Bóg przychodzi na świat, rodzi się jako człowiek. Przedwieczny staje się w czasie. Skąd przychodzi?
Zajęci głupotami rzadko uświadamiamy sobie, że to, co nazywamy rzeczywistością jest realne tylko ze względu na to, co jest tam. A przecież przekonanie o istnieniu tego, co jest tam odmienia całkowicie logikę naszego życia. Rzeczywistość, którą znamy, w którą Pan Bóg się wradza, jest ulotna, przemija, choć uczynki, jakie w niej zapisujemy naszą wolą zostają na wieczność; Mane Tekel Fares, wszystko zostaje policzone – wieczność to cały czas zdarzający się naraz.
Bóg przychodzi na przemijający świat, żeby nas z niego wyprowadzić; zabrać z krainy wygnania, z której, pomyleni, usiłujemy bez Niego na własną rękę znaleźć wyjście – kombinujemy, niczym koń pod górkę; grzebiąc w łańcuchach DNA, usiłując zapisać w maszynach golema sztucznej inteligencji. Szukamy kamienia filozoficznego, który nas wyzwoli i dopełni, a zaślepieni odrzucamy jedyną drogę, którą On ukazuje w stajence; tę, którą On otwiera w naszym czasie przychodząc z wieczności, jako najmniejszy, bezbronny i odrzucony – bo nie było dla Niego miejsca…
Jego narodzenie co roku daje nam przedsmak komunii Bożej miłości, cudowny czas, który ludzie pogubieni nazywają „magią Świąt”; malutką namiastkę obcowania świętych w Bogu – powrotu z doczesnego wygnania, zaspokojenia tęsknoty, którą trudno wypowiedzieć.
Walcząc w tym świecie o to, jak go urządzić zapominamy bardzo często, że ma on znaczenie jedynie przez to co jest w wieczności; że ma on znaczenie jedynie dzięki Bożemu Narodzeniu.
Gdyby nie urodził się wśród nas Zbawiciel nie mielibyśmy powrotu. Jakże to zmienia perspektywę życia! Tu wszystko w proch się obraca, ale my dzięki Niemu rodzimy się do nowego świata, wyzwalamy z jarzma, ogarnięci miłością Boga. Wystarczy jedynie tę miłość odwzajemnić naszą własną, wynikającą z wolnej woli. To dzięki wolności możemy kochać, oddawać się Bogu w niewolę, czyli uznawać porządek stworzenia, uznawać rzeczywistość Bożego Narodzenia.
Zaproszeni przez Stwórcę, możemy być jak On, ale nie w Jego mocy, lecz uczestnicząc w Jego miłości, kochając Go w stworzonym świecie i w naszych bliźnich, z którymi wszyscy razem jesteśmy w Nim Jedno. On tak bardzo nas umiłował, że przyszedł tutaj po nas ku całkowitemu zaskoczeniu i zdumieniu zbuntowanych potęg. Wydawało się im, że na drzewie poznania dobra i zła ostatecznie zatriumfowały. Absurd uniżonego Boga na sianie unicestwił ich bunt i w konsekwencji męką na drzewie krzyża Nowy Adam wybawił nas wszystkich, otworzył człowiekowi bramy Raju.
Boże Narodzenie przemienia nasze cierpienie i lęk wygnania w światłość drogi powrotu.
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony.
Ogień krzepnie, blask ciemnieje.
Ma granice – Nieskończony;
Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami!
A Słowo ciałem się stało,
i mieszkało między nami.
Cóż masz niebo nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście swoje,
Wszedł między lud ukochany,
Dzieląc z nim trudy i znoje,
Niemało cierpiał, niemało,
Żeśmy byli winni sami,
A Słowo ciałem się stało,
I mieszkało między nami.
Czyż jest bardziej głęboka i prawdziwa wykładnia człowieka?
Wesołych Świąt przepełnionych wiarą, nadzieją i miłością, pokonujących każdy lęk, wszystkim Państwu z całego serca życzę.
Andrzej Kumor