Jak zwykle przed wyborami rozpoczyna się walka kogutów. Tak jest wszędzie, czego dowodem są Stany Zjednoczone, gdzie na rok przed wyborami rządząca partia pakuje do więzienia swojego najgroźniejszego konkurenta z partii przeciwnej. Mówię oczywiście o Donaldzie Trumpie, który właśnie oświadczył, że jednak podrepce do aresztu wydobywczego.
Okazuje się, że ten wynalazek ministra Zbigniewa Ziobry został doceniony również w ojczyźnie demokracji. Inaczej być nie może w sytuacji, gdy Partia Demokratyczna USA to socjaldemokracja, a jej lewe skrzydło – to po prostu bolszewia. Jeszcze tego brakowało, żeby bolszewia wzdragała się przed korzystaniem z aresztu wydobywczego! Zresztą to dopiero początek drogi, bo apetyt wzrasta w miarę jedzenia i jak tak dalej pójdzie, to usłyszymy i o dołach z wapnem. Ale co nas to obchodzi, niech demokraci zagryzają się wzajemnie, podobnie jak nasze koguty, które w walce starają się wzajemnie zadziobać. Gdakanie unosi się pod niebiosa, pierze sypie się bez opamiętania, krzyków publiki niepodobna w tym jazgocie uchwycić – zresztą nie wiadomo w ogóle, o co właściwie chodzi.
Rzecz w tym, że nasi mężykowie stanu uprawianie prawdziwej polityki mają od Naszych Sojuszników surowo zakazane, więc w tej sytuacji życie polityczne stopniowo i niedostrzegalnie zsuwa się w rejony psychiatryczne. Oto jeszcze ludzie nie ochłonęli po tragedii, jaką za pośrednictwem Judenratu „Gazety Wyborczej” Donaldu Tusku zaprezentowała pani Joanna Parniewska, a już się okazało, że Volksdeutsche Partei ma nowego jasnego idola w osobie pana Michała Kołodziejczaka z Agrounii. Po pani Joannie nie został nawet słynny kleks, a tylko serce gorejące na mundurowych, tym razem nie brunatnych, tylko białych koszulach członków i sympatyków Volksdeutsche Partei, a tymczasem pan Kołodziejczak, dając odpór rządowej telewizji, która wyciągnęła mu „fucka” przeciwko Amerykanom, jakiego zademonstrował w roku 2018, opublikował zdjęcie, jakie zrobił sobie z panem ambasadorem Markiem Brzezińskim.
Czy to prawdziwa fotografia, czy fotomontaż – trudno zgadnąć, bo pan Kołodziejczak ma jeszcze inne zdjęcia, między innymi – z Kornelem Morawieckim, który na łożu śmierci nie wiedzieć czemu akurat jemu zwierzył się ze swoich lęków przed synem Mateuszem – podobnie jak Włodzimierz Lenin ostrzegał Nadieżdę Krupską przed Stalinem.
Inna rzecz, że pan ambasador Brzeziński fotografuje się z rozmaitymi osobami, np. z panią Barbarą Kurdej-Szatan – więc dlaczego miałby odmawiać fotki panu Kołodziejczakowi? Zresztą powątpiewanie w autentyczność tych zdjęć jest ryzykowne, bo pan Kołodziejczak odgraża się, podobnie jak „ciocia Ruchla”, czyli pani dr Babara Engelking – że wszystkich zaciągnie przed niezawisły sąd, a ten już „powinność swej służby zrozumie”. Wprawdzie pan minister Czarnek w obliczu pogróżek „cioci Ruchli” prezentuje szaleńczą odwagę, ale zobaczymy, jak będzie ćwierkał, gdy w obroty weźmie go jakiś niezawisły sędzia nierządny. Któż może wiedzieć lepiej ode mnie, że z niezawisłymi sądami nigdy nic nie wiadomo, więc na wszelki wypadek lepiej nie mieć z nimi nic wspólnego i omijać je szerokim łukiem? Oto właśnie dostałem powiestkę na styczeń przyszłego roku, kiedy to przed niezawisłym sądem będą ważyć się moje losy z łaski Hermenegildy Kociubińskiej, która wykombinowała sobie, że znowu wyciągnie ode mnie następne 150 tys. złotych z kosztami. W tej sytuacji jeszcze by brakowało, żeby przed niezawisły sąd zaciągnął mnie pan Kołodziejczak!
