Przeczytałem książkę „Nie ma i nie będzie” (Wydawnictwo Ha!art. 2022). Autorka, pani Magdalena Okraska, opisuje w niej przebieg i skutki transformacji ustrojowej.
Pisze w stylu; dziennikarstwo literackie. Jest w tej książce liczący 60 stron rozdział dotyczący Wałbrzycha. To moje miasto i wszystko co w tym tekście napiszę dotyczyć będzie tego rozdziału.
Na początek kilka słów z sufitu wziętych. Klasyką dziennikarstwa literackiego są niektóre artykuły prasowe Marka Twaina. W tym czasie nie istniała jednak nazwa i definicja tego gatunku. Za dzieło założycielskie dziennikarstwa literackiego uznawana jest więc książka Trumana Capote „Z zimną krwią”. Książka ta powstała w wyniku pracy, pracy i jeszcze raz pracy. Capote przeczytał wszystkie dokumenty i spędził niezliczoną ilość godzin na rozmowach z ludźmi którzy wiedzieli cokolwiek na temat opisanego w niej morderstwa. W efekcie, wszyscy wiemy i rozumiemy, że dziennikarstwo literackie to fakty, fakty i jeszcze raz fakty, a literacki bluszcz służy tylko do tego aby zdania, akapity i rozdziały połączyć w merytoryczną i emocjonalną całość.
Niestety słowo „wszyscy” nie obejmuje pani Magdaleny Okraska. Chyba miała dobre chęci ale zbyt daleko popłynęła w literaturę. Z tego co napisała, trudno jest wyłowić racjonale na ocenę tego co się naprawdę w Wałbrzychu działo.
Powojenna historia Wałbrzycha podobna jest do historii innych miastach na Ziemiach Zachodnich. Podobna, ale podniesiona do kwadratu i przyjęte przez autorkę założenie, że Wałbrzych rozsypał się w wyniku likwidacji kopalń jest zbyt daleko idącym uproszczeniem. To miasto nigdy nie było, i ciągle nie jest, poskładane. Społeczeństwo powojennego Wałbrzych składało się z kilku grup. Pierwszą byli szabrownicy. Drugą repatrianci z Borysławia. Następne; repatrianci z Francji, Żydzi, byli żołnierze LWP i trochę AK-owców. Dodatkowo, byli tu jeszcze Niemcy i ludzie którzy w czasie okupacji z Niemcami współpracowali. Inteligencji, rozumianej jako grupa świadomie niosąca etos polskiej inteligencji, praktycznie w Wałbrzychu nie było. Z komunistycznego punktu widzenia było to idealne społeczeństwo.
Nikt nikomu nie ufał. Wszyscy trzymali się swoich małych, najczęściej rodzinnych, środowisk. Tylko w ich obrębie wiedzieli bowiem z kim można bezpiecznie rozmawiać. Podział wałbrzyskiego tortu nastąpił zgodnie z charakterystyką poszczególnych grup. Żydzi i szabrownicy wzięli UB, milicję i urzędy. Francuzi kopalnie. Inne grupy różne mniejsze zakłady.
Ciekawym aspektem lokalnej socjologii była świadomość tego, że dookoła górników snuje się zapach krwi. Praca w wałbrzyskich kopalniach groziła bowiem, w dużo większym stopniu niż na Górnym Śląsku, śmiercią lub kalectwem.
Ustalenie dokładnej liczby wypadków nie jest możliwe gdyż systematycznie fałszowano statystyki. Tradycyjne górnicze; Szczęść Boże., było tu więc czymś więcej niż tylko tradycja. Do tego dochodził strach przed pylicą. Szacuje się, że w Wałbrzychu i Nowej Rudzie na pylicę umierało rocznie 150-200 osób, a kilka razy więcej zaczynało chorować. Było to około 1/3 ofiar w całej Polsce. Porównując ilość górników pracujących w wałbrzyskim zagłębiu do ilości górników pracujących na Górnym Śląsku, statystyka ta jest przerażająca. Czy przesadzam? Sam się na tym zastanawiam ale pamiętam to co widziałem i słyszałem podczas strajku w sierpniu 1980. Szczególnie gdy pisaliśmy górnicze postulaty. Emocje były ogromne i górnicy chcieli iść (z kilofami) do górniczego szpitala. Chcieli aby wytłumaczono im dlaczego wielu kolegów, którzy „jeszcze wczoraj” byli zdrowi zaczynała się nagle dusić.
