Rolnicy z Ukrainy mają przywileje państw członkowskich, a nie mają obowiązków – tak o powodach dzisiejszych protestów rolników mówi Monika Przeworska z Instytutu Gospodarki Rolnej. – Urzędnicy nie chcieli słuchać w zaciszu gabinetów, to posłuchają przy palących się oponach – dodaje Wiesław Gryn z Oszukanej Wsi.
Polskie protesty to część ogólnoeuropejskiego sprzeciwu sektora wobec planów i decyzji UE.
Nad koordynacją protestów czuwa Instytut Gospodarki Rolnej. To on tworzy m.in. słynną już mapę protestów. To think thank, którego prezesem jest Szczepan Wójcik – rolnik, hodowca norek, jeden z potentatów branży futrzarskiej.
Powodem protestu rolników są przede wszystkim dwie kwestie. Sprzeciw wobec napływowi żywności z Ukrainy i wymogów narzucanym rolnikom w ramach europejskiego Zielonego Ładu.
Druga kwestia, której dotyczą protesty, to konkurencyjność. Przedstawicielka Instytutu Gospodarki Rolnej ocenia, że unijni rolnicy nie mają szans, by rywalizować z rolnikami z Ukrainy – głównie z powodu obostrzeń, które narzuca Zielony Ład.
Przeworska podkreśla, że wiele elementów nowego Zielonego Ładu, które w warstwie ideologicznej są słuszne, “w szczegółach okazują się po prostu szaleństwem”.
Z jednej strony UE robi wszystko, by produkcja europejskiego rolnika była prowadzona według najwyższych standardów. Ale jednocześnie była najdroższą. I w tym samym czasie każe się nam konkurować o miejsca na rynkach zbytu z producentami z Ukrainy, którzy nie podlegają tak rygorystycznym wymaganiom. Producenci z Ukrainy mają większość przywilejów państw członkowskich, a nie mają praktycznie żadnych obowiązków tożsamych z obowiązkami europejskich rolników. To dlatego protestuje cała Europa – wyjaśnia.