Jak wszyscy dobrze pamiętamy, tajemnicze postacie (magowie, mędrcy, królowie?) ofiarowali Jezusowi narodzonemu w Betlejem drogocenne podarunki.
Św. Mateusz: “Padli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę”. Tak było. Co uczyniono z kadzidłem, domyślić się chyba najłatwiej, prawdopodobnie to samo co dziś i my z substancją ową czynimy, choć u Herodota przeczytamy, że zbiory żywicy kadzidłowców wymagały w tamtych czasach odwagi wręcz niebywałej, jako że drzew pilnowały smoki – stąd też miała brać się cena kadzidła, naonczas równa cenie złota. Do dziś smoki wyzdychały, pni kadzidłowców nikt nie pilnuje, kadzidło potaniało. Ekonomia first.
DEFICYT MŚCICIELI
Z kolei mirra symbolizowała gorycz ludzkiego życia, a cenna była nad kadzidło. Wieść gminna niesie, że Święta Rodzina przeznaczyła mirrę na wziątki, umożliwiające Jej ucieczkę przed Herodem (na wziątki, bakszysz, napiwki, łapówki, datki, jałmużnę, jak zwał, tak nazywał). Ciekawe, że złoto jednakowoż jakimś tajemniczym sposobem zniknęło z historii, rodząc pytanie: czy św. Józef mógł otrzymane złoto ukryć? Na “zaś”, powiedzmy? W sianie, dajmy na to? I – gapa – o złocie zapomniał? Albo to, albo Świętej Rodzinie złoto ktoś buchnął. Tylko kto? Któryś z pastuszków? Niemożliwe. Anioł któryś? Ta ewentualność również odpada. Pewnie jeden z sześciu króli w takim razie? Bo chyba nie osobiście Petru Ryszard? No skąd. To byłaby dopiero szarża. Z przytupem i przyświstem.
Ale zostawmy złoto historii i fantasmagoriom Dana Browna (to ten od “Kodu Leonarda da Vinci”), wejdźmy głębiej w styczeń. Oto Michał Zacharzewski na łamach “Rzeczypospolitej” omawia film Daniela Markowicza “Plan lekcji” (producent: Netflix). Recenzja jak recenzja, generalnie negatywna (“Na ekranie widzimy świat, który na dobrą sprawę nie istnieje”). Film zdobył tymczasem rzesze fanów w Omanie, Malezji oraz Korei Południowej, na tamtym rynku okazując się hitem. Podobno. Mnie przyciągnęła zwłaszcza końcówka tekstu Zacharzewskiego. Choć nie było to przyciąganie w kierunku telewizora. Konkret: “Wszędzie są przecież podobne szkoły, podobne boiska do koszykówki, ciche uliczki czy mosty nad rzeką. Tylko samotnych mścicieli już nie ma. Czyżbyśmy ich nie potrzebowali?”.
Prawda, że ładnie ujęte? Gdybym jednakowoż redagował ów materiał osobiście, ostatnie zdanie uznałbym za nic nie wnoszące, nadmierne kierunkowanie obarczone dydaktycznym smrodkiem, po czym z czystym sumieniem zdanie to delejtnąłbym do kubła. Komu fraza: “Samotnych mścicieli już nie ma” nie wystarczyłaby do wzbudzenia refleksji, temu i podprowadzenia za rączkę byłoby nie dość.
MIĘSO ARMATNIE
Przejdźmy do Rosji. Jakkolwiek ponuro by to nie zabrzmiało: teraz Rosja. Teraz, boć idą mrozy. Kosztowna igraszka, zimowa ofensywa, to fakt, zapytajcie zamarzniętych pod Stalingradem. No ale w Rosji “ludi mnogo”. Z drugiej strony, zachód zdaje się dość już ma ekonomicznego poniżania Kremla, skoro do przełomu nie doprowadziło; podobnie dość ma męczeństwa Ukraińców. Ukraina co prawda robi co może, czy raczej: co jej robić pozwolono, by swoje męczeństwo – realne przecież – uwypuklić i podtrzymać, ale wystarczy porównać zasoby ludzkie obu państw, by ogląd zdominowało jednak czarnowidztwo. Jak to na łamach “Rzeczypospolitej” ujął Jerzy Surdykowski: “Rosja ma o ileż więcej “mięsa armatniego”, większe rezerwy i najcierpliwszy w świecie naród”.
