Rządzący nami neobolszewicy uwielbiają straszyć katastrofami wyolbrzymiając ich wielkość i tworząc nieuzasadnione związki przyczynowe, które mają usprawiedliwiać rozszerzanie uprawnień rządu i branie nas w karby pod pretekstem konieczności walki z klimatem.
Pożary lasów nie tylko te w Europie, ale przede wszystkim nasze, tutaj, w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych służą obecnie Ottawie do uzasadnienia „antyklimatycznych” idiotyzmów, jak podatek węglowy, czy olbrzymie dotacje dla korporacji produkujących elementy samochodów elektrycznych i baterii.
Pokazując na płonące lasy Kolumbii Brytyjskiej, sugeruje się nam, że jeśli jeszcze bardziej podniesiemy podatek węglowy i zwiększymy liczbę samochodów elektrycznych na drogach to w kolejnych latach tych pożarów będzie mniej, a może nie będzie ich wcale. Dochodzi do tego, że biednego Pierre’a Poilievre’a wołającego o rozsądek energetyczny na stacji benzynowej, napiętnowano jako nieodpowiedzialnego „podpalacza”.
Tymczasem jak podkreślają specjaliści (a nie „eksperci”), gdyby rząd w Ottawie prawdziwie dbał o kraj i ludzi, to zamiast inwestować w Volkswagena zainwestowałby te miliardy w gospodarkę leśną zaniedbywaną od dziesięcioleci, bo to ona jest jedną z przyczyn obecnego nieszczęścia. Warto też popatrzeć na to, co dzieje się w Kolumbii Brytyjskiej w historycznym kontekście
Jak podaje w twittcie Dan Knight, do tej pory w 2023 r. w Kolumbii Brytyjskiej pożary strawiły 1610260 hektarów. Jeśli poprzestaniemy na tzw. mediach głównego nurtu, to dowiemy się, że jest to rekord.
Lasy paliły się w przeszłości i palić się będą… W 2022 r. mieliśmy łącznie 1801 pożarów. Działalność człowieka spowodowała 578 z nich, natomiast natura poprzez pioruny była odpowiedzialna za 1200.
Lata 2018 i 2017 są szczególnie niepokojące. W 2018 r. pożary szalały na kolosalnym obszarze 1354284 hektarów, rok 2017 nie był dużo lepszy – spaliło się 1 216 053 hektarów. Szokujące jest to, że znaczna część tych pożarów została spowodowana przez człowieka.
Jesienią 1950 r. miał miejsce pożar w dolinie rzeki Chinchaga, który strawił obszar o powierzchni 1 700000 hektarów. Był to największy odnotowany pożar w historii Ameryki Północnej. Wytworzył on chmurę dymu, która dotarła nawet do Europy. W raportach o pożarach czytamy, że jednym z problemów oprócz niedoinwestowanego pożarnictwa jest gromadzenie się paliwa leśnego (usychania) w rezultacie epidemie kornika. Rządzący zamiast o tym mówić, wolą straszyć nas „katastrofą klimatyczną”, wolą odwoływać się do manipulacji emocjonalnej, a nie przekonywać.
Tworzą nam w głowach relacje między tymi lękami, a koniecznością nowej polityki, która tak na dobrą sprawę sprowadza się do większej kontroli społecznej. To samo widzieliśmy w reagowaniu na covid. Do tej pory pozostaje nieopisana i nierozliczona olbrzymia śmiertelność wynikająca nie z samych zachorowań, lecz z reakcji na pandemię, jaką zaoferował nam rząd. Te „nadmiarowe” zgony nie wzięły się z niczego i były wynikiem błędnej (niektórzy mówią celowo błędnej) polityki. Oczywiście, do tych błędów nikt dzisiaj nie chce się przyznać, a tym bardziej brać za nie odpowiedzialność; elity czują się bezkarne panując nad przekazem medialnym.
Podobnie jest i dzisiaj; gdy mówimy o katastrofach i klęskach żywiołowych, zamiast się do nich przygotowywać, między innymi poprzez upowszechnienie tanich i łatwo dostępnych źródeł energii, także z węglowodorów, jak gaz ziemny, usiłuje się nas wtłoczyć w „monokulturę” energetyki elektrycznej, co ma ustrzec nas przed kataklizmem. Tymczasem to właśnie zaowocuje prawdziwą katastrofą kiedy prądu zabraknie. Wówczas nasze elektryczne samochody staną się bezużyteczną kupą złomu niezdolne przejechać choćby przez zalane tereny a my marznąć będziemy bez dostępu do gazu, oleju napędowego, czy benzyny.
Dzieje się tak dlatego, że oddaliśmy władzę grupie niedoświadczonych polityków w krótkich spodenkach, którzy przedkładają realizację ideologicznych postulatów nad dobro zwykłych ludzi. Traktują nas, jak stado, które można zagonić do zagrody strasząc dymem z płonących lasów i wizją zalewających miasta oceanów (z tego powodu postanowiono „podnieść” budowany szpital w Vancouver).
Wbrew wróżbitom armageddonu, nigdy jeszcze na świecie nie było tak dobrze, jak dziś, dobrobyt nie był tak upowszechniony, planeta nie była tak zielona! I to przy rekordowej populacji!
Rozwiązaniem licznych problemów jest rosnące bogactwo ludzi, którzy posiadając pieniądze z większą troską mogą myśleć o własnym środowisku o tym, co jest dookoła. Wbrew katastroficznym wizjom, na Ziemi nie postępuje pustynnienie, lecz zwiększa się areał roślinności, między innymi dzięki większej zawartości dwutlenku węgla w atmosferze.
Mimo to, debata na temat klimatu i środowiska jest całkowicie zablokowana przez ideologiczne zapotrzebowanie na większą kontrolą społeczną, która rzekomo ma być panaceum na wszystkie bolączki. Gdy tylko zgodzimy się oddać wolność elektronicznym kapo, natychmiast pożary lasów przestaną nam zagrażać, góry lodowe przestaną topnieć i w ogóle osiągniemy stan rajskiej nirwany…
Zanim więc damy się zakuć w elektroniczne kajdanki, bądźmy jeszcze na tyle zdolni do krytycznego myślenia by podawane przez media głównego nurtu katastroficzne wiadomości wkładać w kontekst; szukajmy tego kontekstu, wypytujmy ludzi i nie dajmy się nabierać na proste triki. Przede wszystkim zaś, nie dajmy się zastraszyć, bo jest to główny mechanizm kontroli. Wszak od strachu uwalnia nas wiara.
Nie dajmy sobie zamknąć perspektywy życia w doczesności i dbajmy o naszą planetę; ale przede wszystkim dbajmy o nasze rodziny, narody, a troska o środowisko z tego właśnie i tak będzie wynikać; im więcej będziemy mieli pieniędzy, im bardziej będziemy bogaci tym więcej środków będziemy mogli przeznaczyć na to żeby mieszkać i żyć w czystym, pięknym świecie. Aby tak się stało nie możemy sobie dać zatruwać głowy fetyszami ideologii „klimatyzmu”, która usiłuje przemocą państwa wymusić kontrolę nad tym jak żyjemy, co jemy, i gdzie się przemieszczamy abyśmy nie byli zagrożeniem dla środowiska, co już samo w sobie jest odwróceniem porządku świata.
Andrzej Kumor