Kiedyś pisałem, że żadna partia w Kanadzie nie chce „ruszyć” sprawy aborcji ponieważ kwestia ta dzieli w poprzek elektoraty ponad zwykłymi podziałami o podatki, czy też rozmiar rządu, wygląda jednak na to, że kanadyjska polityka siłą rzeczy będzie musiała liczyć się z nowymi podziałami wyborców wynikającymi z konfliktów w krajach pochodzenia dzisiejszych Kanadyjczyków. Mamy już w Kanadzie znaczący politycznie problem sikhijskiej niepodległości i stosunków z Indiami, gdzie stanowisko Ottawy dzieli liczny azjatycki elektorat, a obecnie doszła do tego wojna żydowsko-palestyńska na Bliskim Wschodzie, która również ma siłę rewidowania sympatii politycznych w zależności od stanowiska kanadyjskich polityków i partii.
Tymczasem w świecie Palestyńczycy cieszą się coraz większym poparciem, coraz bardziej asertywnego „globalnego południa”, które wskazuje na spektakularny przykład zachodniej hipokryzji wobec mordowania Palestyńczyków.
Można więc z powodu stanowiska wobec tego konfliktu stracić poparcie znacznego elektoratu – dotyczy to zwłaszcza liberałów i NDP, tradycyjnie wspieranych przez lewicowy elektorat, coraz bardziej antyizraelski w swoich poglądach. Do tego przyczynia się też olbrzymia imigracja do Kanady z kierunków, gdzie Izrael nie jest szczególnie lubiany.
W miarę przedłużania się izraelskiego odwetu, który jak to określił premier Netanjahu, ma służyć „odbudowie odstraszania”, sympatia do Palestyńczyków będzie rosła, a to ważyć będzie na kanadyjskiej polityce, co pokazały liczne wiece nie tylko w Toronto.
Izrael, jak każdy okupant, stosuje odpowiedzialność zbiorową, zamieniając Gazę w piekło dla 2,3 mln mieszkańców. Jednocześnie strona żydowska podsuwa nam pod nos swą rzekomą moralną wyższość, demokratycznego, nowoczesnego kraju tłumacząc, że nienawiść do masowych morderców jest moralnym obowiązkiem. „Jedyna bliskowschodnia demokracja” stosuje politykę „żelaznej pięści” wobec – jak to stwierdził minister obrony Izraela – ludzkich zwierząt z Gazy, odcinając im wodę, prąd, żywność i paliwo równając z ziemią budynki mieszkalne, za co taka, na przykład, Rosja natychmiast byłaby oskarżana o zbrodnie wojenne.
Izrael, który w walce o swe zaistnienie również używał terroru na dużą skalę, ignoruje umowy międzynarodowe, zabiera Palestyńczykom ziemie i traktuje ich tak, jak to wyartykułował szef izraelskiego MON-u. Terror jest bronią bezsilnych, terror nakręca spiralę nienawiści na pokolenia. I to właśnie dzieje się na naszych oczach. Terror jest też od dawna bronią polityczną, i tak też był używany przez Żydów.
Hamas, o którym chodzą plotki, że został założony z inspiracji Izraela w 1987 roku jako przeciwwaga dla OWP, dzisiaj dokładnie planuje terrorystyczno-polityczne kampanie, wkalkulowując w nie oczywisty izraelski odwet, którego celem jest takie obrzydzenie mieszkańcom Gazy oporu, by zaczęli złorzeczyć. Byłby w tym sens, gdyby Izraelczycy oprócz „kija” dawali też Palestyńczykom jakąś „marchewkę”. Brak tejże powoduje, że Hamasowi, łatwo przychodzi gloryfikować terrorystyczną walkę o Palestynę, a tak spektakularne akcje, jak ostatnia będę jeszcze długo obrastać legendą również poza Bliskim Wschodem, podlewane sosem antyamerykańskich i antyzachodnich sentymentów nowej ery. Te sentymenty będziemy czuć również w Kanadzie, w naszej polityce, gdyż z pewnością będzie je podzielać większość milionowej rzeszy imigrantów, jaka co dwa lata ma tutaj zjeżdżać.
Świat zmienia się bardzo szybko, a terroryści Hamasu na motolotniach są tego oczywistym symbolem.
Andrzej Kumor