Szum niemieckich wiatraków w Polsce nagle zaczął przeszkadzać patriotom z PiS. Zaraz po utracie władzy. Precz z niemieckimi wiatrakami, precz z Siemensem! – rozległy się okrzyki. Więcej, na niezależnych portalach (czytaj: tubach propagandowych odchodzącego rządu) pojawiły się nawet teksty negujące ideologię i opłacalność zielonej energii.
Jednak gdy w lipcu, 5 miesięcy temu, nasz autor (autor portalu abcniepodleglosc.pl – red.) MTC pisał o kłopotach Siemens Energy (i pytał): Turbiny wiatrowe Siemens Energia posiadają wady. Problem dotyczy nawet 30%(!) zainstalowanych turbin. Spółka jest głównym producentem turbin wiatrowych zainstalowanych w Polsce. Dlaczego milczą polskie media, firmy i nasze władze? – w wymienionych wyżej mediach panowała absolutna cisza. Taka sama, jak w mediach oficjalnie rządowych. Absolutna cisza na temat panowała także w patriotycznym rządzie Mateusza Morawieckiego. Nikt się nawet nie zająknął. Dlaczego?
To dystrybucja pieniędzy w Polsce była tego przyczyną. Wadliwa dystrybucja pieniędzy. Opisałem to zjawisko 12 lat temu, w mojej Wojnie:
Ale jego geneza tkwi we wcześniejszym pomyśle, w niemieckim pomyśle podboju Europy:
Państwo niemieckie w świadomy sposób przekupiło elity polityczne państw pretendujących do Unii Europejskiej. Brukselska piramida władzy dawała nowo pozyskanym członkom europejskiej elity kilkukrotnie większe pensje niż krajowe, splendor i w dużym stopniu niezależność od krajowych wyborców.
Gdybyśmy policzyli rzeczywiste koszty naszego członkostwa w UE, wliczając w to biurokrację mającą nas „dostosować” do życia w Europie (300 mld zł rocznie), to wyszłoby, że od wielu już lat jesteśmy płatnikiem netto. Płatnikiem finansującym projekt przyszłego niemieckiego superpaństwa europejskiego – Europejskiej Republiki Niemiec.
To uzależnienie od pieniędzy wypranych w Brukseli jest możliwe tylko dzięki przyjęciu przez Polskę niemieckiej metody zarządzania państwem. I właśnie to zarzuciłem tydzień temu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Niemiecka metoda biurokracji polega na podległości każdego szczebla zarządzania społeczeństwem szczeblowi wyższemu. Aż do najwyższej władzy, której interes jest najważniejszy. Pokusie takiego państwa uległ kiedyś Józef Piłsudski i uległ 100 lat później Jarosław Kaczyński. I widzimy już wyraźnie, że przegrał i przegrała Polska, a uratować nas może tylko wewnętrzny krach niemieckiego pomysłu i pomoc amerykańska.
W tym niemieckim systemie jest oczywiste, że europejski szczebel władzy jest ważniejszy niż najwyższy nawet krajowy szczebel. Dlatego nie ma się co dziwić, że polscy przedstawiciele we władzach UE zaczęli się utożsamiać z Unią bardziej niż z Polską. Dotyczy to nie tylko byłego ministra europejskiego Konrada Szymańskiego (PiS), ale również aspirującego do przyszłej europejskiej kariery premiera Mateusza Morawieckiego.
Dzięki pieniądzom otrzymanym z UE, dysponując nimi, politycy krajowi uzależniają od siebie kolejny szczebel niższy – odbiorców tych pieniędzy. A ponieważ pieniądze te są celowe, tworzą się działy gospodarki budowane w oparciu o dotacje, gdzie opłacalność biznesu liczy się wielkością pozyskanych środków. W przypadku wiatraków rzeczywisty koszt – bez dotacji – położyłby ten biznes dawno temu.
W efekcie dostajemy nierentowną i nieefektywną gospodarkę, która nie wytwarza bogactwa, ale je konsumuje. W ostatecznym rozrachunku sami ją dotujemy. Jednak politycy zawsze zarabiają. Po pierwsze, pobierając prowizję od przekazywanych środków. Forma tej prowizji jest najczęściej pozornie zgodna z prawem. Po drugie, budując swoje zaplecze klienckie (eksperci, consulting itp.) zainteresowane popieraniem określonego polityka lub określonej formacji politycznej. Budują tym samym koślawe państwo stale uzależnione od zewnętrznego finansowania.
Politycy też płacą – podległością wyższemu dysponentowi funduszy i uzależnieniem od własnego zaplecza, wymuszającego stały dopływ środków. Mogliśmy to obserwować na przykładzie najwyższych polskich władz, gotowych na ogromne ustępstwa polityczne, nawet wycofanie się z naprawy państwa, byle tylko środki z KE dostać. Środki te nie miały poprawiać stanu polskiej gospodarki, ale zaspokoić głód własnego zaplecza.
Widzimy to wyraźnie teraz, po utracie władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, gdy politycy tej partii tracą wpływ na rozdzielanie zewnętrznych funduszy.
To co, głosujemy na PiS za 4 lata, żeby to patrioci mogli nas okradać, a nie te sprzedawczyki z PO i Trzeciej Drogi? 😉
Jan Azja Kowalski
Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.