Uff. Napiszę to co mam do napisania otwartym tekstem. Początek był dobry. Pierwszym dyrektorem Zjednoczenia Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu był Henryk Szwajcer. Komuniści nie mogli jednak tolerować na tak ważnym stanowisku uczciwego fachowca i Henryk Szwajcer został przez UB zamordowany. Następnie, większość kadry kierowniczej wałbrzyskich kopalń oraz lekarzy pracujących w górniczej służby zdrowia to byli już cyniczni karierowicze. Dla premii, nagród i awansów skłonni byli wydawać śmiercionośne polecenia i diagnozy. Problemy te pogłębiał fakt, że ogromna większość wałbrzyskich górników nie pochodziła z górniczych rodzin i nie wiedziała kiedy trzeba powiedzieć sztygarowi: NIE!
Nie jest więc przypadkiem, że (w sierpniu 1980) pierwszy górniczy strajk w Polsce wybuchł właśnie w Wałbrzychu.
Aby uwiarygodnić to co powyżej napisałem, przypomnę dwa strajkowe postulaty:
• Usprawnić pracę służby zdrowia, lekarze winni wykonywać swe obowiązki zgodnie z etyką lekarską.
• Żądamy, aby lekarze i sekretarze Komitetów Zakładowych PZPR-u zajeżdżali systematycznie do kontroli stanowisk pracy.
Warto też wiedzieć, że wałbrzyskie kopalnie były też „przedsiębiorstwami budowlanymi”. W latach siedemdziesiątych brak mieszkań dla powojennego wyżu demograficznego był ogromnym problemem. Oczywiście, nie dotyczyło to lokalnej elity. Oni budowali domki jednorodzinne. Kopalnie dostarczały materiałów budowlanych i siłę roboczą. W zależności od tego kto był „inwestorem”, płacono za to 0 (słownie zero) lub małą część realnych kosztów. Czy można to udowodnić? Było by to trudne gdyż w ramach przygotowań do transformacji, czerwoni dokładnie wyczyścili archiwa. Do celów publicystycznych można jednak pozbierać dowody pośrednie.
Dobrym tego przykładem jest inny górniczy postulat:
• Zaniechanie zatrudniania do prywatnych prac (tzw. Fuchy).
Wielka więc szkoda, że podczas swojego pobytu w Wałbrzychu, pani Magdalena Okraska nie przyszła do biura wałbrzyskiej Solidarności. Uzyskała by dostęp do wielu segregatorów z dokumentami i została skontaktowana z ludźmi których ominąć nie powinna. Opowieści które by od nich usłyszała były by ciekawsze i ważniejsze niż to, że w hotelach robotniczych działa się czasami „pornografia” Może autorka świadomie nie chciała aby niektóre opowieści i dokumenty popsuły jej nostalgiczną (za PRL-em) narrację? W sprawach dotyczących transformacji działa tu bowiem ciągle autocenzura w stylu: 30 lat za późno i 30 lat za wcześnie.
Spróbuję to przełamać. Wiąże się z tym sprawa która zawiera moje osobiste wyrzuty sumienia. Gdy powstała Solidarność, ściągnąłem do Wałbrzycha Janka Lityńskiego. Przez pierwsze kilka miesięcy mieszkał u mnie i był doradcą w Międzyzakładowym Komitecie Założycielskim. Następnie bywał tu często i działacze wałbrzyskiej Solidarności postrzegali go jako jednego z nas. Miało to bardzo duże znaczenie w pierwszych latach po roku 1989. W początkowym okresie „restrukturyzacji wałbrzyskiego zagłębia”, Lityński był pewnego rodzaju łącznikiem z Jackiem Kuroniem i innymi ludźmi którzy (jak wtedy sądzono) starali się wspomagać wałbrzyskich górników w walce o jak najlepsza osłonę socjalną. W praktyce, okazało się jednak, że Lityński, Kuroń, Syryjczyk, Lewandowski i inni „lewicowi-liberałowie” bezczelnie się na Solidarność wypięli.
Wracając do roku 1981. Wiemy jak zakończył się eksperyment nazywany Solidarnością. 13 grudnia 1981, wszystko wróciło w pobliże poprzedniej normy. Prawie nikt nikomu nie ufał.
Oficjalny upadek PRL-u rozpoczął się od nadania państwowym zakładom niezależności. W ten sprytny sposób władze umyły ręce i włączyły pierwszą falę prywatyzacji. Polegała ona na tym, że dyrekcje sprzedawały mienie ruchome zakładów. Komu? Swoim kolesiom. Za ile? Za cenę złomu.
Zwiększało to niestabilność finansową zakładów. Musiały bowiem słono płacić za wynajmowanie tego „złomu”. Następnie nadeszła pora na sprzedawanie reszty. Często za mniej niż wartość złomu. Był to po prostu czas przy którym powojenne szabrownictwo wygląda jak małe piwo.
