapelowałbym: „Dość hipokryzji w tak zwanej polityce międzynarodowej!”. Nie zaapeluję i nie wypadałoby też nikomu aspirującemu do przyzwoitości. Tacy wiedzą: w tej sferze życia hipokryzja to żadne wyjątki, przeciwnie, to solidny fundament relacji międzyludzkich. Oni tam wiedzą, w większości, co czynią, tym co mówią przejmując się o tyle jedynie, o ile frazy wydobywające się z ust potwierdzają zakulisowe zamierzenia. Tamte łepetyny wypełnia przekonanie, iż słowa mają zakłócać odbiór, a nie wyjaśniać przekaz. Jaki sens wyjaśniać tresowanym do posłuszeństwa głupcom, do czego i komu służą frazy, mające poruszyć w nich emocje, tym samym rozum uciszając?

        Dość o hipokryzji pana Stoltenberga, powiadam zatem, przejdźmy do pana Putina. Bo wszyscy słyszeli, prawda? Słyszeli? No raczej. Nawet głuchy usłyszałby. To jest, usłyszałaby nawet osoba oszczędnie dysponująca słuchem. Pan Nord Stream zapadł na katar i kapie mu. Z nosa. Czy skądś tam.

        No i co z tego, że kapie? I co z tego, że katar? Jesień przez Europę wędruje, zatem jesienne zasmarkanie to codzienność. Jesienna codzienność jak najbardziej. W znaczeniu, że występuje dość powszechnie. Więc? Mało to zakatarzonych dookoła? Prychających, kichających, smarkających – obficiej nawet niż zasmarkany byle jak Zandberg Adrian. Jemu też cieknie. Czy tam kapie. I co?

        A ilu podobnych (podobnych niemiłosiernie zakapanemu Zandbergowi) po domach pochowanych? Po swoich czy po cudzych? Zalegających na łóżkach, tapczanach, sofach, wersalkach, kanapach, otomanach? Czy tam na innych szezlongach? Jakby pozapominali, ż w podobnych okolicznościach przyrody czosnku zażyć należy, napar z lipy obstalować (lub polecić obstalować – osobiście to drugie rozwiązanie preferuję, mniej zachodu), niekłamanym sokiem z malin napar doprawić, prawdziwego miodu i soku z cytryny dolać, o imbirze nie zapominając… – zostaje mieszać, przez siedem dni, przez dni siedem pojąc samego siebie obficie. Ewentualnie pozwalać się poić. Siedem dni, mówię i zaraz okaże się, że po katarze śladu nie ma. Jak nie ma śladu po pośle Nowaku. Nowaku Sławomirze. Katar? Jaki katar? I kto to był Nowak? Więc raz jeszcze zapytam: owszem, katar. I co z tego?

        Pewnemu „gazociągu zapadło się na katar”. Tak. Z nosa mu cieknie. Tak. No i? Cóż z tego, że kichanie metanem dobiega z okolic Szwecji? Czy tam z okolic Danii? Co z tego miałoby wynikać, powtarzam? Jesień w Europie, więc jesienny katar europejski to rzecz powszechna.

        Guzik tam „powszechna rzecz”, choć nawet w wersji „level hard” niczego specjalnie wymownego nie usłyszymy. Proszę, oto ta druga wersja: kiedy Nordstreamowi cieknie z nosa, Europa popada w kałabanię. Dopiero wersja apokaliptyczna brzmi jak przystało na apokalipsę: gdy w Nord Stream eksplodują rury, Europa szaleje. Radosław Sikorski, obawiam się, to chyba nawet wariuje. Tak czy siak, gdy z wiadomego gazociągu kapie, Europa zaraz łapie. Grypę. Europie zaraz rośnie temperatura, Europa gorączkuje, Europą dreszcze telepią. Czy tam inne wstrząsy, przy czym „dreszcze” wydają się odniesieniem trafniejszym, opisując rzeczywistość właściwiej. Nawet gdy okoliczności wskazują na pierwotność wybuchów, bodaj trotylu, nie jakowychś wstrząsów.