Tu nieco sobie poprzewiduję. Czy tam powieszczę. Otóż Rosja, zrezygnowawszy z Kijowa na parę kolejnych lat, powiedzmy: na dekadę, acz uczyniwszy z Ukrainy państwo upadłe, zajmie co zamierzała zająć na wschodzie, na południu zajmując odrobinę mniej niż planowała, po czym – obstawiam jesień tego roku, najdalej wiosnę przyszłego – siądzie do rozmów, proponując rozwiązanie zadowalające Kreml. Czemu zdurniały ze szczętem pan Zachód przyklaśnie pod hasłem jakimkolwiek – równie dobrze zabrzmi wołanie o “humanitaryzm”, co “powiedz wojnie stop”. Pozostałości naszego wschodniego sąsiada pochylą się mocniej ku ziemi, a prezydent Zełeński okaże się kartą zbitą i u siebie, i poza Ukrainą.
“Rosjanie będą mieli szansę stać się wolnymi ludźmi tylko pod warunkiem, że pokonają Kreml w swoich umysłach” – zauważył niedawno Kijów. Celna obserwacja. Pytanie czy Rosjanom zależy. Sądząc po ucieczkach przed poborem, niespecjalnie. Rosjanie chcą “chaty z kraja”. Co innego Kreml. Kreml, ustami Putina, powtarza swoje głosem Ławrowa: “Sprawa jest prosta: spełnijcie nasze propozycje dla własnego dobra. W przeciwnym razie sprawę rozstrzygnie rosyjska armia”.
DŁUGOŚĆ OCZEKIWANA
Alternatywa co prawda istnieje, wszelako byłaby to powszechna wojna z Rosją, możliwa wyłącznie z udziałem wojsk USA i reszty NATO. W co raczej przypuszczam, że wątpię. Jak na razie albowiem, wojska Paktu strzelają same do siebie. I bynajmniej nie w ramach ćwiczeń, a ostrą amunicją. Mianowicie Grecy do Turków, przy czym sytuacja wygląda tam na bardzo rozwojową. Czy inaczej: na rozwojową bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tyle dookolna przestrzeń publiczna wojenna. Co w niej, zapytajmy, poza wojną? Na początku roku, zwyczajowo, tu i tam pokazują się uczone analizy, ile tym razem dni wolnego należałoby zaplanować i kiedy, by urlop tegoroczny maksymalnie sobie wydłużyć. Tym razem idealny wydaje się przełom kwietnia i maja: 29. kwietnia wypada sobota, 7. maja niedziela, dość “zapisać się” na trzy dni urlopu, by aż dziewięć dni wolnych dałoby się wykorzystać.
Hm. Zaraz, zaraz. Widzicie ten uśmiech? Na niebie? Wystający sponad chmur, można powiedzieć? Nie, to nie jest uśmiech kota z Cheshire. To ku nam uśmiecha się Stwórca. Komentując ludzkie plany.
I może coś jeszcze a propos planowania. Polacy otóż żyją coraz krócej, a tu i tam w ogóle nie żyją – o czym zdaje się przekonywać nas pewien portal internetowy, nie wiedzieć czemu wciąż jeszcze nazywany informacyjnym. Dalej ów portal przytacza dane z raportu wykutego w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego, zatytułowanego “Sytuacja zdrowotna ludności Polski i jej uwarunkowania, 2022”. Dane potwierdzają trend skracania “oczekiwanej długości życia”. W powiecie grajewskim dajmy na to, parametr ów, czyli średnia długość życia kobiet, zmalał o cztery lata. Niemalże. W porównaniu do lat 2017-2019. Jak wyliczono: w okolicach Grajewa kobiety żyją krócej o 3,95 roku. O trzy lata i jeszcze 346,75 dób mniej. To znaczy dni. Końcówka po przecinku oznacza 18 godzin.
– Co to tak tyka? – dotarło do mnie pytanie z sali. Z sali obok. Głośne pytanie. Wrzask właściwie.
BIJE DZWON
– Tykadełko! – odwrzasnąłem. – Z Grajewa nie jesteś, nie narzekaj – dodałem odrobinę ciszej.
