Straszy się nas ostatnio strasznie – powiem tak na początek, a to dlatego, że ostatnimi czasy budzi się kałamarnice różnych społecznych psychoz, a to bierze się nas pod pandemię, a to pod „nieuchronną katastrofę klimatyczną”, to znowu ubiera w wojnę jądrową, która zrobi nam Grand Finale.
Jeśli do tego dorzucimy garść hollywoodzkich produkcji o końcu świata i ulubione scenografie gier komputerowych to zrozumiemy dlaczego tyle osób nadal w masce spaceruje po parku.
Straszenie końcem świata jest skuteczne, bo przestaliśmy być ludźmi Wielkanocy. Wszak chrześcijanie nie boją się nadejścia końca czasów, przeciwnie, na ten koniec z utęsknieniem oczekują, wyglądając Zbawiciela.
Dla nas koniec świata oznacza po prostu Paruzję – powtórne przyjście Jezusa Chrystusa, tym razem w całej Jego chwale.
Apokalipsa w dzisiejszej kulturze masowej odarta została z biblijnego charakteru, przestała być powodem radości i eschatologicznej nadziei, stając się straszakiem na niegrzeczne dorosłe dzieci, a że „niegrzeczność” dorosłych jest dzisiaj lansowana „na bogato”, to i też można te dzieci tak nastraszyć, by im poszło w pięty.
Każdego z nas czeka kres ziemskiej wędrówki i podobnie dobiegnie końca cały świat. Czy to ważne co skończy się pierwsze? Nasz prywatny czas zawsze jest „ostateczny”, dlatego mamy być gotowi.
Tu wspomnę, dla tych, którzy nie chodzili na katechezę, że nie oznacza to abnegacji i dążenia do jak najszybszej śmierci – życie doczesne jest bezcenne jako czas podarowany dla wypełnienia powołania. Dlatego żyjemy „do końca” i widzimy Bożą łaskę w każdej minucie, jaką Pan Bóg daje nam na ziemi. Ta minuta daje radość właśnie dlatego, że objawiono nam to, co nas czeka, co jest „po”; że wiemy, że „grób był pusty”. To właśnie nadaje życiu niezbywalny sens i znaczenie.
Dla nas Apokalipsa to po prostu objawienie końca czasów, a zapowiedziane w niej wypadki zbliżają nas do wiecznego szczęścia.
Nasza trwoga nie wynika z horrorowych obrazów katastrof i klęsk lecz ze świadomości własnych grzechów i upadków; my nie boimy się zagłady tego świata, lecz sądu u bram wieczności, na którym naszym jedynym ratunkiem jest Odkupiciel.
Dlatego dzisiaj tyle łez wzruszenia i wdzięczności wylewamy stojąc pod Jego Krzyżem.
Nasza świadomość dokonanego przez Chrystusa wyzwolenia jest dzisiaj solą w oku wszystkich tych, którzy Nowe Jeruzalem chcą sami wznieść na ziemi. Usuwając tę świadomość chcą nas wziąć strachem, byśmy uwierzyli w ofertę ziemskiego „zbawienia”, byśmy oddali im naszą wolność i złożyli pokłon; abyśmy bojaźń Bożą zastąpili strachem przed katastrofą klimatyczną czy podobnymi bzdurami; słowem, byśmy oddali skarb miłości Bożej za garść doczesnych srebrników; pozycji, majątku, władzy nad innymi. Wszystkie mają ten sam problem: szybko zamieniają się w truchło.
Dlatego życzę dzisiaj Państwu, byście nigdy nie przehandlowali Waszych skarbów za te świecidełka, bo jest to największy przekręt, jaki może nam się w życiu przydarzyć!
Wesołych Świąt!
Do zobaczenia u wrót wiadomej doliny!
Andrzej Kumor