Na początku było słowo. Wszyscy z naszego kręgu kulturowego to znają

Tak, to cytat z ewangelii Świętego Jana.  Nie ma w niej opisu życia Jezusa Chrystusa, jego rodziców, szczególnie matki Maryi. Jest podkreślenie tego co jest nam niezbędne dla naszego zbawienia – objawienie poprzez słowo.

        Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. (J 1,1-5.9-12).

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Co prawda, już zbliżamy się do końca adwentu. Trzecia niedziela jest niedzielą wytchnienia w czteroniedzielnym okresie wyczekiwania. Nawet niezwykły kolor ornatu – różowy, którzy zakładają księża, wskazuje, że jest łagodniej. Kolor różowy jest łagodniejszy od najczęstszego adwentowego koloru, którym jest fiolet. Nawet niezwykły kolor szat odprawiającego mszę świętą księdza przekazuje znaczenie. Różowy to kolor pomiędzy białym a fioletowym. To kolor powstały z połączenia bieli i fioletu. Również nasz wieniec adwentowy z czterema świecami symbolizującymi cztery niedziele adwentowe dostosowuje się do tej konwencji: trzy świece fioletowe, jedna (trzecia) różowa.

        No chyba, że… Ktoś postanowił zmienić treści życia religijnego, poprzez wprowadzenie innych słów o podobnym znaczeniu, albo też zabronił używania pewnych słów, a co za tym idzie społecznych zachowań. Jeśli zabronimy używania słowa Boże Narodzenie, to go nie będzie?

        Tak myśleli nie tylko komuniści, których jeszcze pamiętamy z okupacji naszego kraju, ale oświeceniowi przedstawiciele rewolucji francuskiej. Ci ostatni sądzili, że jak zgilotynują przedstawicieli kościoła katolickiego i przedstawicieli starego porządku (d’Ancien Regime) to otworzą wrota zmiany wszystkiego. Pomylili się. Choć za te ich pomysły szczególnie Polacy musieli drogo zapłacić. Co prawda nas nie gilotynowano, ale za sprawą kasy Katarzyny Wielkiej i pruskiego cesarza zaczęto oczerniać Polskę jako ciemnogród, który potrzebuje oświecenia.

        I to ‘oświecenie’ nam zaserwowano w postaci trzech rozbiorów dokonanych przez trzech sąsiadów (Rosja, Austria i Prusy), i unicestwienia naszego państwa. Ale nie narodu. No właśnie. Tym absolutystycznym monarchom ościennym wydawało  się, że jak zmiotą Rzeczpospolitą, to zmiotą i naród. Ale hola, hola! Naród jest dany nam od Boga. Jestem wyznawcą tej teorii i święcie w nią wierzę.

        Nie jestem tutaj jedyna, bo przewodzi mi w tej koncepcji profesor Tadeusz Guz, prezbiter, teolog, filozof wykładający na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (KUL). Jeśli należę do narodu danego mi od Boga, to jest to naród niezniszczalny, czego dowiedliśmy w historii wielokrotnie.

        Do niedawna nie było zjawiska covidu, nie tylko wirusa, choroby, ale także i zachowań społecznych, takich jak sekciarskie podejście od szczepienia, jak i do nieszczepienia; związanej z covidem państwowej manipulacji wywołującej społeczną histerię.

        To było tak niedawno, pamiętacie? Szwecja nie poddała się histerii covidu, zaleceniom Światowej Organizacji Zdrowia (World Health Organization – WHO), nie zamykająca szkół, miejsc pracy, publicznej transportacji.

        Wielka Brytania, która po okresie wyznawania budowania grupowej odporności (herd immunity) przeszła na restrykcje, po tym jak brytyjski premier Boris Johnson o mało nie przejechał się na tamten świat, po złapaniu covida i nie musiał już czekać, aż społeczeństwo brytyjskie nabierze stadnej odporność, wprowadził anty covidowe restrykcje.

        O Polsce, ani o Kanadzie nie piszę ze względu na restrykcje ilości słów w cotygodniowym felietonie, licząc na to, że co koło grobli, to jeszcze pamiętamy.

