Takiej wiosny, jaką obserwujemy w Polsce tej zimy, dotąd to nawet latem nie mieliśmy. Czy tam jesienią.
Wiem, wiem. Figura stylistyczna. Środek wyrazu. Szczęściem brzmi nie byle jak. Zwłaszcza jak na początek, a nie jak na środek. Czy na koniec. I nawet jeśli całe dwa zdania, a nie jedno słowo. Więc. Meteorolodzy więc wieszczą: “To będzie triumfalny pochód wiosny. Szykujmy się na wystrzał”. Drugie zdanie może niepokoić, bo kto do kogo będzie strzelał, nie ujawniono. “W wielu miejscach poczujemy wiosnę” – piszą eksperci, dodając, że temperatura tu i tam przekroczy dziesięć stopni Celsjusza.
NORMALNIE CZAD
Czym grozi przyrodzie aż tak przyspieszony początek wegetacji, przyrodzie i człowiekowi, musimy wykoncypować sobie sami. Niemniej temat aury poruszymy niżej, w tym miejscu bowiem wkleję reminiscencję grudniową, na którą zabrakło miejsca przed tygodniem. Ważną, bo ja jednak złym człowiekiem jestem.
Kto wie, może i nie człowiekiem nawet? Bez dwóch zdań: trzeba mieć w sobie sporo smoczej, zapiekłej furii, by z powodu otrzymanego spamu radowała się dusza, a dłonie zacierały nieproszone. Znaczy same z siebie. I tylko odrobinę przesadzam. Proszę łaskawie spojrzeć: “Superoferta subskrypcji Wyborcza.pl na święta” – notuję tytuł ze skrzynki pocztowej. O jakie święta chodzi nie napiszą, gdzieżby. Ale darowanemu w uszy patrzeć wstyd. Czy tam pod ogon zaglądać. Czy jakoś podobnie. Tak czy owak otwieram e-maila i zagłębiam się w treść.
“Świąteczna oferta subskrypcji” – głosi nagłówek. W rzeczy samej, wręcz superoferta. Ach, jaka wielka. Wielka superoferta, że aż: “Poleca ją nawet Barbara Kurdej-Szatan”. Czad normalnie, czy też czadowo, jak w starożytności mawiała młodzież grecka, obserwując płomienie spopielające rzymską flotę w bitwie pod Syrakuzami (druga wojna punicka, bodaj dwieście lat przed Chrystusem). Dalej ewentualnych frajerkę czy frajera zwabić winny zdania: “Poruszające reportaże, zaskakujące śledztwa i intrygujące wywiady”. Plus: “Bądź na bieżąco dzięki sprawdzonym informacjom”.
OFERTA ZA ZŁOTÓWKĘ
W tym momencie zapytać muszę, czy ktoś pomoże mi wyleźć spod biurka. Śmiech to zdrowie, ale zdrowie wypadałoby szanować, ja tymczasem katurlikam się na małej przestrzeni od dobrego kwadransa. Z drugiej strony patrząc, ze strony podłogi powiedzmy, by tak rzec: grzech pokusie nie ulec, skoro stręczą za darmo. Niemal za darmo, powiedzmy, za symboliczną złotówkę tygodniowo. Za złotówkę! Z drugiej, ktoś pamięta jeszcze, do czego w epoce niedoborów papiero-toaletowych służyła ta gazeta? Należycie zmięta-pomięta? Dziś ani nie produkują już podobnie ufiukowanych papierów toaletowych, ani nie sposób, w celu wiadomo jakim, użyć portalu internetowego. Więc: “Nie czekaj!” – krwiste napomnienie mruga ku odbiorcy spamu. Zaiste nie czekaj, uciekaj. Uciekaj głośno krzycząc. Najlepiej w stronę wiosny naszej nadwiślańskiej, co to jesienią takiej nie było, a trafiła się nam zimą.
