Teraz, 9 maja minęło już 36 lat, gdy wydarzyła się największa katastrofa w cywilnym polskim lotnictwie.
W Lesie Kabackim w 1987 r rozbił się Ił 62 M, produkt ówczesnego państwa sowieckiego. Tutaj na szczęście od samego początku przyczynę katastrofy badali polscy specjaliści, oczywiście przy współudziale sowieckich speców od badania wypadków a także przedstawicieli konstruktora i producenta samolotu. Tu jednak polscy specjaliści kierowali pracami komisji, nie oddano polskich spraw w obce ręce, było to możliwe, mimo, że przecież byliśmy w głębokiej komunie i bardzo zależni od sowieckiego “przyjaciela”. (a więc można? – można!) – Nikt nam wtedy tego śledztwa nie zabrał, nawet nie usiłowano.
Teraz, gdy Polska jest suwerennym krajem i gdy wydarzyła się katastrofa polskiego samolotu Tu – 154 M produkcji rosyjskiej nie dość, że nie oddano wraku samolotu właścicielowi, którym jest Państwo Polskie to jeszcze Rząd Polski wspaniałomyślnie oddał kierownictwo w dochodzeniu przyczyn katastrofy specjalistom rosyjskim, którzy orzekli winę spowodowania katastrofy przez polskich pilotów. Co jednak przeczy wynikom badań Podkomisji Smoleńskiej działającej przy Polskim Parlamencie.
Wtedy w 1987 roku też państwo sowieckie próbowało “zwalić” winę na polskich pilotów, ale wtedy wrak samolotu był w polskich rękach i specjaliści od wypadków lotniczych krok po kroku, każdą część samolotu przebadano skrupulatnie i stwierdzono…i to był wynik polskiej komisji, że przyczyną wypadku było zatarcie łożyska podpory pośredniej wału silnika. Zatarte łożysko pod wpływem temperatury (brak smarowania) spowodowało pożar, co z kolei osłabiło wał silnika, który pękł. Rozpadający się silnik, jego odpadające części uszkodziły drugi silnik. Popękane odrywające się łopatki wirnika przebiły kadłub samolotu i uszkodziły system sterowania samolotem. Piloci już nie mieli możliwości kontroli lotu maszyny.
Specjaliści sowieccy, – oczywiście! – początkowo zakwestionowali ustalenia polskich specjalistów i tak jak potem w następnej katastrofie w 2010 twierdzili, że ich sprzęt, czyli samolot jest OK, a winę ponoszą piloci. Na jakiej podstawie tak twierdzili?, – ano, nie mogąc zakwestionować widocznych uszkodzeń, bo to było bezsporne, twierdzili, że te uszkodzenia powstały w skutek uderzenia o ziemię spadającego statku. Skąd my to znamy – tę pancerną brzozę?!
Na szczęście tutaj Polscy specjaliści mieli przewagę, wrak samolotu był w Polsce, kierowała pracami polska komisja d/s katastrof lotniczych, nie oddano śledztwa w ręce sowieckie, mimo wtedy całkowitej zależności politycznej państwa polskiego od “wielkiego brata”.
Tak więc w warunkach bardziej niekorzystnej sytuacji naszego państwa w ówczesnych realiach politycznych dało się doprowadzić do końcowych rzetelnych ustaleń.
Wielka więc sprawa, bo można było w ten sposób oczyścić z wszelkich podejrzeń polskich pilotów, co przecież jest sprawą ogromnie ważną biorąc pod uwagę odpowiedzialność za śmierć 172 pasażerów i 11 członków załogi.
I tutaj warto jeszcze nadmienić, że ważne to jest w kontekście, jak nie ważne było życie potencjalnych pasażerów tego typu samolotów, dla konstruktorów, a szczególnie dla władz ówczesnego państwa sowieckiego. Dlaczego? – otóż wiedziano o tym, że ten typ samolotu ma wadę konstrukcyjną, która może spowodować następną katastrofę i powodowała, a mimo to nie wycofali tego samolotu z eksploatacji.
Mimo tego, że już przed polską katastrofą, wcześniej, w Rosji w latach 1967 i 1972 zginęło 304 osoby, a dla 156 osób ten samolot był trumną w 1972 r. w katastrofie pod Berlinem. Konstruktorzy rosyjscy mieli wyłożoną jak na talerzu diagnozę polskich specjalistów, a mimo tego IŁ- 62 M dalej latał i był tragedią dla kolejnych 171 osób, które zginęły pod Hawaną na Kubie. Ten typ samolotu latał jeszcze w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Tyle więc warte było życie ludzkie w ówczesnym państwie sowieckim, a czy teraz jest inaczej?!
Bezsensowna wojna pochłonęła i pochłonie setki tysięcy niewinnych istnień ludzkich po obydwu stronach konfliktu.
Czy przyjdzie czas opamiętania?!
Z pozdrowieniem
Jerzy Rozenek