        Co za świat, swoją drogą. Cóż za intrygujący niedasizm. Człowiekowate szykują się do założenia stałej bazy na Księżycu. Eksplorują pagórki na Marsie. Trafiają pociskiem wielkości lodówki w kosmiczną skałę, odległą od Ziemi trzydzieści razy dalej niż Księżyc, do tego wystrzeliwszy ów pocisk rok przed uderzeniem. Ale stwierdzić, co właściwie zaszło 80 metrów pod powierzchnią Bałtyku, nijak nie potrafią. Nie da się i już. Oto niedasizm prima sort.

Kto chce, niech w to wierzy. Ja nie wierzę. Ktoś na pewno rozumie, co zaszło: sprawca oraz państwa dysponujące odpowiednim sprzętem oraz „know how”. Dopiero ciąg dalszy – zgadzam się – to puste spekulacje, bo najczęściej bezpodstawne.

        Napisałbym w tym miejscu, że do Europy na rympał wdziera się niepokój, gdyby niepokój od dawna Europejczykom nie towarzyszył. Niepokój między nami jest, na dodatek razem z wojną. Od 24. lutego jest między nami na pewno.

I tutaj a propos wojny, ale z perspektywy rosyjskich elit, czyli „tako rzecze Putin”. Nie dosłownie przytaczam i nie każdą myśl cara. Tylko to, co zdążyłem zanotować, słuchając bezpośrednio jego orędzia. W relacji na żywo. Proszę bardzo, w telewizji tego nie znajdziecie.

        Za przyjęciem w skład Federacji Rosyjskiej opowiedzieli się mieszkańcy Donieckiej Republiki Ludowej, Ługańskiej Republiki Ludowej, obwodów Zaporoskiego i Chersońskiego. Tym samym potwierdzili historyczną obecności Rosji na tym terenie. Wyrazili swobodnie swoją wolę, postanawiając żyć życiem ich prawdziwej ojczyzny. Teraz są to nasi obywatele. Na zawsze. A my zabezpieczymy ich los. Żeby czuli opiekę Rosji.

        Zachód („kolektywny zachód”) ma na sumieniu wiele ludzkich nieszczęść. Zawsze pragnął zagarnąć dla siebie cały świat. Podporządkowywał sobie narody i państwa. Usiłował narzucić całej planecie władzę dolara. Wymordował rdzennych mieszkańców Ameryki. Zajął Indie. Eksploatował Afrykę. Bez żadnej konieczności wojskowej bombardował Drezno, Hamburg, Kolonię. Zniszczył Hiroszimę i Nagasaki, Japonię okupuje do dziś. Potem była Korea, był Wietnam, a pod przewodnictwem USA, kolonialne plany Zachód realizuje nadal. To winą Zachodu jest kryzys energetyczny w Europie, ponieważ zniszczono europejską strukturę energetyczną, dzięki agresywnej propagandzie topiąc stan faktyczny w iluzjach oraz fejkach. Mało tego, dziś kradną zboże z Ukrainy i wywożą do siebie. Elity europejskie rozumieją co się dzieje, ale realizują cudze interesy, nie oglądając się na interesy tamtejszych społeczności. A jeśli ktokolwiek pyta, dlaczego postępują w ten sposób, zostaje uznany za wroga.

Pamiętajmy przy tym, że Zachód od zawsze chciał również ograbić Rosję. Nie udało się. Teraz zrzucili maski. Im niepotrzebna jest Rosja, ale Rosja potrzebna jest nam. Dlatego ochronimy naszą własność.

        Rosja rozumie też swoją odpowiedzialność za świat, a wiele wspólnot wybiera podobną drogę co my, mówiąc „Nie!” zachodniej hegemonii. Zachód musi wreszcie pojąć: tak jak było, nie będzie już nigdy. Toczymy walkę o wielką, historyczną Rosję. Bój za przyszłe pokolenia. Wierzę w duchową siłę narodu rosyjskiego.