        A chodziło mi o to, aby pokazać jak pod jednym terminem ‘covid’ różna jest strategia kraju nad opanowaniem tej choroby (niektórzy dalej twierdzą, że jej nie ma). To samo słowo, to samo zagrożenie, a tak wiele interpretacji, od poziomu światowego (bo przecież i na poziomie Światowej Organizacji Zdrowia były podzielone opinie), poprzez różne podejście do zwalczania epidemii (jeśli w ogóle była) na poziomie państw, do indywidualnych opinii.

        Ja mam w swojej własnej rodzinie sektę covidową, i sektę anytcovidową. Żrą się do dzisiaj. Nie zapraszam mieszanych sekt już więcej do siebie. A sama (o zgrozo dzieci moje nie czytajcie tego) w zależności od tego z kim przestaję, albo się przyznaję, że jestem anty covidowo zaszczepiona, albo i nie. Tak, ze strachu przed rodzinnym ostracyzmem. Takich to czasów doczekaliśmy. A to wszystko przez to słowo i jego definicję.

        Niedawno moja przyjaciółka zapytała mnie skąd biorę pomysły na moje pisanie? Trochę mnie to pytanie zdziwiło, bo te ‘pomysły’ we mnie żyją. Trzeba je tylko wywołać i użyć precyzyjnego języka, aby je poskładać w sposób zrozumiały dla innych. ‘Chodzi o to aby język giętki powiedział wszystko co pomyśli głowa’ – to cytat z Juliusza Słowackiego. Ale to ‘powiedzenie’ składa się z klocków słownych, których coraz to przybywa. Im bardziej rozwinięty język, tym ma większą liczbę słów. My z naszym polskim mieścimy się w środku. Nowych słów co roku przybywa. W Polsce mamy Radę Języka Polskiego, utworzoną w 1996, która zajmuje się normatywną stroną polszczyzny, także te definiujące nowe zjawiska, nowe zachowania, nowe rzeczy. Co roku podaje się do wiadomości publicznej nowe słowa, oraz słowa najpopularniejsze. We Wielkiej Brytanii taką funkcję pełni Oxford Dictionary, a we Francji Najwyższa Rada Języka Francuskiego, działająca od czasów rewolucji francuskiej. W roku 2022 wydawnictwo oksfordzkiego słownika uznało najpopularniejszym określeniem ‘tryb Goblina’ (Goblin mode).  Co prawda, w przestrzeni wirtualnej był to termin używany już od kilka lat, ale w końcu wszedł do oficjalnego słownika. Co to takiego ten tryb Goblina? To sposób życia wywołany długotrwałymi zawirowaniami wirusem covid. Człowiek siedzi w domu, strach wyjść, żeby się nie zarazić. Pracuje w domu, bo mu kazali do szkoły, ani do pracy nie przychodzić. Nie widuje się z ludźmi, więc i chodzi taki obstrzępiony w byle jakich dresach  i rozmemłanych kapciach. Do fryzjera też nie można było. Po co się nawet czesać i golić, ani z rana wchodzić pod prysznic. Kojarzycie? Jest to termin wybrany internetowo przez młodych, ale jakże trafny! Teraz skoro wiemy i potrafimy rozpoznać tryb Goblina, to możemy się mu nie poddać. Założę się, że już wkrótce będziemy mieli opracowania naukowe o wpływie trybu Goblina na zdrowie psychiczne ludzi i całych grup.

        Czy jest na to rada? Tak jest. Po prostu nie dać się. Jest to szczególnie ważne teraz w zimie, która jakoś tak naturalnie wtłacza nas w kokon większej izolacji.  Ale… Doroczna liturgia świąt  Bożego Narodzenia jest przypomnieniem o cyklu świętym, w którym nie wolno tracić nadziei i radować się tym czym Bóg nas obdarza. Nie pozwólmy aby popaść w tryb Goblina na dłużej niż jeden dzień.

Alicja Farmus

Toronto, 13 grudnia, 2022