Podniosły, pusty patriotyzm doprowadził nasze państwo, pod przewodem najbardziej patriotycznego rządu, do utraty stanowienia o sobie na rzecz Niemiec. I pozycji żebraka błagającego KE o pożyczkę na projekty hamujące rozwój Polski.
Niestety, nadęte pustosłowie opanowało w Polsce przekaz patriotyczny. Przekierowało go w sferę mitów, nierealnych postaw życiowych i absurdalnych wymagań.
Ta fikcyjna, papierowa postawa polega na uczestnictwie w uroczystych obchodach rocznic i wygłaszaniu podniosłych słów. Jednak za nadętym pustosłowiem nie idą czyny, które pomnażałyby dobro wspólne. Dobro związane i wynikające z indywidualnego interesu każdego Polaka. Już samo słowo „interes” jest dla złotoustych patriotów podejrzane. Bo jak śmiem mówić o interesie, gdy patriotyzm to szalona odwaga i śmierć za ojczyznę bez pytania o sens.
Tak rozumiany patriotyzm stanowi uzasadnienie do zajmowania wysokich stanowisk państwowych przez tych, co przeżyli. Im, kustoszom pamięci narodowej, po prostu się należą. Powinnością zaś pospólstwa jest bezinteresowne poświęcenie się. I wiara w patriotyczną elitę władzy, bez pytania o korzyści własne. Bo przecież patriotyczna elita wie lepiej, co jest dla nas wszystkich dobre.
Podniosły, pusty patriotyzm doprowadził nasze państwo, pod przewodem najbardziej patriotycznego rządu Prawa i Sprawiedliwości, do utraty stanowienia o sobie na rzecz UE, czyli Niemiec. I pozycji żebraka błagającego KE o pożyczkę na projekty hamujące rozwój polskiej gospodarki.
Kto ponosi za to winę? Oczywiście, że niezłomni patrioci i grupa społeczna, z której ci nieudacznicy się rekrutują – inteligencja. To głupia, rosyjskiego pochodzenia inteligencja jest największym nieszczęściem współczesnej Polski. Została ona przetrzebiona przez komunizm i podniesiona przez III RP do rangi najważniejszej warstwy społecznej.
Zastąpiła ona (w swoim mniemaniu) dawną szlachtę i bojowników walk o odzyskanie niepodległości. Warstwę, której w związku z powyższym, rządzenie Polską należy się jak psu kość. Zatem najważniejszym kryterium do zajmowania stanowisk kierowniczych w państwie stała się deklarowana postawa, a nie zdolności organizacyjne, zweryfikowane przez życie. W biznesie na przykład.
Odwołanie się przez braci Kaczyńskich, inteligentów z Żoliborza, do środowiska wykładowców akademickich, którzy swoją pozycję osiągnęli w praktyce komunizmu, od początku skazywało tę formację na brak zrozumienia dla wyzwań współczesności. Na brak wrażliwości wobec nowej rzeczywistości społecznej i systemowe przełożenie jej dla rozwoju Polski.
Ta postawa została dodatkowo wzmocniona niechęcią do rodzącej się warstwy prywatnych przedsiębiorców. Biznesmenów w czarnych mokasynach i białych skarpetkach, jak ich (nas) barwnie odmalował na początku lat 90-tych Adam Glapiński. A Jarosław Kaczyński wrzucił do jednego worka z uwłaszczającymi się na majątku narodowym ubekami i oficerami WSI.
Najważniejsza dla każdego narodu warstwa społeczna, wypracowująca dobro wspólne i pozycję państwa w świecie, została potraktowana jako zagrożenie dla Polski … i władzy inteligencji.
Zaowocowało to przyjęciem przestarzałej organizacji zarządzania państwem dla odradzającej się Polski. Utrzymana została rola państwa (=partii rządzącej) jako właściciela gospodarki i dysponenta finansów. To zablokowało naszą możliwość samodzielnego, oddolnego rozwoju. Rozwoju w oparciu o zasoby naturalne i najważniejsze zasoby własne, zasoby ludzkie.
Inteligencja znalazła inny sposób dla Polski i dla siebie, odgórny. Poprzez pozyskanie środków zewnętrznych, unijnych i zarządzanie nimi za odpowiedni procent. Darmowe pieniądze potrafią zdemoralizować każdego człowieka i doprowadzić państwo do ruiny, choćby na zdjęciach pięknie wyglądało. Jak Stadion Narodowy.
Zewnętrzne finansowanie zaowocowało ogromnym wzrostem liczby urzędników i biznesu powiązanego i uzależnionego. Grupa ta liczy obecnie około 2 miliony osób. Uniemożliwia ona rozwój Polski i spycha nas w wieczną zależność od wierzycieli.
Jest jeden sposób na zmianę tego stanu rzeczy – opuszczenie Unii Europejskiej. Pozbawieni darmowych pieniędzy, będą musieli nasi inteligenci zająć się pracą, którą wreszcie wyceni rynek. Dla ich dobra i dla dobra Polski powinniśmy to zrobić jak najszybciej. W końcu to nasi rodacy.
Jeżeli nie zrobimy tego sami, to zrobią to Niemcy. Już to robią w Hiszpanii, która przystąpiła do UE w roku 1986, bo jej warstwa pasożytnicza dała się przekupić równie skutecznie jak nasza. Hiszpanie nie muszą już kupować wiatraków od Niemców. Żeby dostać teraz środki w ramach KPO, muszą ograniczyć liczbę urzędników.
Bo Niemcy mają policzone każde euro. To potrzebne do przekupstwa i to, potrzebne do sprawnego zarządzania już zdobytą Europą również.
Jan Azja Kowalski
Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.