– Kobietą też nie jestem – szanowny interlokutor także odpowiedział ciszej, bo stając w drzwiach mojej sali. Najwyraźniej zdjęli mu pasy. – Radzisz mi ignorować tykanie i co, miałbym azaliż czekać na dzwon? – zmierzał ku mnie, krok za krokiem, i ciągle ściszając głos.
– No jak inaczej? Każdemu uderzy – na wszelki wypadek naciągnąłem kołdrę pod szyję.
– Każdemu dzwon bije. Ciebie uderzył? – sapnął na to, a ja, widząc roziskrzony wzrok nieszczęśnika, obraziłem się nań śmiertelnie. Niechby wspomniany dzwon rzeczywiście mu zabił. Czy raczej jego? Ach, jak te paskudne barbiturany w głowie człowiekowi mieszają. To jest, benzodiazepiny te paskudne.
Ale zostawmy proszki lekarzom, okoliczności przyrodzie zostawmy, dzwonom natomiast podrzućmy drania. Czy tam innym cykadełkom. Czy tykadełkom. Szczęściem albowiem na mapie Polski znaleźć daje się powiaty, idące w poprzek upiornej statystyce. Dajmy na to w Świnoujściu – tu kobiety po pandemii żyją dłużej o 0,45 roku. Średnio. To znaczy o 164 dni oraz 6 godzin. Gdyby ktoś zamierzał obserwować piasek przesypujący się pod żakietami dam świnoujskich. Kobiet, znaczy. I w klepsydrach oczywiście, ten piasek, nie pod żakietami. Nie wiem skąd mi się te żakiety wzięły, niemniej ze skojarzeń tym razem zrezygnuję. Proszę wybaczyć.
Co do mężczyzn, wskazanie dwóch lat i trzech dziesiątych roku, a o tyle właśnie spadła “oczekiwana długość życia mężczyzn w czasie pandemii” (w porównaniu do lat 2017-2019), to wynik uśredniony dla całego kraju. Są jednak miejsca, gdzie ten ubytek wydaje się nazbyt radykalny (dosłownie: “bolesny wyjątkowo”). To powiat kamieński. Tam średnia oczekiwana długość życia mężczyzn zmalała o 4,27 roku. Proszę wybaczyć po raz wtóry, dość mam przeliczania wskazań na dni i godziny.
DWA DWUDZIESTY
Dalej szło bardzo podobnie, kolorowanek nie wyłączając. Wiadomo: na współczesnej maturze niełatwo połączyć kropki czy pokolorować drwala, więc nadwiślańscy specjalsi statystyczni (skrót niezamierzony) mają co robić, kolorując Polskę powiatową. Sedno natomiast wystąpiło z brzegów po kropce, przybierając brzmienie: “Chcesz zadbać o swój organizm i żyć jak najdłużej? Możesz sięgnąć po preparaty, na przykład…” – i tu wyeksplikowano czytelnikom listę, na której pojawiła się “Długowieczność dla niej”, “Długowieczność dla niego” (nie pomnę już krople czy tam inne mazidło), dalej “Ziele długowieczności”, dalej “Suplement diety przeciw starzeniu się”, i tak dalej, i jeszcze. Aż po “Koenzym hamujący starzenie się skóry”.
Cóż tu wypada rzec. Podobno stres zabija. Na całe szczęście w tym samym miejscu można przy okazji nabyć: “Ziołowe preparaty, pomagające w stresowych sytuacjach”. Zamawiając czy to “Zestaw na uspokojenie”, czy to zieloną herbatę w wersji niezwykle anty-stresowej, czy wręcz: “Zestaw na stres”. Cokolwiek to ostatnie miałoby oznaczać i czymkolwiek nie byłoby.
Czyli że, podsumowując, choć dobre na wszystko jest chili, na uspokojenie i stres też sobie ceś weź. To znaczy kup. Coś. Czyż nie idzie się zagubić? Idzie, przyznajmy, ale przyznajmy i to, że lekko już było. “Dwa dwudziesty trzeci”, jak co rusz powtarzają nam tak zwani politycy, wystartował i wznosi się nadzwyczaj prędko. A dokąd, to już wie tylko Bóg.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl