Czy czarni obywatele Kanady to ludzie specjalnej troski? Można sobie zadać to pytanie, słysząc, że rząd federalny przeznaczy 200 mln dolarów dla organizacji charytatywnych i nonprofit dla czarnej ludności. Stosowanie segregacji rasowej zawsze niesie ze sobą duży problem; kto będzie decydował o tym, kto jest czarny i według jakich kryteriów? Genetycznych? Etnicznych? Geograficznych? A może po prostu uznaniowych? (Stara anegdota opowiada, że podobno Hitler, czy Himmler miał powiedzieć na donos o żydowskich generałach – „o tym, kto jest Żydem decyduję je”). Czy Kanada przerabiać się będzie na społeczeństwo rasowego wokizmu? Koniec z „rule of law”? Dlaczego czarni Kanadyjczycy mają być traktowani inaczej? Czy oni są jacyś gorsi? Nie potrafią normalnie konkurować, zabiegać o swoje? Czy według rządu federalnego mają jakiś feler, że trzeba do nich specjalnie kierować wsparcie podatników?
A jeśli ktoś jest mulatem, to też podpada pod ten program, a jeśli babcia była Murzynką? Przecież w Kanadzie, mamy mnóstwo ludzi różnych rasowych mieszanek; Ottawa, jakąś komisję rasową powoła? Urzędnik będzie decydował, czy ktoś jest rasowo czysty?
Dożyliśmy czasów, gdy neomarksistowscy idioci tworzą polityczne zasady, od których Martin Luther King przewraca się w grobie. Pisałem już o tym, przy okazji organizowania w Mississaudze przychodni szczepionkowych „tylko dla czarnych”. Część moich czytelników nie chciała w to uwierzyć. No to teraz mamy osobny program rządowy dla organizacji czarnych. To tak idzie krok po kroku. Oczywiście można dywagować, że cała sprawa ma na celu rozmontowanie zasad, jakich dopracowaliśmy się w następstwie wielu konfliktów społecznych i wojen; pewne jest natomiast, że nie prowadzi to do niczego dobrego, bo zamiast tego byśmy w drugim widzieli brata, niezależnie od koloru skóry Ottawa chce byśmy w nim widzieli lepszego lub gorszego obywatela.
Andrzej Kumor