Więc wiosna zimą, więc górale płaczą. Nie ma śniegu więc nie ma ceprów z nartami, w konsekwencji nie ma (więc) dutków. Datków. Opłat lokalnych takoż nie ma, więc i samorządowcy podgórscy płaczą jednako: ceper z wójta czy góral miejscowy. Z drugiej strony, ponadprzeciętnie rozochoceni “Zielonym Ładem” klimatyści, uprzedzają: nawet jeśli ochłodzi się co nieco, to specjalnych powodów do radości nie znajdziemy. To znaczy zimowa aura przyjdzie, a jakże, lecz spojrzy z góry raz czy wtóry (rym zamierzony) na nas, kwiknie nami przerażona, i za chwilę pójdzie sobie na dobre. Być może na zawsze.
TREND W EKSTREMACH
W sumie kto wie, może już sobie na zawsze poszła? Jeśli tak, ktoś zdążył przykleić się, kiedy szła? Boć ochotę, by przykleić się i pójść na dobre, też miałbym. Bo dobrze nie będzie. Dobrze już było, teraz dobrzej w pięty nam idzie. Czego dowodem właśnie aura.
Ponoć ostatnia dekada okazała się najgorętsza w historii pomiaru ziemskich temperatur. A że bliższa koszula ciału, zaznaczmy, iż roczna temperatura średnia w Polsce, licząc od 1951 roku, wzrastała o ponad ćwierć stopnia co każde dziesięć lat. W 1951 roku wyliczono ją na 7,2 stopnia Celsjusza, w roku 2021 na 9,1 stopnia. Co więcej i co koniecznie dodać należy: będzie jeszcze cieplej. Upały będą, liczne powodzie oraz susz wiele, na domiar cyklicznych, cykliczne tornad trafiać się nam będą, cyklony i inne takie wiatry, że nie daj Boże. Że zatęsknimy. Każdy za czymś innym, no ale. Na spotkaniu Międzyrządowego Panelu do spraw Zmian Klimatycznych (IPCC) oznajmiono, że w latach 2013–2022, średnia ziemska temperatura była o 1,14 stopnia Celsjusza wyższa, niż w półwieczu 1850–1900 (jak tamte 50 lat eksperci od spekulacji intelektualnych zwą: “w epoce przed-przemysłowej”).
– To bardzo, bardzo źle?
– Wyjątkowa kumulacja gazów cieplarnianych w atmosferze? O co mnie pytasz?
– Podobno naukowcy skończyli już dyskusję i nie sprzeczają się o powody globalnego ocieplenia.
EFEKT BUCA
– Podobno. Tego posłuchaj: “Eksperci nie mają wątpliwości, co do powodów, dla których padają kolejne rekordy temperatur. Przyczyną jest nadmiar gazów cieplarnianych w atmosferze – przede wszystkim dwutlenku węgla i metanu”. Tak piszą.
– Bodaj przed rokiem już czytałem, że wpływ człowieka na klimat jest główną przyczyną ocieplenia, na co dowodem miała być analiza porównawcza prawie 90.000 opracowań naukowych dotyczących ziemskiego klimatu. Spośród nich jedynie 28 wyrażało sceptycyzm wobec tezy o powodowaniu globalnego ocieplenia przez człowieka. Jak zaznaczono, wszystkie sceptyczne prace: “Opublikowane zostały w mało popularnych czasopismach”.
– To ostatnie, to jest dopiero dowód. Miażdżący. Tyle, że dowodzącego.
– Wbrew temu, ów kontynuuje, posłuchaj: “Jesteśmy praktycznie pewni, że konsensus wynosi obecnie ponad dziewięćdziesiąt dziewięć procent, co czyni temat powodowanej przez człowieka zmiany klimatu zamkniętym dla jakiejkolwiek debaty”.
– Buc. O denialistach klimatycznych nie wspomina?
– Jakbyś zgadł. Słuchaj dalej: “Mimo, że wyniki analizy jasno wskazują na działalność człowieka jako główną przyczynę zmian klimatycznych, w debacie publicznej wciąż zdarzają się głosy denialistów klimatycznych. Ich nie poparte dowodami naukowymi opinie prowadzą do stworzenia iluzji istnienia wśród naukowców debaty dotyczącej przyczyn globalnego ocieplenia”.
– Buc i bufon.
– Buc, bufon i efekciarz. Tacy zawłaszczają Ziemię.
