Fascynacje folklorem
– o zespole „INA” z Goleniowa rozmawiam z jego kierownikiem i choreografem Zbigniewem Łukaszewskim
-Po II wojnie światowej doszło do ogromnych zmian. Z zestawienia ilościowego osadników w ówczesnym Gołonogu a dzisiejszym Goleniowie na dzień 1 czerwca 1946 dowiadujemy się, że wśród jego pierwszych mieszkańców było aż 2163 osadników z dawnych Kresów Wschodnich oraz 359 z głębi ZSRR i 758 z Polski centralnej. Łącznie w mieście mieszkało 3280 osób pochodzenia polskiego, 62 osoby pochodzenia niemieckiego i 10 osób innych narodowości.
-To wszystko prawda. Nasi mieszkańcy w roku 1946 to byli osadnicy z Kresów Wschodnich. Pochodzili głównie z Wileńszczyzny, Grodzieńszczyzny, Polesia i zachodniej Ukrainy – m.in. z Wołynia. Opowiada o tym nasze widowisko „Kresowe pograjki w Gołonogu”, którego premiera miała miejsce 3 lata temu. Kiedy rozpoczynaliśmy nad nim pracę nie zdawaliśmy sobie sprawy jaki ładunek emocjonalny to nam samym przyniesie.
-Aktualnie w Waszym Zespole ponad 70 % osób deklaruje swoje korzenie i związki z przybyłymi do Gołonogu osadnikami z Kresów Wschodnich… –To jest bardzo łatwo zweryfikować. Wystarczy poprosić na spotkaniu z członkami zespołu o podniesienie ręki osoby, które mają czy miały babcię lub dziadka z Kresów Wschodnich. Zawsze podnosi się las rąk. Sam proces dojrzewania Zespołu do tego widowiska nie był łatwy. Był np. pomysł żeby mieć coś swojego czyli skomponować muzykę i opracować do niej taniec. To nie doszło do skutku. Bo czy to by pokazało co nam w duszy gra? Czy, że najcenniejszym ocalałym z zawieruchy wojennej skarbem rodzinnym był obraz Matki Boskiej, ostatni list ojca z niewoli rosyjskiej? Nasze pograjki przerywa i kończy żołnierz rosyjski.
Taki był to czas, kiedy w ówczesnym Gołonogu, Rosjanie stacjonowali po lewej stronie rzeki Iny, a Polacy po prawej. Każdy, kto przeszedł na lewą stronę, mógł się liczyć z kłopotami. Dochodziło do licznych spięć. Rosjanie wywozili stąd niemal wszystko. -16 maja 1945 roku zaprzysiężono oficjalnie w ówczesnym Gołonogu pierwszego burmistrza… -… któremu władza radziecka nie przekazała prawie żadnych uprawnień. Wykonywał on raczej wyłącznie rozkazy Rady Wojennej I Frontu Białoruskiego. Rosjanie bardzo często zmieniali też kolejnych włodarzy. I tak np. w ciągu kolejnych 2 lat było ich tu aż 24. To było jedno wielkie szaleństwo.
–We wrześniu minęło 30 lat od Waszego pierwszego koncertu w Goleniowie…
-To był koncert dożynkowy w roku 1993. Dziś mamy w zespole 4 grupy – poczynając od grup dziecięcych – poprzez młodzież, wreszcie osoby dorosłe – razem ponad sto osób. Jest jeszcze kapela młodzieżowa. Gramy i występujemy zawsze na żywo. Na dorobek zespołu składa się kilkanaście programów, suit oraz widowisk wielopokoleniowych, gdzie w widowiskach uczestniczą dzieci, młodzież i dorośli.
–W ponad 3 godzinnym koncercie jubileuszowym „Fascynacje folklorem”, który odbył się w Rampie Kultura w Goleniowie (22 września br.), dokonaliście przeglądu Waszego dorobku artystycznego…
–W jubileuszowym koncercie „Fascynacje folklorem” w naszym programie znalazły się fragmenty „Kuliga staropolskiego” w choreografii Janusza Chojeckiego. Było to spotkanie z tradycjami szlachty polskiej i tańcami z okresu złotego wieku Polski szlacheckiej. Było też witanie gości, wiwaty, spotkania z sąsiadami, a przede wszystkim – uczta we dworze. Jak należy się domyślać z tego, co pokazano na scenie, zazwyczaj suto zakrapiana. Były też tańce śląska opolskiego, Beskidu śląskiego, cieszyńskie i rzeszowskie. A w drugiej części tradycje łowickie, tańce od Szamotuł i wreszcie finał koncertu – narodowy Krakowiak.
