Zapewne znacie ten niepokój, kiedy jakieś słowo wywołuje jakieś dziwne uczucie, ale nie wiecie co to jest? Często dotyczy to słów dla nas niezrozumiałych.

        Nie tylko pytamy, co to znaczy, ale też usilnie próbujemy to wyciągnąć z szufladki niepamięci. Takie słowo może nieść ze sobą także pewne uczucia, często historię tych uczuć. Podobnie jest z  zapachami. Zapamiętujemy przez zapachy.

        Czasem coś nam one przypominają, ale nie wiemy co? Jak słowa, które są na końcu języka, ale nie możemy ich wydobyć, jak wspomnienie chwili której nie możemy zakotwiczyć w czasie. Dla mnie zapach gotowanego rosołu, z lubczykiem (teraz to się nazywa maggi) do końca moich dni będzie pamięcią niedzielnego obiadu po kościele. Wracaliśmy po mszy świętej szkolnej do domu wypełnionego tym zapachem. Babcia była już na rannej mszy świętej o godzinie 6. Wszystko po to, aby w spokoju przygotować niedzielny obiad. To były czasy, kiedy do kościoła się szło na czczo, aby przystąpić godnie do komunii świętej. Co prawda babcia, cicho jak myszka, nie mówiąc nikomu ni słówka, dawała nam po pół kubka napoju kakaowego z wygotowanych łusek kakaowych. Kakao wtedy było nie do zdobycia, ale w sklepie warzywniczym jeden z pojemników wypełniony był łuskami kakaowymi. Potem mówili, że te łuski są szkodliwe. Może i były szkodliwe, ale nic innego nie było, a kubek takiego napoju pół na pół zmieszanego z mlekiem, i lekko pocukrowany (bo cukier był drogi) smakował z rana wyśmienicie. Przede wszystkim zapobiegał zasypianiu w ławce kościelnej, za co ksiądz się bardzo gniewał, że nie uczestniczymy we mszy jak należy, a przede wszystkim nie słuchamy jego kazania.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        W nie zaśnięciu dzielnie pomagała siostra zakonna Felicja – uosobienie dobroci, delikatnie szturchając zasypiających i mrucząc ‘Nie śpij, kochanie’. Niektóre dzieci były tym wniebowzięte, bo nikt nigdy do nich nie mówił ‘kochanie’, więc udawały, że zasypiają. Siostra Felicja nie była ‘stąd’. Była spod dalekiego Stryja, gdzie całą jej rodzinę wymordowali Ukraińcy w ramach ukraińskich czystek etnicznych w roku 1944, a po wojnie i tak nie mogła do domu wrócić, bo władcy przesunęli granicę, i jej dom nagle był w komunistycznej republice ukraińskiej. Miasto Stryj już nie było polskie.

        Wtedy siostra Felicja oddała się służbie górniczym rodzinom na Górnym Śląsku. Babcia (sama z Wielkopolski po rozparcelowanym majątku ziemskim) mówiła, że siostra Felicja tak naprawdę ma na imię Aniela i kiedyś była nauczycielką. A ewangelii i kazania musieliśmy słuchać uważnie, bo w domu przed obiadem ojciec nas wypytywał o czym była nauka w kościele. Ja często byłam wypytywana dwa razy, od kiedy mój starszy brat zamiast na mszę zaczął chodzić ‘za kościół’ czyli na pobliskie łąki. Wtedy to w drodze z kościoła do domu musiałam mu powiedzieć o czym była ewangelia, o czym kazanie, i kto ze znajomych był obecny, a kogo nie było. Kiedyś sprawa się rypła, bo jakiś odpoczywający po nocnej balandze sąsiad zobaczył mojego brata. I zgadnijcie kto dostał najwięcej? Ja. No bo dziewczynka, żeby tak kłamała? A chłopak, jak to chłopak – dość łatwo mu uszło płazem.

        Ale bez względu na to jak by nie było, to w niedzielę po kościele rosół musiał być. Pachnący lubczykiem z ogródka, i gotowaną marchewką, i pietruszką – same zdrowe pyszności. Pamiętamy nie tylko chronologicznie i emocjonalnie, ale i zapachowo.

MichalinkaToronto@gmail.com           Toronto, 9 maja, 2023