Nie będą Niemcy nami rządzić! Tusk do Berlina! – wiele podobnych wrzasków, słyszymy w trakcie obecnej kampanii. Zatem dlaczego tak się płaszczymy, chociaż Niemcy nie mają armii jak w 1939? Bo oni mają pieniądze, a my ich nie mamy.
Nie przyjmiemy nielegalnych migrantów! Polski rząd się nie zgadza! Dopóki to my będziemy rządzić! I tak dalej, i tak dalej. Tymczasem wczoraj na nieformalnym szczycie UE w hiszpańskiej Granadzie:
Polska i Węgry zablokowały jeden akapit deklaracji szczytu w Grenadzie, by oprotestować brak prawa weta przeciw „obowiązkowej solidarności” w reformie migracyjnej. Ale to bez wpływu na losy tych nowych przepisów.(Nie krzyczcie na mnie, tylko cytuję, za Deutsche Welle.)
Nie pozwolimy Niemcom! Nie będą Niemcy nami rządzić! Tusk do Berlina! – wiele podobnych, nic nie znaczących wrzasków, słyszymy w trakcie obecnej kampanii (dobrze, że już się kończy). Dlaczego polscy politycy prawi i sprawiedliwi tak krzyczą? W imię zasad? Nie, z bezsilności. Chociaż w odróżnieniu od roku 1939, Niemcy nie mają potężnej armii, to mają pieniądze. My nie mamy, a chcemy, żeby nam dali … na naszych, polskich warunkach.
Teraz pozwolę sobie na trochę oczywistych mądrości
Pieniądze są kluczem otwierającym większość drzwi tego świata. Na pewno otwierają drzwi do wolności osobistej i niepodległości państwowej, pod warunkiem, że są owocem naszego trudu. Jeżeli są rzeczywiście nasze. Diametralnie różnie rzecz się ma, jeżeli pieniądze przychodzą z zewnątrz. Jeżeli je dostajemy – teoretycznie za darmo. Wtedy dochodzi do demoralizacji i degeneracji, do utraty wolności osobistej. W przypadku państw do utraty niepodległości państwowej.
Jeżeli tego mechanizmu funkcjonowania świata nie zrozumiemy, to wpadniemy bez reszty w sidła uzależnienia, a potem niewoli. Właśnie z takim zagrożeniem mamy obecnie do czynienia w przypadku Polaków i Polski.
Kto ma pieniądze w Europie? Oczywiście, że Niemcy. To dzięki własnym pieniądzom Niemcy stały się na nowo europejską potęgą. Tak wielką, bo nie zawahały się ich użyć do skorumpowania elit politycznych kolejnych przyjmowanych do UE państw. Również polskiej warstwy politycznej w całej palecie barw partyjnych. Opisałem ten proces ponad 10 lat temu:
Niemcy wszystkim biedakom wchodzącym do Unii Europejskiej zaproponowali luksusowe życie, opłacane przez Unię. Dlatego zbudowali w nich zależność wasalną wobec suwerena, wypłacającego pensję. A potem przez swoich wasali dokonali podporządkowania gospodarce niemieckiej gospodarek wstępujących państw.
Sam mechanizm składek państw członkowskich, przekazywanych do Brukseli, żeby stąd rozdzielać środki poszczególnym państwom, jest majstersztykiem jakiego nie powstydziłby się sam Otto von Bismarck. Jednak Plan Odbudowy Europy (New Generation Found) z wojny, której nie było i może zawstydzić najbardziej kreatywnych księgowych. UE, nie mając środków własnych, zaciąga dług po to, żeby wesprzeć państwa członkowskie. Udzielając im na jego krajowe odmiany (KPO) pożyczek, które trzeba oddać i dotacji, które także trzeba oddać, ale nie wprost, ale poprzez nowe europejskie podatki.
