No i proszę. Za moich młodych czasów (już zeszły wiek) człowiek był ograniczany do siedzenia w miejscu przez biedę. Transport publiczny (tramwaje, autobusy, koleje) nie były drogie dla cudzoziemców, ale za drogie dla nas. Mój ojciec jako dobrze zarabiający sztygar na kopalni co drugi rok wykupywał kuszetkę (czyli miejsce w wagonie sypialnym) dla matki i najmłodszego dziecka. Reszta rodziny jechała z miejscówkami, co i tak i tak było luksusem, bo większość jeździła bez miejscówek, co najczęściej znaczyło na stojąco na korytarzu pociągu. Niekiedy się tak na stojąco jechało i kilkanaście godzin. A zza wschodniej granicy (czyli z komunistycznej Rosji) dochodziły głosy, że na przejazd z miasta do miast trzeba mieć zgodę radzieckich służb bezpieczeństwa. Taką zgodę dostawało się tylko w uzasadnionych przypadkach, a potem trzeba było czasem tygodniami czekać na dworcu kolejowym, lub lotnisku na miejsce w pociągu, lub samolocie. Tylko słuchy zza żelaznej (czyli na Zachód od Polski) kurtyny nas dochodziły, że tam się jeździ jak kto chce. To wywoływało u nas zdziwienie, że może być inaczej. No i jeszcze wyjazdy niektórych, którym wydawano jakimś dziwnym specjalnym tylko dla nich prawem paszporty, choć politykami nie byli. Oczy nam się otworzyły dopiero po ‘68, kiedy to całe rzesze dostawały paszporty, i to na wyjazd na szmaragdowy Zachód. Mój kuzyn (studiujący wtedy w Krakowie) też złożył podanie o paszport na wyjazd do Francji (zaproszenie dostał od swojej koleżanki ze studiów, która wyjechała wcześniej), ale mu odmówiono. Podczas jakiejś tam rozmowy, powiedziano mu, że paszporty są nie dla takich jak on. Ale nie powiedziano mu dla jakich są, więc nie mógł się odpowiednio przefarbować.
O tym dla kogo były paszporty po ‘68 dowiedzieliśmy się później, łącznie z tym, że ‘musieli’ wyjeżdżać. Musieli? Wcale nie musieli, mogli tak jak mój kuzyn wrócić na Górny Śląsk i iść do pracy na kopalni. Ale to im się nie godziło, bo to była praca dla polskich mas pracujących miast i wsi. Tak nas wtedy nazywano (czy raczej obrażano) masy pracujące.
Była także inteligencja pracująca, w odróżnieniu od inteligencji rządzącej. To ta inteligencja rządząca za odmowę wyjazdu na Śląsk do pracy w kopalniach i hutach dostawała paszport na zachód, gdy już nie mogła być inteligencją rządzącą. I zrobił się wtedy z tego wielki płacz i krzywda, który trwa do teraz. Jakoś nie płakano na krzywdę członków Armii Krajowej walczących w Powstaniu, którzy dostali zakaz osiedlania się w Warszawie. Ci musieli wyjeżdżać na Śląsk, na ziemie poniemieckie, gdziekolwiek, tylko nie mogli się zameldować w Warszawie. A tam gdzie osiedli, nie wolno im było zajmować jakiegoś bardziej eksponowanego kierowniczego stanowiska. Tak to wieki naszej historii fizycznie wyeliminowały elity z pełnienie przywódczej roli lidera narodu, a ci co wyszli z pożogi zostali najzwyczajniej i celowo nie dopuszczeni do pełnienia jakiejkolwiek roli lidera narodu. Przykłady mogę mnożyć. Tak to się robi, i tak to się robiło. Dalej co prężniejszy jest zachęcany do wyjazdki – tak jak my, bo jesteśmy dobrą, wykształconą, rzetelną i z chrześcijańską etyką grupą dobrą do ciężkiej roboty.
Dlatego też z wielkim zainteresowaniem przeczytałam, że prezydent Francji Emmanuel Macron wprowadza ograniczenia latania samolotami we Francji (na razie we Francji). Jeśli jest połączenie koleją do 2.5 godziny, to takie krótkie loty zostaną zlikwidowane. Zgadliście: są wyjątki. To są prywatne samoloty, włączając samoloty rządowe.
W końcu wiem dlaczego prezydent Macron nie zajmuje się rozwiązywaniem wewnętrznych problemów Francji, tylko wdrażaniem wytycznych Światowego Forum Ekonomicznego z Davos. Rozkazuje, w jaki sposób Francuzi mają podróżować. Co prawda przebąkuje się, że te prywatne jety będą mogły latać za większą opłatą. Tak jakby za większą opłatą mniejsze było wydzielanie dwutlenku węgla i różnych innych gazów. Ideologia bierze górę i zastępuje religię, bo przekonują nas, że nielatanie, na razie na krótkich dystansach, a w przyszłości i na długich, to jest dobry uczynek, który nas zbawi. Analogie są oczywiste. Poza tym, wyższe opłaty dla prywatnych samolotów nic dla bogatych nie znaczą. Bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić poziom życia, gdzie kasa nie odgrywa żadnej roli, bo jej mam tyle, że nie mogę zliczyć. Ta kasa może być też rządowa, dla rządowych lotów, i wtedy wszyscy będziemy za nie płacić, bez względu na ich koszt i dystans.
Tak więc doczekaliśmy nowego pokolenia rządowych arystokratów takich jak prezydent Francji Emmanuel Macron, jak i nasz rodzimy premier Justin z rodu Trudeau. Ten ostatni z kolei rozkraczył się szeroko do zdjęcia w Seulu z Kim Jin-pyo, politykiem z Korei Południowej. Co to miało znaczyć? Zapewne chciał się zniżyć wzrostem do publicznego zdjęcia z politykiem. Tylko… Już nie przewidział, że zdjęcie nie będzie tylko od pasa w górę, tylko dziennikarze natychmiast uchwycili piękny rozkrok naszego ‘lidera’. I to obiegło świat.
Tak jak i rozmowa z premierem Włoch Georgią Maloni, w której jest ona publicznie pouczona (i męsko) przez Trudeau w sprawie traktowania seksualnych mniejszości. Jestem tutaj dość nieścisła, bo nie nadążam za dodawanymi/odejmowanymi literami. Słyszałam, że ostatnio F i M (oznaczające naturalną orientację seksualną, z którą się większość z nas rodzi) protestują aby być dołączonymi do liter antydyskryminacyjnych. Ja mam jeszcze jedną literę 60+. W końcu życie seksualne po 60-tce się zmienia (ale wcale nie zanika) i dlatego powinniśmy także protestować, aby nas nie dyskryminowano jako niewidzialnych i bezseksownych.
Maloni zrobiła wielce wymowną minę na pouczanie naszego premiera, która obiegła cały świat. Łącznie ze zdjęciami Justina z gębą pomalowaną na czarno (tak zwany blacface). Z odpowiednimi światowymi komentarzami o męskim kaznodziei z Kanady, który poucza, a sam zachowuje się niepoprawnie politycznie. To że ten ‘blackface’ w turbanie był w roku 2001 niczego nie zmienia, bo pan Trudeau był już wtedy dorosły, więc na łagodność oceny występków przysługującą młodocianym liczyć nie może.
Dodatkowo jest to zdjęcie z prywatnej szkoły w Kolumbii Brytyjskiej, gdzie przyszły premier Kanady był nauczycielem – tak zgadliście ‘drama was his subject’ – uczył dramatu (także francuskiego i innych przedmiotów). Ten przedmiot ‘drama’ zaszła mu jednak za skórę, bo nie widziałam jeszcze wystąpienia Justina, w który, by nie deklamował. A ja cieszę się, że z tej grupy młodych rozwojowych zgodnie ze zaleceniami z Davos (gdzie zbiera się corocznie Światowe Forum Ekonomiczne prowadzone przez Klausa Schwaba) zniknął Ryszard Petru. Próbowano go wsadzić w naszą polską politykę podobnie jak Macrona i Trudeau. Do końca nie wiadomo, czy my się nie daliśmy, czy kandydat po prostu był źle zidentyfikowany i nie sprostał.
A pouczanie premier Włoch Maloni było za to, że jest ona osobiście, obecny rząd Włoch, i Włochy bardzo prorodzinna w tradycyjnym znaczeniu. I to się panu Trudeau nie podoba. Nie tylko, z punktu widzenia wyższości (tylko dlatego, że jest facetem?) poucza ją i Włochy publicznie. Czekam z niecierpliwością, kiedy ten ambaras się skończy.
Alicja Farmus
Toronto, 24 maja, 2023