Zawsze przy okazji Halloweenu przypomina mi się spotkanie z polskim egzorcystą zorganizowane lata temu w polskim Centrum Kultury im. Jana Pawła II w Mississaudze. Zaproszony gość opowiadał o doświadczeniach z Kamerunu, gdzie polski misjonarz przygotowywał wioskę do Chrztu Świętego. Chrzcił zbiorowo, mieszkańcy ustawieni byli w szeregu, ale gdy podszedł do dwóch sióstr bliźniaczek i zaczął wypowiadać chrzcielny egzorcyzm i te padły na ziemię wijąc się i charcząc. Widząc, z czym ma do czynienia polski ksiądz zaczął egzorcyzm od pytania o imię złego ducha. Na co jedna z sióstr wykrzyczała po polsku, „ty jesteś klechą i nie wiesz?”
Potem ksiądz dowiedział się, że kobiety jeszcze jako niemowlaki były poświęcone duchom z lasu, by je trzymać z dala od wioski i zapewnić urodzaj.
Dlaczego ta historią wiąże się z Halloweenem? Otóż, wiele wierzeń pogańskich, przedchrześcijańskich oparte jest na dualizmie dobra i zła, są źli bogowie i dobrzy. Tym złym też trzeba składać ofiary, aby nam nie zaszkodzili.
Ta właśnie zasada jest zawarta w halloweenowej zabawie Trick or treat; jak mi się nie wypłacisz, nie dasz mi czegoś, zrobię ci coś złego.
W Polsce mówi się zapal Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, ale chrześcijaństwo zlikwidowało tę dychotomię i teologicznie jest ona całkowicie wykluczona.
Ze złem się nie paktuje, nie podpisuje żadnych cyrografów, nie wchodzi w układy, nie daje się mu nawet cukierka.
Jednym z centralnych pytań naszej cywilizacji jest pytanie o zło, dlaczego jest tak powszechne i w jaki sposób się ono wydarza? Człowiek doświadczając wielkiego zła często lamentuje w bezsilnym gniewie, krzycząc w niebo, dlaczego? Dlaczego akurat jego zło dotknęło? Dlaczego Bóg na nie przyzwala, dlaczego pozwala innym (zazwyczaj pytamy Boga o innych, a nie o siebie) być złym? Dlaczego ludzie czasem szaleją w orgiach krwi czerpiąc z zadawania straszliwych cierpień chorą przyjemność? Każdy kogo choć raz przytłoczył ogrom zła, jeśli nie ma wiary, nie wie co począć. Jak wiadomo, zło jest ceną wolności ludzkiej, jaką zostaliśmy obdarzeni po to, by wielbić Boga z własnej nieprzymuszonej woli, byśmy mogli dopełniać dzieło stworzenia potwierdzając jego porządek naszą wolną wolą.
Świat, którego tutaj doświadczamy jest miejscem wygnania; jest rezultatem zburzenia Bożego porządku, aktem bezmyślnego buntu, którym zostaliśmy naznaczeni od pierwszych rodziców, to właśnie przez ten akt mamy cmentarze.
Zbuntowaliśmy się i wciąż buntujemy okłamani jako byśmy byli stanie zbudować lepszy świat, poprawić Pana Boga, przysposobić Boży porządek na własny użytek; jako byśmy mogli się samozbawić, znaleźć wytrych, uwolnić się z miejsca wygnania i aby to uczynić musimy tylko wyciąć w pień miliony ludzi… wzbudzając chichot tego, który sam wypominając Panu Bogu naszą nędzę krzyknął non serviam. Dzisiaj każdy nasz grzech potwierdza jego „a nie mówiłem…”.
Warto o tym pomyśleć w Dniu Zadusznym i we Wszystkich Świętych. Warto zastanowić się, co nadaje znaczenie życiu.
Wbrew tym wszystkim, którzy oszukują nas wizją przyjemności posiadania, przyjemności władania i panowania, przyjemności doznań zmysłowych, nigdy nie znajdziemy ukojenia i nie będziemy w pełni zaspokojeni, jeśli nie znajdziemy znaczenia, jeśli nie odnajdziemy drogi powołania. Dopiero wtedy dołożymy naszą cegiełkę do odbudowywanego porządku świata, do przywracania utraconego raju, bo droga naszego powołania jest drogą powrotu, jest drogą wyboru dobra i odrzucenia zła, żadne przekupstwo tutaj nie działa.
Zło nigdy nie da nam spokoju, nie pozostawi nas samych sobie, w każdym z nas toczy się codzienna walką o to, co wybieramy, to właśnie w wolnej woli jesteśmy „jak Bóg”, i tą wolną wolą możemy sprawić byśmy byli tacy, jak On w Jego miłości.
Z drugiej strony, mamy pokusę bycia, „jak Bóg” w jego mocy; pokusę, która towarzyszy nam od początku wygnania, kłamstwo, że możemy odbudować szczęście i znieczulić ból wygnania jeśli tylko zyskamy choćby trochę Bożej mocy, jeśli odnajdziemy kamień filozoficzny i wymyślimy świat i siebie na nowo.
Ta historia powtarza się przez pokolenia. Nasz status ontologiczny mimo całej technologii, jaką dzisiaj dysponujemy nie zmienił się ani na jotę; możemy wybrać pychę, która zgubiła pierwszych rodziców, albo miłość Boga w Jego dziele stworzenia. Od początku świata nie ma innej możliwości.
I właśnie nasz „status ontologiczny” widzimy na cmentarzach; tam powinno się zaczynać nasze myślenie. Dzisiaj jesteśmy jeszcze tutaj wśród żywych, jutro będziemy wśród umarłych. Normalna kolej rzeczy. Wyciągnijmy z niej wnioski. Chrześcijaństwo stworzyło nasz krajobraz i nadało mu znaczenie, to dzięki niemu wiemy na co zwracać uwagę, i czym się kierować abyśmy mogli się niebawem spotkać się z tymi, którzy odeszli.
Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie.
Andrzej Kumor