Jak uczył nas Wiesław Michnikowski: choć wszystko może być dęte, słowo powinno być święte.
Premier Tusk robi co może, by uczynić prokuraturę niezależną od polityków. Zapracowany po zakola nad czołem, kusi. Grozi. Nęci. Upomina. Wabi. Innym słowem: urabia. Ktoś poza mną dostrzega w panu premierze żartownisia z wargami ociekającymi pianą słów uświęconych, lecz z bejsbolem w ręku? Czy tam z batem w jednej, a marchewką w drugiej?
– Z metaforami nie przesadzaj. Premier obiecał, że jego obóz polityczny będzie przestrzegał wyroków sądowych.
– Słyszałem. A że nie wejdą do Pałacu Prezydenckiego nie obiecywał?
– Kto wie, może nie dogadał się z Kierwińskim?
Kto wie, pewnie. Więc prawo, konstytucja, praworządność, elementarna przyzwoitość, prawda w życiu publicznym, znowu prawo i praworządność, idea praworządności, prawo raz jeszcze, pokój wewnętrzny, prawo jeszcze prawdziwsze i prawdziwsza jeszcze praworządność. Generalnie rzecz ujmując, w rządzącej koalicji miłość ponad szczyty miłosierniejsza jest od innych różnych. Najnowsi koalicjanci mówią nie nienawiści do miłości, a kto o nienawiść ich oskarży, tego zaraz do piersi przytulą, że przestanie. Oskarżać ich o nienawiść. I oddychać też przestanie. I w ogóle.
I jeszcze dalej: przywracamy rządy prawa. Przywracamy rządy Konstytucji. Nie eskalujemy konfliktu. Wszelako wpierw przywrócimy ład prawny, czy się to komuś podoba czy nie. I tu będziemy zdecydowani. “Tak jak skończyła się pisowska okupacja Polski, tak skończą się okupacje przez PiS państwowych urzędów. Tylko reputacja okupantów zostanie z nimi na długo” – napisał premier, niemniej, tytułem puenty proponuję przeczytać to, czego premier nigdy by nie napisał: “Tak jak skończyła się pisowska okupacja Polski, tak skończą się okupacje przez PiS państwowych urzędów. Teraz, k***a, my”.
***
Bo to Polska właśnie. Nowa stara dobra zmiana. Czy tam zamiana. Swoją drogą, jak głęboko trzeba “zaleźć za skórę” ludziom złej woli, jakie pokłady “miodu” z uszu przedstawicieli skorumpowanych elit wyłuskać, by zasłużyć na zawieszenie obowiązującej od 1989 roku zasady “my nie ruszamy waszych, wy nie ruszacie naszych”? Na przymusowe leczenie zębów? Piłowanie paznokci? Na dwa lata pod celą? Gawłowski, Giertych, Grodzki – w Sejmie. W Europarlamencie – Garpiński. Przepraszam, Karpiński (litera “G” w roli klątwy?). Tymczasem odpowiedzialni za walkę z przestępczością na szczytach władzy, panowie Kamiński i Wąsik – siedzą. Zdążyli nawet skorzystać z prawa do niejedzenia i niepicia, gdy rozpoczęli głodówkę. “Każdy ma prawo nie jeść i nie pić” – oświadczyła wtedy wiceminister sprawiedliwości Ejchart-Dubois Maria. Tydzień później premier Tusk zadął groźnie z innego kierunku – i ja premiera rozumiem. Co to znaczy głodują? Mają siedzieć, nie umierać. Trup zamienić się może w ikonę. W ryngraf. W symbol. Żadne takie, karmić pod przymusem!
48 godzin wystarczyło. Sąd, na wniosek dyrektora zakładu karnego, przejętego wielce stanem zdrowia i obawą o życie więźnia Kamińskiego, zdecydował o “przymusowym leczeniu i karmieniu osadzonego”. Gdy piszę te słowa wszystko wskazuje, że – o ile okoliczności nie postanowią inaczej – pan Bodnar od sprawiedliwości nie orzeknie przerwy w karze na czas dokończenia wszczętej przez prezydenta RP procedury ułaskawienia w wybranym trybie.
A wracając do Wiesława Michnikowskiego: i słowo może być dęte, jeżeli dmie się z talentem. Premier z przyjaciółmi swoje talenty mają, dzielić się nimi nie chcą – acz nie wahają się z talentów swoich korzystać.
***
A marszałek Szymon? Ten to dopiero dmie. Aż gdzieniegdzie rury pękają, a para tryska gejzerem patriotyzmu. Urzekający widok.
Ale co my tu mamy konkretnie? Mamy tu niemierzalną inteligencję z jednej strony, a ze strony drugiej błyszczący mocą pancerz dostojeństwa. Na prawo żar, ostrożnie podchodźmy, żar rozpalający w narodzie pragnienie zamiany dobrej zmiany na prawdziwie lepszą, czy tam na najlepszejszą – na lewo estyma i zniewalający majestat w celofanie czujności. I troski o państwo. Jeśli z kolei ulga, to wyłącznie w sztafażu przemożnej powagi. Jeśli żarty, to na szczycie sięgającego ponad chmury wyrzutu elokwencji. I tak dalej, i tak dalej. Zaryzykowałbym wręcz opis o treści: cielę jedno, a ileż w nim rozwagi z roztropnością powkładane. To znaczy: powkładanych w jedno ciele. W ciało jedno. Aleśmy doczekali marszałka. O ile dobrze pamiętam fabułę filmu, tak poważnie nie wyglądał nigdy nawet sam Shrek osobiście. Choćby po najobfitszej defekacji.
Na koniec poważnie: Hołownia to lizus. Fakt, że zdolny. Się ani obejrzymy, a zacznie przekonywać mniej zdolnych od siebie, że należy zaangażować w politykę młodzież szesnastoletnią. Przy czym o piętnasto- i czternastolatkach nie wspomni, by nadto nie przegiąć. Rzecz jasna nie powie też, co najwyżej bąkając zdawkowo, że liczy na głosy niedojrzałych świstków w wyborach prezydenckich. Ale że w politykę warto i należy pchać młodzików, niczym pod walec drogowy lepiszcze jakieś asfaltopodobne, lizus-zdolniacha uzasadnień przedstawi milion i jeszcze sto trzy. Lizusy tak mają.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl