Wprawdzie Niemcy borykają się z trudnościami, bo i rolnicy blokują Berlin i notowania kanclerza Scholza pikują, niczym nurkujące stukasy, a państwo obleźli migranci, z którymi nie bardzo wiadomo, co właściwie zrobić, jakie by tu znaleźć dla nich ostateczne rozwiązanie – ale to są jedne sprawy, podczas gdy na budowie IV Rzeszy roboty idą pełną parą, zwłaszcza na odcinku przerabiania III Rzeczypospolitej w Generalne Gubernatorstwo. Już nikt nie pamięta o zaliczce w kwocie 5 mld euro, jakiej Donaldu Tusku udzieliła Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, ale to akurat słusznie, bo to pieniądze mają pójść na zakup wiatraków u Siemensa, który akurat ma 4 mld euro manka, więc co to komu szkodziło, żeby dać Polsce te 5 mld, a za jednym zamachem pokryje się manko u Siemensa, a za resztą sfinansuje pełzający zamach stanu? Mamy bowiem do czynienia z kulminacją walki o praworządność, rozpoczętej zaraz po pamiętnej, gospodarskiej wizycie Naszej Złotej Pani Anieli Merkel 7 lutego 2017 roku. Przeprowadziła ona osobisty rekonesans, po którym kazała zaprzestać walki o demokrację, a w zamian za to kazała wszcząć walkę o praworządność. Toteż zaraz w marcu 2017 roku wszystkie organizacje broniące na świecie praw człowieków zwróciły się do Komisji Europejskiej, żeby zrobiła z Polską porządek, bo poziom ochrony praw człowieków w naszym bantustanie urąga wszelkim standardom. Ile za to wspomniane organizacje dostały od BND – tajemnica to wielka – ale niemieckim owczarkom z Komisji Europejskiej nie trzeba było dwa razy tego powtarzać. Zaraz tedy, przy pomocy swoich kanałów, na pierwszą linię frontu walki o praworządność, rzucili niezawisłych sędziów – jak przypuszczam – najpierw tych zorganizowanych, do których później przyłączyli się również wolontariusze, podjudzeni do walki o praworządność przez Judenrat „Gazety Wyborczej”, która na tym etapie ściśle koordynuje swoją propagandę z aktualnymi niemieckimi potrzebami.
Organizacją stojącą w awangardzie walki o praworządność jest założona już w roku 1990 – jak tylko wyprowadzony został sztandar PZPR – organizacja „Iustitia”, zwana również „Iniurią”. Jak wielu tajnych współpracowników SB ze środowiska sędziowskiego ta organizacja skupiła – tego nikt dokładnie nie wie, ponieważ środowisko położyło lachę na opowieści naiwnego pana Adama Strzembosza, któremu się wydawało, że ono samo się „oczyści”. Ale po co ono miało się „oczyszczać” i z czego, jak tu Wojskowe Służby Informacyjne od razu zaczęły werbować agenturę w tymże środowisku, a potem w ślady WSI poszła ABW. Ilu konfidentów zwerbowanych zostało przez nią w ramach operacji „Temida” tajemnica to wielka, podobnie, jak i ta, jaki jest ich udział we wspomnianej organizacji.
Wspominam o tym wszystkim, bo bohaterami dzisiejszej kulminacji walki o praworządność, która zaczyna już wstrząsać fundamentami naszego bantustanu, prowadząc do całkowitego jego obezwładnienia, jak to było w wieku XVIII, są właśnie sędziowie będący funkcjonariuszami wspomnianej organizacji. Oto Sąd Rejonowy dla dzielnicy Warszawa-Śródmieście. Jak tylko vaginet Donalda Tuska został 13 grudnia ub. roku zakrzywoprzysiężony przez pana prezydenta Dudę, zaraz sąd ów wziął i skazał panów Kamińskiego i Wąsika – za rządów „dobrej zmiany” – ministra i wiceministra spraw wewnętrznych na 2 lata więzienia za to, że w roku 2007 agenci CBA, montując „aferę gruntową”, która miała pogrążyć wicepremiera Andrzeja Leppera, spreparowali fałszywą decyzję administracyjną o „odrolnieniu” jakiejś działki na Mazurach. Bezpieczniakom wprawdzie wolno preparować fałszywe dokumenty i posługiwać się nimi – ale tylko takie, które uniemożliwiają ich zdemaskowanie jako agentów: fałszywe dowody osobiste, fałszywe prawa jazdy, fałszywe dowody rejestracyjne samochodów itp. Nie wolno im natomiast fałszować tytułów własności, czy decyzji administracyjnych – a to właśnie zrobili. Wprawdzie pan prezydent Duda obydwu dygnitarzy w 2015 roku ułaskawił, ale zrobił to jeszcze przed uprawomocnieniem się wyroku skazującego, co skłania niektórych skorumpowanych, a utytułowanych ekspertów do podważania legalności tego aktu. Wszelako inni utytułowani eksperci – bo czegóż to utytułowany ekspert nie stwierdzi za pieniądze – utrzymują, że podważanie legalności ułaskawienia jest bezzasadne, bo prezydent jak tylko chce, to może delikwenta ułaskawić w każdej fazie postępowania karnego. Zatem – niby ułaskawieni, ale skazani. Na podstawie tego stachanowskiego wyroku, sezonowy pan marszałek Hołownia obwieścił, że mandaty poselskie obydwu szubieniczników „wygasły” Wszelako szubienicznicy, za pośrednictwem sezonowego pana marszałka odwołali się do Sądu Najwyższego – i tu się zaczyna prawdziwy kryminał. Otóż totumfacki pana marszałka, niejaki pan Zakroczymski, miał się namawiać z prezesem Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego, panem Prusinowskim, że tę karną sprawę pan marszałek skieruje właśnie do tej Izby, a pan Prusinowski już się uwinie wedle tego, żeby obydwa odwołania oddalić. Czy jakiś oficer prowadzący to panu Zakroczymskiemu doradził, czy też on sam został wyznaczony do opieki nad sezonowym panem marszałkiem – to nieważne – bo tak się składa że pan Prusinowski też jest funkcjonariuszem organizacji „Iustiutia”. To są te kwalifikacje. Wszystko to działo się przy otwartej kurtynie, ale najwyraźniej nad panem Prusinowskim i panem Zakroczymskim czyjaś Mocna Ręka trzyma parasol ochronny, bo żaden z nich nie został dotąd aresztowany – a myślę, że za samo tak ostentacyjne usiłowanie przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości powinni być aresztowani obydwaj Aliści wmieszał się w ten burdel prezez Izby Karnej SN, który sprawę skierował do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, która postanowienie sezonowego pana marszałka Hołowni uchyliła. Natychmiast utytułowani eksperci, a za nimi – wszystkie panienki z vaginetu Donalda Tuska i okolic, wśród nich – moja faworyta, Wielce Czcigodna Anna Maria Żukowska z pierwszorzędnymi korzeniami – zaczęły ćwierkać, że to wszystko nieważne, bo tej właśnie Izbie SN luksemburscy przebierańcy na żądanie niemieckiej BND, na wszelki wypadek, jeszcze przed Bożym Narodzeniem odmówili statusu sądu. W tej sytuacji funkcjonariusz „Iustitii” z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia,, pan Piotr Maksymowicz, kazał policji obydwu szubieniczników aresztować i wsadzić do kryminału. Policja dostała stosowne papiery 9 stycznia i już-już przystąpiłaby do aresztowania – ale pan prezydent Duda akurat zaprosił był obydwu szubieniczników do Pałacu swego na uroczystość i nawet się z nimi oficjalnie sfotografował. Tedy policyjne radiowozy otoczyły Pałac Namiestnikowski przy Krakowskim Przedmieściu, kontrolując wszystkie wyjeżdżające stamtąd samochody i otwierając ich bagażniki – ale widocznie Wielce Czcigodny minister spraw wewnętrznych w vaginecie premiera Tuska, pan Kierwiński, zwany przez złośliwców „Kurwińskim”, jeszcze nie wydał im rozkazu wtargnięcia do Pałacu Prezydenckiego i zrobienia tam rewizji w poszukiwaniu Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Tymczasem za dwa dni, to znaczy – 11 stycznia – Sąd Najwyższy, a konkretnie – wspomniana Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN, która – według luksemburskich przebierańców wcale nie jest sądem – ma orzec, czy wybory 15 października ub. roku były ważne, czy nie. Jeśli orzeknie, że były ważne – to czy vaginet Donalda Tuska zakwestionuje to orzeczenie, jako nie wydane przez żaden sąd – czy hipokryzja mu podpowie, by skorzystać z okazji i siedzieć cicho? Jeśli natomiast orzeknie, że nie były ważne to już dzisiaj, to znaczy – 9 stycznia – były prokurator z czasów pierwszej komuny, a potem – były przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej , pan Wojciech Hermeliński – otwartym tekstem zapowiada, że wtedy będzie „rewolucja”. A podczas rewolucji, wiadomo – „głos ma towarzysz Mauzer”.
Stanisław Michalkiewicz
PS. Po godzinie 20.00, podczas nieobecności prezydenta Dudy, do Pałacu Prezydenckiego wtargnęła policja i schwytała panów Kamińskiego i Wąsika.
Pozdrawiam.
Stanisław Michalkiewicz