-Współpracujcie bardzo aktywnie z Niemcami … –Mamy aktualnie trzy grupy partnerskie: Danz und Speeldeel „Ihna” z Erlangen w Bawarii (Niemcy), Fritz-Reuter-Ensemble e.V. z Anklam MV (Niemcy) oraz Děcka z Buchlovic z Moraw (Czechy). Zespół jest też aktywnym członkiem Porozumienia Festiwali Polski Zachodniej. Najdłużej bo … 30 lat współpracujemy z IHNĄ z Erlangen. Spotykamy się z nią dwa razy w roku i razem prowadzimy warsztaty. Wymieniamy się też z nimi programami. Otrzymaliśmy od nich widowisko „Wesele pyrzyckie”. A ja podarowałem im program „Tańce kaszubskie”. I tu pojawia się ważna kwestia. Bo choć duchowo jesteśmy z Kresów, to fizycznie jesteśmy z Pomorza. I aby ten problem rozwikłać – co jest nasze, a co nie, rozpoczęliśmy długą dyskusję. Trochę wcześniej o niej wspomniałem mówiąc o dojrzewaniu do „pograjek …”. Jej wynikiem była decyzja o stworzeniu programu, który nas duchowo powiąże z naszą kresową tradycją oraz z drugiej strony, kiedy realizujemy „Wesele Pyrzyckie” to podkreślamy jednocześnie znaczenie kultury materialnej Pomorza (dokładniej Przedpomorza tylnego).
Tutaj w okolice Pyrzyc, przyjeżdżało przed II wojną światową do pracy wielu Polaków. Ziemie te były i nadal są bardzo urodzajne – bo przeważają areały I klasy – czyli ziemia pszenno-buraczana. Obok Polaków przyjeżdżali tam Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie, Czesi. I elementy folkloru tanecznego i muzycznego tych narodów można odnaleźć w kulturze pomorskiej. Jednym z ciekawszych tego przykładów jest „Krakowiak pomorski”, który na melodię polskiego krakowiaka posiada figury, będące konglomeratem wszystkich wspomnianych wcześniej narodowości. To właśnie tego „Krakowiaka Pomorskiego” i Poloneza oraz „Tańce Kaszubskie” będziemy m.in. tańczyć wspólnie z IHNĄ z Erlangen w przyszłym roku w Brazylii.
-… gdzie mieszkają wysiedleni z Pomorza Zachodniego dawni mieszkańcy m.in. Waszego Goleniowa… -To też jest bardzo ciekawa historia… bo 1 mln 100 tys. ludzi z naszych stron w roku 1945 zostało wysiedlonych. Około siedemset tysięcy z nich zamieszkało w Bawarii, a pozostali na północy Niemiec w okolicach Hamburga, Lubeki – a część z nich wyjechała nawet do Brazylii. I wszędzie tam powstawały zespoły pielęgnujące ich tradycyjny pomorski i niemiecki folklor. Do Brazylii jedziemy, aby pokazać, że wszystko może funkcjonować zupełnie inaczej – czyli normalnie, jeżeli darzymy się wzajemnym szacunkiem.
Łącznie mamy za sobą ponad 80 wyjazdów zagranicznych i 850 koncertów w kraju i za granicą. Praktycznie zjeździliśmy całą Europę i kawałek Azji. A przed nami przyszłoroczne wyzwanie jakim jest wyjazd do Brazylii.
–Co jest najważniejsze dla Was w tańcu …
-Taniec to także piękne i nie wyczerpane źródło rozwijania kreatywności i wielowymiarowego postrzegania świata. Daje też dużo radości, swobody i daje okazję do uwolnienia się od zwykłych trosk. I na pewno dużo bardziej socjalizuje niż smartfony. Bo bez prawdziwej bezpośredniej relacji, taniec nie istnieje. –Takich przeżyć więc Wam życzę i dziękuję za jubileuszową rozmowę.
Leszek Wątróbski