O tym wszystkim zapomniano jednak szybko i świadomie. W zamian, rozpoczęło się lansowanie twierdzenia, że „Solidarność zlikwidowała kopalnie.”. A prawda jest taka: Górnicy nie bronili starych kopalń gdyż wiedzieli, że ich dalsza praca nie ma sensu. Jedyną nadzieją dla wałbrzyskiego górnictwa był nowy szyb Kopernik który otwierał drogę do złóż zlokalizowanych poza miastem. Zaakceptowany przez Solidarność plan polegał na tym, że starsi górnicy mieli dostawać odprawy i odejść na wcześniejsze emerytury. Młodzi mieli iść na Kopernik lub do pracy w WSSE (Wałbrzyska Specjalna Strefa Ekonomiczna) która miała powstać w oparciu o zagwarantowane przez rząd fundusze. W tym ukryta jest wielka tajemnica wałbrzyskiej transformacji. Aby ją poznać, trzeba górników sprytnie pociągnąć za język:
Miałem już prawie 50 lat i byłem wyeksploatowany. Chciałem iść na emeryturę i zająć się działką. Żona pracowała w porcelanie i wyglądało na to, że będziemy mogli spokojnie żyć.
Ludzie nie zdawali sobie bowiem sprawy, że Kopernik zostanie zasypany, nadejdzie ogromna inflacja i ilość nowych miejsc pracy w WSSE będzie rosła zbyt wolno. Tym bardziej nie zdawali sobie sprawy z tego, że nastąpi szybki upadek prawie wszystkich innych zakładów (porcelana, szkło, wyroby tekstylne, itp.) w mieście i bezrobocie osiągnie 20-30%.
Dlaczego upadł praktycznie cały wałbrzyski przemysł? Odpowiedź jest bardzo prosta. Zakłady sprzedane ludziom którzy umieli tylko szabrować i o zarządzaniu biznesem w kapitalistycznych warunkach wiedzieli tylko tyle ile przeczytali w „Kapitale” Marksa.
Okazało się również, że w początkowym okresie swojego istnienia WSSE będzie maszynką do wyganiani ludzi na zmywak. Płacono tam bowiem tyle co kot napłakał i wyciskano z ludzi siódme poty. W efekcie, Wałbrzych stracił szybko około 30 tysięcy młodych ludzi czyli prawie całe pokolenie.
Z artystycznego punktu widzenia był to jednak ciekawy okres. Warto zdjąć przed panią Okraska kapelusz za to co napisała o wałbrzyskich raperach i za przypomnienie spraw związanych ze sztuką Adriana Hyrsza „Strefa”. Brakuje mi tylko opowieści o losach dziewczyn które miały gładkie dłonie gdyż chemikalia „zdjęły” im linie papilarne. A dla tych którzy lubią kryminały, warto by napisać o towarzyszu biznesmenie który groził działaczom Solidarności pistoletem. Na sześćdziesięciu stronach, miejsce na to nie brakowało ale pani Okraska nie robiła chyba przerw w pisaniu i nie klikała na YouTube. Szkoda. Tam są piosenki pomagające w łapaniu dystansu do tego co się pisze. Dobrym tego przykładem jest Jacek Kaczmarski śpiewający: „… a Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu …”.
Nadeszły lata w trakcie których miasto wegetowało. Żyjąc z górniczych emerytur i kieszonkowego które przysyłały rodzicom dzieci pracujące na Zachodzie. Nic nie trwa jednak wiecznie i nowy etap zaczynał się w roku 2011. Po wymuszonej przez sąd rezygnacji prezydenta Kruczkowskiego premier Donald Tusk mianował komisarza. Został nim Roman Szełemej i sprawy ruszyły z kopyta. Z roku na rok, miasto wyglądało coraz lepiej. Działo się tak w oparciu o „emisję pieniędzy w formie długu”.
Teoretycznie, pożyczanie jest teraz nieodłączną częścią „nowoczesnej” ekonomii. Praktycznie, (nie) każdy pamięta o tym, że pożyczane pieniądze powinno się inwestować tak aby przynosiły zysk.
