Czy istnieje sposób obliczenia temperatury sporu politycznego między dwoma głównymi obozami nadwiślańskich człowiekowatych?

Istnieje. Liczymy: 200.000 według organizatorów marszu. Czy trzysta tysięcy. 40.000, zdaniem władz Warszawy. 90, 100, do 120. tysięcy uczestników naliczyli inni. Zakładając dobrą wolę, mylić się w takim stopniu nie można. Co umożliwia przyłożenie do szacunków prostej miary: im różnica większa, tym większa temperatura sporu.
Jednakowoż matematyka, przypomnę, nie powinna dawać miar etyce. Tymczasem układają nas warstwami. Lada moment ruszy walec – prawdopodobnie już ruszył – a mówię przez to, że nie powinniśmy pozwalać się przeliczać. Jak raz obserwuję w tej chwili fragment ulicy Wiejskiej od Matejki do skrzyżowania z Piękną. Kilkadziesiąt metrów. Po prawej budynek Komisji Sejmowych, po lewej stary Dom Poselski. Naród maszeruje w “Marszu Wolnych Polaków”. Ramię przy ramieniu. Rowerem nie przejedziesz, acz do zorganizowania pokazówki wystarczyłaby jedna ciężarówką z gruzem, ze znienacka zepsutym kierowcą. Lub zapieczonym pedałem hamulca. Maszerujący jak sądzę nie do końca rozumieją, co za rogiem Pięknej czyha. Symbolicznie. Czy rozumieją to nasi przywódcy? Zaprawdę powiadam nam: żadnego liczenia.

Szczęściem (przekąs!), mentor marszałka Sejmu nie ukrywa przywiązania do litery prawa. Co tam przywiązania, wręcz miłości. Wrodzonej niechybnie. Z genami być może wyssanej. Czy tam z czym tam. Posłuchajmy Koboski Michała: “Wszystkie zmiany będą wprowadzane ustawami” – zapewnia pan poseł. “Projekty ustaw są i będą przygotowywane”. Czepiam się? No raczej. Bo “będą” oznacza przyszłość. Teraz: “Działamy w dostępnej rzeczywistości”. Czyli przedtem trzeba porządek zrobić. I robią, prawo z praworządnością poczekają. Stąd marszałek Szymon “absolutnie słusznie” przełożył posiedzenie Sejmu, biorąc pod uwagę “temperaturę emocji”. Czemu o tydzień? Przełożyłby o rok, emocje opadłyby do zera. Co oni tam palą, te koalicyjne Stopczyki?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Ja rzuciłem. Trochę żal. Teraz zaciągnąłbym się “Radomskim” (jak Stopczyk właśnie), czy “Camelem” (jak Mauer), czy tam nawet do obfitych walorów pani Konopki głowę przytuliłbym, do obu – pięknie byłoby. Proszę spojrzeć… ma ktoś zapałki? Dziękuję… że samosieja? Nie szkodzi, zioło to zioło, śmiechawa pewna… więc gdy uchyliły się wrota Pałacu Prezydenckiego, napięcie rozpięte nad Warszawą sięgnęło szczytów. “Chwilo, trwaj” – wydusiło z siebie. Jakby zasapane po wyczerpującej wspinaczce.

Chwila potraktowała wniosek przychylnie i postanowiła potrwać. Jakiś czas. Co jej tam. Bo co takiemu napięciu zrobisz? Napięcie swoje prawa zna, nawet jeśli chwila zna swoje. Pat trwał, póki napięcie nie postanowiło urosnąć ponad miarę. Wznosząc się ponad szczyty. Bo oto z jasności aresztu śledczego w mrok wstąpił wąs. Właściwie wąsik. Tuż za wąsikiem sunął stwór. Właściwie potwór. Potwór z wąsikiem na przedzie? O rany, co za przypał! Mało tego, obok potwora wystąpił drugi. Jakby z kamieniem u szyi. Wyrafinowana reżyseria, przyznajmy. Schowała się Holland Agnieszka, zaraz schowa się Smarzowski Wojciech. Psy Pasikowskiego Władysława uciekają, z przerażenia ujadając i skowycząc. Z tego co widzę przez gęstniejące opary gandzi, Kieślowski, Kurosawa, Scorsese i Zemeckis również ukryć się zamierzają. Biegną gdzieś… o, i Coppola też?

A zamykając żartobliwy wątek (zapaliłem, ale się nie zaciągałem): wydarzenia oceniły, iż nie mają wyjścia. Wpadły zatem w amok, cwałując przed siebie bez oglądania na cokolwiek. Na szczegóły. Na rozsądek. Na polskość. Na rację stanu. Na inne podobne takie ple-ple. Zaś Polki i Polacy runęli ku panu Internetowi, memy tworzyć. Podobno z autobusem komunikacji miejskiej w roli Czarzastego Włodzimierza, blokującego prezydentowi RP wyjazd z Belwederu. Czy odwrotnie jakoś. Taki mamy klimat, takie czasy.

***

Żadna nowość w sumie, acz podkreślić warto: nadwiślański Trybunał Konstytucyjny trybunałem nie jest. W każdym razie nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego – co praworządnie stwierdził praworządny unijny sąd. Boć co jest i kiedy, a co kiedy nie jest, praworządnością czy niepraworządnością, ocenia Bruksela. Czy Strasburg. Czy inny jakiś Luksemburg. I minie czasu mało-wiele, a okaże się, że Polska – wiem, maluję na czarno – że Polska nie jest państwem. A już z całą pewnością w rozumieniu prawa unijnego. Kto postawi po nas kropkę, jeśli – na rozkaz generała Dukaczewskiego – pani Jaruzelska u pani Olejnik?

Niemożliwe? Poczekajcie, poczekajcie. Nasz wstyd dopiero na nas czeka. Póki co, wzbiera. My zaś, póki co, w celowo wzbudzonym i konsekwentnie podtrzymywanym bałaganie nadwiślańskim, bezlitośnie wciskającym Polskę w tryby ideologicznego kieratu mielącego narody Europy na sieczkę bez właściwości, pogrążamy się i pogrążamy. Radośnie jakby. Ukontentowani zdaje się, rzeczywistością, w jakiej Tusk Donald jest premierem Rzeczypospolitej, a Hołownia Szymon marszałkiem Sejmu. Dlatego powtarzam: liczą nas oraz układają warstwami. W międzyczasie tankując walec. Widzicie to? Nie widzicie? To rzućcie telewizyjne zioło i spójrzcie uważniej.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl