Znaleźli się przypadkowo. Właściwie to najpierw się przypadkowo spotkali.
Spotkali się u znajomych, też przypadkowych znajomych znajomych znajomych. To znaczy ci znajomi mieli znajomych, a ci znajomi z kolei mieli innych znajomych. Więc wiemy co to są znajomi, wiemy co to są znajomi znajomych, więc wiemy także, co to są znajomi znajomych znajomych.
Niby proste, a zapisane wygląda co najmniej dziwnie – tak jak życie. Ona poszła tam z koleżanką, bo koleżance pomyliły się dni i umówiła się z nią na zakupy, ale zapomniała, że w tym samym czasie miała być z mężem u znajomych. Więc zadzwoniła, przeprosiła i zaprosiła ją z nimi do tych znajomych.
Znajomi robili wine & cheese party, więc nic nie szkodziła jeszcze jedna osoba, szczególnie zapowiedziana, bo koleżanka zadzwoniła i grzecznie zapytała, czy może przyjść z koleżanką? Więc poszli razem. On znalazł się tam przypadkowo, bo żona wyjechała, a znajomi zadzwonili do niego z pytaniem jak sobie daje radę, i zaproponowali żeby wpadł do nich, ale zapomnieli, że mieli iść do znajomych na lampkę wina. Więc pomyśleli co tak sam będzie siedział, nie siedział, i jeszcze mu coś głupiego przyjdzie do głowy, więc wzięli go do znajomych znajomych. Tak więc na tym przyjęciu u znajomych znajomych było sporo nieznajomych. I była tam też ta koleżanka, która bardzo się ucieszyła, że jest jeden znajomy znajomego, który jest bez srogiej żony.
A on to zaraz wyczuł, i zaczął podgrywać samotnego kawalera znajomego znajomego. Szczególnie przed panią, której nie znał i właściwie nikt w tym towarzystwie jej nie znał, a wyglądała na taką bez pary. Koleżanka, która ją przyprowadziła była koleżanką z pracy – znały się zaledwie kilka tygodni. W takim czasie i w takiej sytuacji, na takim wine & cheese wszystko można o sobie powiedzieć, a nawet naopowiadać. To tak jak podczas dłuższej jazdy pociągiem (albo i samolotem) wszystko można stworzyć. Cały nowy życiorys, i męża i dzieci, i zawód, i co tylko. To tak jak opowieści z turnusu w sanatorium – różne rzeczy się słyszy, niekoniecznie prawdziwe. Więc między tą koleżanką (z pracy) a tym kolegą, którego żona wyjechała do Polski niewątpliwie zaiskrzyło. Nie tylko na tym party, ale i potem.
W pracy koleżanka próbowała się czegoś dowiedzieć od tej koleżanki o tym facecie, ale ona nic na jego temat nie wiedziała, bo to był znajomy znajomego, albo jeszcze i dalej. On też próbował się czegoś dowiedzieć o koleżance, ale ona była znajomą znajomej, więc żadnych konkretnych wiadomości na jej temat nie było. Hulaj dusza, piekła nie ma. Można w takim razie powstawiać w te białe punkty to co się chce, a przede wszystkim to co pasuje. No więc gorący romans się dalej toczył, aż do powrotu żony kolesia. Ta wróciła i pozamykała wszystko tak szczelnie, że koleś nawet nie jęknął. Oczywiście koleżanka poszła w odstawkę. To się teraz mówi ‘ghosting’ jak się kogoś totalnie ignoruje, jakby go nie było. Koleżanka próbowała. Ale. Niczego nie mogła się dowiedzieć, bo to był znajomy znajomego, i jeszcze dalej. Desperacko próbowała mieć pretensje do koleżanki, ale nie wskórała nic, bo ta przecież nic nie wiedziała. Jak zwykle kobiety są bardziej poszkodowane w takich przypadkach. A dobrane ziarnka w korcu maku jak zwykle okazały się zwykłą lipą.