Sztandarową inwestycją miejską jest Stara Kopalnia czyli wyremontowane budynki po KWK Thorez. Jest tam teraz muzeum górnictwa, sala historii wałbrzyskiej Solidarności, restauracja i kilka sal w których odbywają się koncerty i wystawy. Wybudowano również Aqua-Zdrój czyli kompleks sportowy z krytym basenem. Stara Kopalnia i Aqua-Zdrój są pewną wartością dodaną ale problemem jest zawarta w tych obiektach gigantomania. Budżet miasta musi ciągle do nich dopłacać i trwać to będzie jeszcze przez wiele lat. Następnie było gorzej. Przyszedł czas „inwestowania” w błyszczące barierki, tężnię i fontannę. To nie koniec. Już niedługo, Wałbrzych dołączy do elitarnego grona europejskich miast posiadających wieżę widokową z widokiem na ruiny Górniczego Domu Kultury. No cóż. Jak się wydaje pożyczone pieniądze to można szaleć. Aktualne zadłużenie miasta to około 100% jego rocznych przychodów. Ile dokładnie? Tego nie wiem gdyż dokumenty w BIP-ie są tak starannie pomieszane, że chyba trzeba być doświadczonym biegłym sądowym aby się w tym połapać. Maszerujemy więc, w rytmie górniczej orkiestry, w stroną jeszcze większego zadłużenia. We wrześniu 2022 ogłoszono, że Wałbrzych wyemituje obligację na kwotę 50 mln zł. Pieniądze te są pilnie potrzebne na spłatę wcześniej zaciągniętych długów. Okazało się jednak, że to za mało i już w pierwszym tygodniu stycznia 2023 Urząd Miasta wziął dodatkowe 30 milionów pożyczki krótkoterminowej czyli chwilówki. Do tego dochodzi jeszcze działalność spółki gminnej „InVałbrzych” która specjalizuje się w sprzedawaniu wszystkiego co na drzewo nie ucieka. Nastroje części wałbrzyszan są jednak bardzo dobre i po mieście snuje się narracja: Ha, ha, ha. Zbankrutujemy i rząd spłaci nasze długi. Poważnie to traktując, wierzą w to chyba tylko wdowy po zmarłych na marskość wątroby esbekach. W głowach większości wałbrzyszan zaczyna więc szeleścić myśl, że program odbudowy miasta streścić można w haśle: „Wasze są ulice. Nasze kamienice.”.
Bądźmy jednak optymistami. Miejmy nadzieję, że już niedługo nadejdzie wojna lub naprawdę wielki kryzys. Dzięki temu, ciotka historia unieważni nasze długi i nasze dzieci będą mogły zaczynać „transformację” od początku.
Jerzy Jacek Pilchowski
Jerzy Jacek Pilchowski, ur. 17 III 1950 w Gliwicach. Ukończył Technikum Ekonomiczne w Ostrołęce. 1972-1981 zatrudniony w Przedsiębiorstwie Budownictwa Komunalnego nr 2 w Wałbrzychu. VI 1977 – 1980 współpracownik KSS KOR, Biura Interwencyjnego KSS KOR; 1979-1980 redaktor niezależnego pisma „Robotnik”, współpracownik niezależnego wydawnictwa NOWa, kolporter i informator „Biuletynu Dolnośląskiego”. W 1979 sygnatariusz Karty Praw Robotniczych. W I 1980 uczestnik prac Komisji Helsińskiej przy opracowywaniu dokumentu pt. Raport Madrycki. O przestrzeganiu praw człowieka i obywatela w Polsce.
27-31 VIII 1980 uczestnik strajku w KWK Thorez w Wałbrzychu, od 28 VIII 1980 wiceprzewodniczący MKS w Wałbrzychu, uczestnik negocjacji z władzami miasta i woj. W V 1981 delegat I WZD Województwa Wałbrzyskiego, w VI 1981 I WZD Regionu Dolny Śląsk, członek ZR, IX/X 1981 delegat na I KZD.
13 XII 1981 internowany, przetrzymywany w Ośrodku Odosobnienia w Kamiennej Górze, od 29 I 1982 w Nysie, następnie w Uhercach, 18 XI 1982 wyszedł na tygodniową przepustkę (z powodu ciężkiej choroby ojca), z której nie wrócił, 25 XI 1982 aresztowany, osadzony w AŚ KW MO w Wałbrzychu, zwolniony 12 XII 1982. Po wyjściu, planując wyjazd na Zachód, przekazał kontakty Mieczysławowi Tarnowskiemu, który w tym czasie wrócił ze Szwajcarii. Od 17 III 1983 na emigracji w USA. Działacz Solidarity International, instytucji wspomagającej finansowo i politycznie podziemne struktury „S”. W 1986 absolwent studium informatycznego w Computer Processing Institute, następnie pracował jako informatyk. Członek stowarzyszenia Polonia Technica oraz Polskiego Klubu Żeglarskiego w USA.
Autor licznych artykułów nt. społeczno-polityczne oraz z dziedziny informatyki. Odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności (2022).