Stare angielskie przysłowie mówi, że jedno zgniłe jabłko może zepsuć całą beczkę jabłek zdrowych (‘one bad apple spoils the whole barrel’). Dotyczy to także wina, które musi być fermentowane w kadziach o nieskazitelnej czystości i z najprzedniejszego produktu, aby właśnie żadne zgniłe jabłko, czy winogronko go nie zepsuło. Sama w przeszłości próbowałam robić wino, acz ze zmiennym skutkiem To prawda, jedna – nawet mała – część moszczu zatruwa wszystko inne, i zgnilizna udziela się sąsiadującym zdrowym częściom. Pół biedy jeśli się zrobi ocet zamiast wina. Takim winnym octem (świetny jako przyprawa do gotowania) można rodzinę i znajomych obdarzać całymi latami. Tak więc ostatnio przestawiłam się na wina dostępne w naszych sklepach, a jest ich wybór znakomity, z całego świata. Nie, polskich jeszcze nie ma, ale jest sporo ontaryjskich. Ostatnio pojawiły się także w wersji ‘organic’ czyli zdrowej, bez zbędnych chemikaliów przyspieszających fermentowania i produkcję wina, oraz wzbogacających smak. A smak i kolor wina powinien głównie pochodzić z winogron – ale najdorodniejszych, na pewno nie zepsutych. Ale to nie tylko z jabłkami tak jest, że jedno potrafi zepsuć cały korzec.
Każdy kto pracował w grupie wie, że jeden jękoła potrafi wpłynąć na całą grupę, żeby czuła się pokrzywdzona. Jedna jękoła spowoduje, że cała grupa jęczy – kto ma gorzej, kogo bardziej boli, i kogo spotkał największy pech życiowy, i najgorsi ludzie. Jak się ich zapytasz, czy pomogli innym w ich niedoli, to popatrzą zdziwionym wzrokiem, który przeistacza się w wzrok zły, no bo przecież nie mają czasu na innych w swej nieskończonej niedoli. Jak ktokolwiek śmie pytać.
Nie chcą zakłócać swojego męczennictwa pomaganiem innym. Kiedyś dałam się zwieść i poszłam z takimi na kawę. Zaczęło się od kłótni gdzie iść, czy do hortona, czy do starbucksa, czy do yellow cup? Powiedziałam, że kawa to kawa, i natychmiast pożałowałam, że się odezwałam. Naraziłam się wszystkim. Od ‘nowej’ oczekiwano wsparcia jednej opcji i zaciętej walki, żeby ta opcja wygrała.
Cóż, naprawdę było mi to obojętnie gdzie napiję się kawy. Tak długo debatowali, że zabrakło czasu, więc poszliśmy do najbliższego hortona. A tam to samo. Wszystko źle, i wszystko niedobrze. Moja kawa z podwójnym mlekiem i cukrem została skrytykowana, bo za dużo cukru, a mlekiem się nie psuje smaku kawy. Poprawiała mój wybór kawy osoba, która piła dokładnie taką samą kawę: z podwójnym mlekiem i cukrem. Przyjęłam tę uwagę dzielnie na klatę, nie dałam się sprowokować i nie powiedziałam nic. Tylko się grzecznie uśmiechnęłam – choć ciężko mi było, oj ciężko. No to siedzimy i grupowo jękolimy. O tym samym. Ciężkich czasach, beznadziejnym prezesie, jeszcze gorszej prezesce. Zdrowiu, które się pogarsza, bo same konowały w służbie medycznej. Jedna pani wyciągnęła fiolkę z tableteczkami. To wzbudziło ogólne zainteresowanie. Nie wiadomo co to było i na co, ale każdy spróbował. Mówili, że im pomogło. Pomogło? Toż to zaklinanie rzeczywistości magią pigułki – dobrej na wszystko. Zadzwoniła do mnie niespodziewanie siostra. Wymówiłam się, że muszę pilnie wyjść. Urwałam się, i to było dla mnie oczyszczenie – nie musieć słuchać bzdur, ani uczestniczyć w magicznych rytuałach cudownych pigułek. Szkoda, że pigułki na wszystko, tylko nie na głupotę.
MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 22 kwietnia, 2023