KLUCZOWA ROLA
– A nie takim jak on, Ziemię w posiadanie oddajemy dobrowolnie? Czy tam oddaliśmy? Specjalistom tej klasy, co to uzyskawszy dotację na badanie życia ssaków morskich, zjadłszy i popiwszy za nasze pieniądze, konstatują, że niemożliwa jest utrata trzystu pięćdziesięciu kalorii w czasie godzinnych zajęć na basenie, bo wieloryby pozostają grube choć pływają bez przerwy. Pozwól takiemu typowi zdobyć kawałek Ziemi, a wszyscy skończymy z próbówkami w… nosach.
– Albo z termometrami w uszach.
– Albo z tym i z tamtym, tam i tu.
– Tym bardziej nie powinniśmy głupcom pozwalać nas głupocić.
– Tym bardziej nie powinniśmy pozwalać głupcom na głupocenie nas.
– Mas.
– To też.
Dość może tego dialogu, zajrzyjmy do nadwiślańskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, konkretnie do corocznego raportu IMGW, przygotowywanego przez klimatologów z tamtejszego Centrum Badań i Rozwoju IMGW. Ma to być: “Kompendium wiedzy na temat zmienności temperatury powietrza, opadów atmosferycznych, klimatycznego bilansu wodnego czy ekstremalnych zdarzeń pogodowych”, a przeczytamy tam, między innymi, iż: “W najbliższych dziesięcioleciach kwestie klimatyczne odegrają kluczową rolę w budowie gospodarczego, społecznego i politycznego ładu na świecie. A ekstremalne zjawiska pogodowe oraz zagrożenia środowiskowe w dużym stopniu determinować będą nasze działania i decyzje. Monitorowanie systemu klimatycznego i prognozowanie jego ewolucji stają się więc najważniejszym elementem skutecznej strategii rozwoju i adaptacji”.
WYGRAĆ Z NAUKĄ
To akurat prawda, przy czym – żeby nie było zbyt naukowo? – profesor Mirosław Miętus, klimatolog, zastępca dyrektora IMGW, a w Centrum Badań i Rozwoju IMGW pan głównodowodzący, podpisuje się pod zdaniem następującym: “Współczesna zmiana klimatu, będąca konsekwencją działalności człowieka, jest największym wyzwaniem cywilizacyjnym z jakim przyszło się nam kiedykolwiek zmierzyć”.
To, że swobodnie przychodzi współczesnym naukowcom mierzyć się ze współczesną nauką, to fidrygałka. Za to im płacimy. Zadziwia, jak łatwo ze współczesną nauką współcześni naukowcy wygrywają – w trymiga naukę pokonując. W okamgnieniu niekiedy. Postęp i nowoczesność, ot co. Nie ma tamto czy to. Bezwzględne dla inteligencji, postęp z nowoczesnością, a zabójcze dla ludzkich rozumów.
No dobrze. Kontrola zbliżania, pora na lądowanie. Przed sześćdziesięcioma milionami lat, plus minus, ziemski klimat ocieplił się. Podobno globalnie. O pięć do nawet siedmiu stopni Celsjusza. O ile dobrze pamiętam, w tym zakresie nowoczesna nauka również chwali się “konsensusem”. I najważniejsze: co najmniej 20 tysięcy, a może i dwa razy więcej, lat, minęło, nim klimat ustabilizował się ponownie. Teraz dopiero możemy zrozumieć pana Teslę (żart!). Czy tam innego Muska Elona. Mars czeka. Tam pogoda ustabilizowała się wieki temu i już na dobre.
***
Tymczasem na Ziemi klimat zmienia się nieustannie. Falami można powiedzieć. A to zimno otuli planetę, a to ciepło, a to znowu inne jakieś szkodniki. Tym razem padło na ocieplenie. Cała reszta to niewiele ponad ideologię, za to ideologia ta generuje kasę nie do pogardzenia. Wystarczy zapisać się do konsensusu naukowego. Jak kiedyś do partii zjednoczonej, bardzo robotniczej. Czy jakoś podobnie.
Podsumowując: człowiek zglobalizował Ziemię, a w ramach odwetu ziemski klimat zglobalizuje człowieka. Może i zgilotynuje. Jeden los człowieczy, bo wspólny, a przyszłość nas wszystkich losu ludzkiego zapowiedzią.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl