Powstanie Styczniowe to był ostateczny koniec Pierwszej Rzeczpospolitej. Polska, już się nie podniosła materialnie z tej sromotnej klęski. Wywołane w złym momencie, bez politycznego planu, za poduszczeniem zagranicy, powstanie doprowadziło do ruiny tysiące polskich rodzin szlacheckich, zlicytowano ponad 1600 majątków, (skupowanych głównie przez Żydów i Rosjan) doszło do przeobrażeń świadomości społecznej oraz rusyfikacji, z której skutkami – jak późniejsze nasłanie Litwaków – żyjemy do dzisiaj.
Jeśli mamy się wyzwolić, by żyć po swojemu w danym przez Pana Boga miejscu Europy, musimy się mentalnie wyzwolić z oparów Powstania Styczniowego, dorobić się myśli politycznej, ale przede wszystkim dorobić się materialnie, dorobić się kultury pieniądza.
Interes narodowy nie bierze się z niczego, jest interesem materialnym elit, konkurencją o dostęp do zasobów i kontrolowanie „przepływów” – tak jest w RFN, tak jest w USA. Z aktywności gospodarczej elit korzysta reszta społeczeństwa. Oczywiście, aby sytuacja była stabilna, elity muszą być otwarte na awans z „dołów”.
Powstanie styczniowe zabetonowało opóźnienie gospodarcze ziem polskich. Była to po potopie szwedzkim pierwsza tak wielka trauma narodowa, utrata własności polskiej.
Polacy mieli szansę na wyemancypowanie się w rosyjskim samodzierżawiu. Mogli w Rosji odegrać rolę podobną do Niemców. Po Powstaniu Listopadowym jeszcze nie wszystko było stracone – pracował nad tym Wielopolski – po Powstaniu Styczniowym nic już nie dało się zrobić. Rachityczna industrializacja polskich ziem, brak rewolucji przemysłowej, zeskorupienie myślenia politycznego to wszystko pokłosie powstańczej mentalności polskich elit.
Dzisiaj lubi się podkreślać, że Powstanie Styczniowe, – podobnie jak warszawskie – miało wielkie znaczenie symboliczne, że dzięki niemu łatwiej było się Polsce podnieść… Nic bardziej błędnego.
Może ta narodowe tragedia, pomogła w jakiś sposób polskiemu pozytywizmowi, może jej „dzieckiem” była później myśl Romana Dmowskiego – jednak, w głównej mierze pozbawiło ono polską szlachtę – czyli Polaków – majątków a więc materialnych podstaw dobrego wykształcenia dzieci i troski o substancję narodową, Stworzyło też Powstanie Styczniowe warstwę wydziedziczonych, zdeklasowanych, wiszących u klamki ludzi z pretensjami do świata, niezdolnych do działania, pławiących się w oparach żałosnego mesjanizmu: inteligencję.
Uważny obserwator swoich czasów Mieczysław Perejasławski-Jałowiecki pisał:
Zauważyłem, że wszyscy byli powstańcy niechętnie mówili o powstaniu i unikali opowiadań o swoich przeżyciach. Nie krytykowano powstania ani powstańców, mówiono o nich z szacunkiem, ale mimo to uważano rok 1863 za wielkie nieszczęście narodowe. (…)
Powstanie 1863 roku zrujnowało naszą rodzinę doszczętnie. Byliśmy na skraju przepaści.
Roman Dmowski twierdził, że Powstanie Styczniowe narzucili Polsce młodociani: Była to, co prawda, tradycja klęsk, tradycja stopniowego likwidowania sprawy polskiej, myśmy wszakże tak odbiegli od innych narodów, że święcimy klęski, gdy tamte święcą zwycięstwa. Gorsza, że autorowie klęsk umieją przemawiać jak mistrze. (…) Właściwie każdy z nas, wychowywanych w uczciwej rodzinie polskiej, od jakiegoś dziesiątego roku życia był materiałem na powstańca. Powstania nasze były zbrojnymi protestami przeciw uciskowi, nie zaś walką o odbudowanie państwa. Żadne z nich nie miało planu tego państwa, kierownicy ich nie zastanawiali się nawet poważnie nad tym, co by zrobili w razie powodzenia.
Po prostu katastrofa, dziecinada, tragedia wielkiego narodu, którego elita nie potrafiły właściwie ocenić sytuacji.
Pozbawieni mężów stanu zadowalamy się sztubackimi szalonymi gestami, które ostatecznie i tak dyskontowane są przez naszych wrogów – taka jest nasza popowstańcza tradycja, która do dzisiaj daje znać o sobie.
Andrzej Kumor