Środa: w przyszły wtorek mam wizytę u psychologa. Tylko nie to! Ale zmusił mnie syn, bo twierdzi, że nie daję sobie rady, i dlatego mam tyle problemów. Na przykład:
– nie potrafię rozstać się z ubraniami. Niektóre mam jeszcze z Polski (ćwierć wieku?)
– całe stosy niezliczonych par butów zalegają w mojej szafie w przedpokoju. Fakt. Nawet
nie wiem, co w tej kupie leży. Ale jak mi się uda znaleźć dwa buty do pary, to akurat nie na aktualną pogodę, albo bardzo znoszone (syn mówi, że dziurawe), albo całkowicie wyszły z mody (wyszły, ale kiedyś znów przyjdą nie?), albo jakiś rozmiar nie mój – pewnie kupiłam na jakiejś zajebistej wyprzedaży, albo na ‘garage sale’? Nie wiem. Nie tyle, że nie pamiętam, po prostu nie ogarniam tych wszystkich butów, choć to niby moje, ale wyrzucić nie potrafię. Bo co się stanie, jak mi będą akurat takie potrzebne?
Syn mówi, że nie będzie mi potrzebne coś, jeśli nawet nie wiem że to mam. A jak będzie mi potrzebne, to przecież i tak będzie mi łatwiej kupić nowe, niż się przedrzeć przez ten stos przeróżnych charbołów, pantofelków, kapci, relaksów, tenisówek i kozaczków. A co jak nie będzie w sklepie? Mamo…wzdycha syn.
Ale co on wie o tym jak się musi chodzić całą zimę w gumiakach, bo albo nie ma pieniędzy, a jak są, to nie zimowych butów w sklepie, albo są za małe. Mój syn wcale nie zna życia.
Czwartek: w przyszły wtorek mam wizytę u psychologa.
Piątek, sobota, niedziela: to już wkrótce. We wtorek mam wizytę u psychologa. Mój syn mnie ‘zmusił’, umówił na spotkanie i zapłacił. Powiedział, że nie jest w stanie mi pomóc, a moje otoczenie jest coraz bardziej zagracone. Już niedługo zupełnie nie będzie można przejść z kuchni do sypialni, A jak przygarnę jeszcze jednego kota (obecnie mam dwa), to z tymi kotami i książkami na łóżku, to zabraknie dla mnie miejsca.
– Zawsze mogę spać w fotelu – odburknęłam, ale tak mało słyszalnie, ale i tak zafurczał:
– Co mama powiedziała?
– Nic, nic synku. Przesłyszałeś się.
Poniedziałek: wpadłam w panikę, i za wszelką cenę chciałam tę wizytę u psychologa odwołać. Ale mój syn to szczwana bestia i mnie zna, więc nie odbierał telefonów. Zrezygnowana poszłam spać, i o dziwo smacznie przespałam całą noc.
Wtorek: dzień sądny!
Było tak bezboleśnie, że umówiłam się na cztery następne spotkania. Chodzi o to aby dotrzeć nie tyle do przyczyny mojej niemożności rozstania się z rzeczami, bo to jest oczywiste dla osób, które przeszły przez wielką biedę, ale do wypracowania mechanizmu uporządkowania. Niestety, mój umysł zbyt często wygląda jak ta szafa z różnymi porozwalanymi butami. Tylko czy: to te porozwalane buty odzwierciedlają stan mojego umysłu w rozsypce, czy też mój umysł w rozsypce stwarza podobnie rozsypane otoczenie? Jedno jest pewne, nie zmienię tego w ciągu jednego dnia. Zaczęłam więc od rzeczy prostych. Postanowiłam zrobić porządek z butami zielonymi.
– Mamo, przecież ty nie masz zielonych butów! – złości się mój syn. No właśnie. Zrobiłam z nimi porządek i już nie muszę sobie nimi zaprzątać głowy. Jutro zabiorę się za buty brązowe, a tych powinnam mieć kilka par. Podobnie uporządkuję jeden kolor brązowych myśli. Jeszcze nie wiem co to będzie, ale zapewne coś co podświadomie mnie dręczy. Może ten facet, którego zostawiłam wyjeżdżając do Kanady? Powinnam go w końcu przeprosić i mu wszystko wyjaśnić – jeśli jeszcze żyje. I ta obawa o poznanie konsekwencji swoich decyzji trzyma mnie przed zrobieniem porządku i w moich emocjach, i w mojej szafie. Po brązowym przyjdzie czerwone.
MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 25 listopada, 2023