Tedy na wszelki wypadek oświadczam, że wierzę we wszystko, na podobieństwo nieboszczyka Jacka Kuronia, w którego pogrzebie uczestniczyło przewielebne duchowieństwo wszelkich możliwych wyznań. Skoro żaden z europejskich mężów stanu nie ośmiela sprzeciwić się ukraińskiemu prezydentowi Zełeńskiemu w sprawie samolotów F-16 z obawy, że albo on sam sobie coś zrobi, albo poderżnie gardło komuś innemu, to trudno, żeby zwykli obywatele nie wyciągali z tego wniosków na własny użytek.
Warto tedy dodać, że alians Donalda Tuska z panem Kołodziejczakiem ma pozory racjonalnego jądra. Oto pan Kołodziejczak obiecał Donaldu Tusku, że rzuci mu do stóp „polską wieś”. Najwyraźniej przewodniczący Violksdeutsche Partei musi być dlaczegoś łasy na obietnice bo w charakterze kandydata na mężyka stanu doszlusował tam ostatnio pan red. Bogusław Wołoszański, który Donaldu Tusku obiecał z kolei, że zdemaskuje Antoniego Macierewicza.
Wprawdzie Antoni Macierewicz był już raz demaskowany przez pana red. Tomasza Piątka, którego Judenrat „Gazety Wyborczej” sprawdzał w ten sposób na detoksie po rozmaitych nirwanach – ale co to komu szkodzi zdemaskować Antoniego Macierewicza jeszcze raz? Tym bardziej, że teraz demaskował go będzie pierwszorzędny fachowiec, jako że pan red. Wołoszański został zarejestrowany w charakterze tajnego współpracownika SB, kiedy w latach 80-tych wyjechał do Londynu jako korespondent radia i TVP. Toteż ośmielony taką nobilitacją z ręki samego Donalda Tuska pan red. Wołoszański już wyzywa Antoniego Macierewicza na „debatę” – podobnie jak Donald Tusk – Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego. Podejrzewam jednak, że i jeden i drugi udzieli na to wyzwanie odpowiedzi wymijającej, wskutek czego walka kogutów zostanie nieco zubożona.
Zresztą nie tylko z tego powodu. Oto do niedawna szumnie reklamowany wynalazek pana Rafała Trzaskowskiego pod tytułem „Campus Polska” został właśnie odwołany po tym, jak coraz więcej uczestników zaczęło się z niego wycofywać. Poszło o pana Grzegorza Sroczyńskiego, który w swoim czasie pracował dla Judenratu „Gazety Wyborczej”. Panu red. Marcinowi Mellerowi zaproponowano mianowicie, by poprowadził debatę z panem red. Sroczyńskim, ale tak, żeby jego samego do debaty nie zapraszać. Pan red. Meller odmówił, więc organizatorzy zwracali się kolejno do innych sławnych redaktorów, ale w obliczu tak ambitnego zadania ci inni też rezygnowali. W rezultacie nie było innego wyjścia, jak odwołać całą imprezę, co też się stało.
Wyobrażam sobie, jak musiało to zasmucić pana Rafała Trzaskowskiego, który nie będzie miał okazji zademonstrowania naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu, jak wygląda prawdziwa demokratyczna debata w atmosferze poszanowania wolności słowa.
W tej sytuacji nie ma wyjścia; pozostaje nam już tylko walka kogutów, kiedy gdakanie unosi się pod niebiosa, pierze sypie się wokół bez opamiętania, a w tym zgiełku niepodobna odgadnąć żadnego słowa – nawet gdyby jakieś tam przypadkowo padły.
Stanisław Michalkiewicz