Po co to wszystko? W jednym celu – stworzenia państwa, jakie zdążyłem już parę razy opisać jako Europejską Republikę Federalną Niemiec. Po to, żeby Niemcy mogły rządzić całą Europą. A państwa nie były już państwami, ale krajami członkowskimi (landami). Dziwi mnie jedno: dlaczego dopiero po przeprowadzeniu niemieckiego planu, który trwał kilkadziesiąt lat(!) i zakończył się pełnym sukcesem, nasi super patriotyczni w gębie politycy to zauważają.
Zatem odgrzebaliśmy niemieckiego psa😊
Pozostał do napisania epilog. Same pytania i garść podpowiedzi.
Dlaczego nasz najbardziej patriotyczny rząd po roku 1989 godzi się na taką sytuację? Czyżby hasła wyborcze to jedno, a rzeczywistość to drugie? Dlaczego przez 8 lat samodzielnych rządów Prawo i Sprawiedliwość nie zrobiło niczego, by zewnętrzną zależność finansową od Niemiec zakwestionować. Podwójne uzależnienie finansowe, najpierw naszych polityków od Brukseli, potem uzależnienie otoczenia biznesowego naszych polityków (i ich rodzin) od Niemiec, nie pozwalają na to?
Wyjście jest jedno: musimy odrzucić zewnętrzne finansowanie naszych polityków i naszej gospodarki. Musimy odrzucić też trzecie uzależnienie, które jest matką-przyczyną tych zewnętrznych uzależnień. Jest nim nasze uzależnienie od pieniędzy, oddanych polskim politykom – obrzydliwa odgórna redystrybucja. Zatem, po kolei.
1. Nasi posłowie do PE (i urzędnicy do wszelkich struktur UE) muszą za swoją misję reprezentowania naszego państwa dostawać wynagrodzenie od państwa polskiego.
2. Przestajemy płacić składki członkowskie UE i rezygnujemy ze wszelkich subsydiów i dotacji UE, w rzeczywistości rezygnując z poddaństwa. Dzięki temu możemy podziękować za pracę ponad milionowej armii biurokratycznej, kontrolującej system dotacji i jego przestrzegania. 1,5 miliona (na tyle szacuję wadliwe, biurokratyczne zatrudnienie w Polsce) świeżych rąk do pracy da nowy impuls polskiej gospodarce.
3. Wreszcie odzyskujemy kontrolę nad zbieraniem naszych podatków. Zbieramy je w gminie. Płacimy własnymi pieniędzmi wójtowi, policjantom gminnym, a przede wszystkim naszemu gminnemu posłowi do sejmu wojewódzkiego. Z pieniędzy województwa będą opłacani posłowie-delegaci na Sejm Walny (dwie sesje w roku). Opisałem to już:
4. Gdy to my, od dołu do coraz wyżej w strukturze państwa, będziemy płacić reprezentantom naszych interesów, to odgórna korupcja polityczna (nawet w niemieckim wydaniu) straci rację bytu.
Tym bardziej, że nasi reprezentanci nie będą mogli podjąć żadnej decyzji dotyczącej nas samych, poza sprawnym zarządzaniem naszymi sprawami dla naszej wygody. To my będziemy decydować o sprawach dla nas istotnych w referendach. Od gminnego do krajowego.
5. Pomysł, że politycy mogą zaciągać dług, dla realizowania swoich chorych ambicji, który to my mamy spłacać, w kontekście tego, co powyżej, wydaje się co najmniej absurdalny.
Po likwidacji odgórnych szczebli zależności finansowej, od Brukseli do Pcimia, odzyskamy swoją wolność indywidualną. Po jej odzyskaniu w naturalny sposób wypracujemy potęgę materialną naszych lokalnych ojczyzn i Polski.
Właśnie tak, od pieniędzy, sposobu ich zbierania i przekazywania na potrzeby wspólne, zależy potęga Polski. Jeżeli wstąpimy na taką ścieżkę rozwoju, nie będziemy więcej żebrać, sprzedając przy okazji własne zasady i matki, i Ojczyznę.
Jan Azja Kowalski
Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.