        Tak ów „spicz” brzmiał w ustach Putina, mniej więcej, w każdym razie identycznie w duchu. A ponieważ orędzie car zakończył dość pompatycznie („Za nami prawda! Za nami Rosja!”), zaraz spojrzałem na ekran. Uważnie. Raz i drugi. I trzeci raz spojrzałem, przyznam, a to dla pewności. Jednakowoż, usłyszanemu wbrew, jednego czy drugiego nie zauważyłem. Nie stała za Putinem prawda, a Rosja nie stała za nim tym bardziej. Niewykluczone, że słysząc tak ordynarne kłamstwa, pochowały się po kątach. Co mimo wszystko rokowałoby Rosji i światu dość dobrze.

Tak czy owak pojąłem natomiast, co sączy się kleistą breją ze zmurszałego mózgu starego kagiebowca, bez reszty owładniętego imperialnymi ambicjami: smród łgarstw wypływa stamtąd i nic więcej. A to, ponieważ od dawna niczego więcej tam nie ma. Może zawiść? I co właściwie nie pozwoliło mu ostrzec ewentualnych malkontentów: „Nu, pagadi. W Rosji ludzi dość, a i łagrów u nas dostatek”.

Wniosek: nawet jeśli w latach 90. ubiegłego wieku udało się na czas jakiś usunąć z Rosji odwieczny pomysł na Rosję, to jest ideę zaboru cudzych ziem i zasobów, to na bardzo krótko. Z Rosji znowu wyszło, co z Kremla wychodzi regularnie: bandycki charakter. Morderczy. Istnień paraludzkich tego rodzaju nie uzdrowi nic, dosłownie. To są upiory. Na takich kołki osinowe szykować, szkolić łowców specjalizujących się w walce z upiorami, wojowników najtwardszych z twardych. Bez tego zło ograniczone czerwonymi murami Kremla i oplatające świat, znowu stamtąd wylezie. Już wyłazi. Jak z charakteru Czarzastemu Włodzimierzowi wyłazi przeszłość, a Urbanowi Jerzemu przeszłość i gile z uszu. Czy tam z nosa. Czy skądkolwiek. Jak Zandbergowi Adrianowi nie powiem co, a Biedroniowi Robertowi nie powiem skąd. I nie już idźmy w tę stronę.

        Nowy rosyjski car to człowiek, którego nie spłodził ojciec i nie urodziła matka. Ewidentnie Putina spłodził, urodził, a następnie indoktrynował dla władzy, by finalnie do władzy przeznaczyć, stwór-potwór pod tytułem KGB. Pośród dzieci i wychowanków tej instytucji nie trafiają się ludzie normalni, więc i Putin nie może takim zostać. Choćby chciał, nie może i nie zostanie. Jako penitent w konfesjonale również nie. A przecież nie chce. Tymczasem Rosjanie wynieśli go na stolec prezydenta, widocznie nie ogarniając podstaw. Poznawczych podstaw. Wiedzieli, skąd on, i nie przeszkadzało im to. Za to pomyśleć przeszkodziło. Czemuż więc miałby Putin z okazji nie skorzystać? Wziął władzę i pozamiatał Rosjan do kąta.

        A Rosjanie? Którzy mogą, uciekają. Których na ucieczkę nie stać, milczą. Cała reszta, zamiast zdjąć Putina z planszy, zamiast przynajmniej starać się tę figurę z planszy zbić, bije Putinowi brawo. Nota bene, tak właśnie kończą się złudzenia o demokratyzacji Rosji za pomocą narzędzi z obszaru przynależnego ekonomii. To znaczy przychodzi car, na Kremlu zasiada, wreszcie chwyta Rosję, przy okazji plując jej w twarz. Wreszcie ściska krtanie Rosjanom, informując, że nie puści. Władymir Pierwszy Rympał. Wzrostem niewielki, do tego dwa małe bąbelki, a z wrażenia kurtyna i tak opada.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokręgi@op.pl