Pytanie zasadnicze czy w Brukseli są głupcy? No i to jaki mają interes? To jest właśnie pytanie zasadnicze, czyj interes jest chroniony? Czyj interes tam decyduje? Czy społeczeństwa europejskiego, czy wielkich grup finansowych, które szukają nowego obszaru zarabiania pieniędzy i mówiąc wprost rządzenia światem.
Ten, który ma energię, wodę i żywność, ten decyduje de facto o wszystkim, jest ważniejszy niż władze poszczególnych państw. O to się toczy w tej chwili gra; kto będzie zaopatrywał Europę w żywność?
Kiedyś zadałem pytanie, dlaczego Niemcy tak prą do swobodnego dopływu żywności z Ameryki Południowej do do Unii?
Z bardzo prostego powodu przemysł niemiecki i francuski, po części przemysł chemiczny dusi się od nadmiaru produktów, że nie ma gdzie tego sprzedać. No ile można mieć samochodów w domu, lodówek, sprzętu, gospodarstwa domowego, technologii? Zadusiła się ta europejska sfera wytwórczości przemysłowej. Trzeba szukać nowych rynków. No to są kraje, gdzie tej techniki, tych sprzętów tyle nie ma, tych samochodów nie ma na przykład Ameryka Południowa. Ale czym oni mogą zapłacić? Tylko żywnością, bo nic innego praktycznie nie mają.
I to nie jest tak, że sklepik na osiedlu sprowadzi z Brazylii cukier czy mleko, czy mięso drobiowe. Będą importować potężne, wielkie firmy. I te firmy w porozumieniu ze swoimi kilkoma rządami będą decydowały o tym, do jakiego kraju, za jaką cenę to trafi.
Wie pan, ja się też staram jakichś teorii spiskowych nie głosić, ale taki mechanizm Niemcy chcieli zastosować z gazem rosyjskim. Przecież gdyby Rosjanom zależało na dochodach z gazu, to czym więcej połączeń zewnętrznych, tym bardziej można grać, zarobić, tu się sprzeda, tu przywróci, to można grać, nie, gaz miał trafić do Niemiec i tam miała być centralna dyspozytorni. Grzeczny dostanie po niskiej cenie, mniej grzeczny po wysokiej cenie, a ten bardzo niegrzeczny nie dostanie w ogóle i zamarznie.
Więc podobny mechanizm, który tam nie wyszedł, bo jakieś dziwne mechanizmy sprawiły, że rury się przedziurawiły. To samo ma być z żywnością? Co robić? Dlaczego rolnicy muszą protestować? Jestem o tym przekonany, bo już pierwsze symptomy kruszenia tego muru wspólnej polityki rolnej zaczynają się pojawiać. Oczywiście to jest strach przed rolnikami, strach przed wyborami czerwcowym do europarlamentu. Europarlament funkcjonuje do kwietnia, potem trzeba jechać do swoich regionów, trzeba jechać do Alzacji, do Bretanii, do Andaluzji, czy na Pomorze, czy do Polski przyjechać i się wytłumaczyć z tej polityki przed rolnikami. Oni może nie stanowią już istotnego elementu wyborczego, bo w strukturze elektoratu jest ich coraz mniej, ale są wspierani przez społeczeństwa lokalne, przez społeczeństwo małych ojczyzn, bo widzą, jaką ważną rolę rolnictwo odgrywa dla ekonomiki regionu, jak dba o krajobraz, środowisko, jest sentyment do rolników.
Więc trzeba się będzie wytłumaczyć z tej głupiej polityki. No więc na razie są ustępstwa. Odłogowania czy też mówiąc poprawnie ugorowania już nie będzie, ale tylko w tym roku. Łaskawie pozwolili w tym roku. A nowa komisja, która będzie na jesieni powołana po wyborach zadecyduje.
Pani von der Lien mówi tak ambicje związane z redukcją emisji gazów bardzo podnosimy już nie do 30 roku 55%, ale do 45 – 90%. Czyli Fit for 90 teraz już będzie. Ale na razie rolnictwa to dotyczyć nie będzie. Na razie, bo nowa komisja zadecyduje, jak już będzie po wyborach, to zadecyduje. Tak że rolnicy się z ręką wiadomo, gdzie obudzą.
Więc rolnicy mówią tak i mówią bardzo logicznie, może są najbardziej logicznie myślącą grupą społeczną w Europie w tej chwili; widzą, w jakim kierunku jest zmieniana Unia Europejska. Na dodatek rolnicy są właścicielami środków produkcji, mają swoją ziemię, swoje gospodarstwa. Są ludźmi generalnie konserwatywnymi w myśleniu, którzy pielęgnują rodziny, którzy są związani z chrześcijaństwem. Są ludźmi zarabiających pieniądze, którymi trudno jest manipulować.
Może takich rolników trzeba zlikwidować, bo nie pasują do neo marksistowskiego modelu funkcjonującego w Unii Europejskiej, który jest w tej chwili jako jedyny właściwie przedstawiany jako przyszłość Europy.
Ardanowski odnośnie sporu z Ukrainą
Protesty były w różnych okresach za różnych ministrów. One są wtedy, kiedy pojawia się istotny problem, problem, który rolnicy chcą w ten sposób rozwiązać.
Były problemy piątki dla zwierząt. Rzeczywiście poległem wtedy, broniąc polskich rolników i chcę podziękować rolnikom, którzy mnie wtedy bronili, że pierwszy raz bronili swojego ministra.
Natomiast problem z Ukrainą jest szerszy. Rolnicy mówią tak, my chcemy żywić Unię Europejską, my rolnicy europejscy, chcemy, żeby te prawie 500 mln ludzi mieszkających w Unii żywiły się tym, co wytwarzają rolnicy europejscy, bo mamy większe możliwości produkcyjne . Nawet więc chcemy dzielić się tą żywnością ze światem, bo przecież są obszary głodu na świecie, dramatycznego głodu. Zresztą w ten sposób byśmy zmniejszyli presję migracyjną do Europy.
I rolnicy przede wszystkim obawiają się, że polityka zielonego ładu, ograniczania rolnictwa, redukowania rolnictwa, której konsekwencją będą upadki gospodarstw. Mówią, że Europa będzie żywiona żywnością zewnętrzną. Rolnictwo ma być zwijane, w szczególności hodowla zwierząt. Jest jeszcze dołożona jakaś etyczna, moralna strona, że to jest czymś złym hodowanie zwierząt. Przecież od czasu udomowienia ludzie hodują zwierzęta. To jest zresztą łańcuch wykorzystania surowców roślinnych. Produkcja mleka, mięsa jest tego widomym przykładem.
Jeżeli chodzi o Ukrainę, czyli kraj poza unijny, to Ukraina chciała na rynki unijne wchodzić od dawna. To jest kraj, który przechodzi jakąś metamorfozę. Wcześniej rolnictwo było, można powiedzieć, upadłe, zbankrutowało. Kołchozy sowchozy wychodziły z komunizmu jako pewnego rodzaju bankrut, ale międzynarodowe różne grupy finansowe zainwestowały ogromne pieniądze na Ukrainie, przejmując ogromne tereny, czarnoziemów ukraińskich, bardzo żyznych, gdzie właściwie nawet bez nawozów rośnie. W Polsce warstwa czarno ziemu na większości gleb wynosi co najwyżej kilkadziesiąt centymetrów, często 20 – 30 centymetrów. Trzeba bardzo uważać z pługiem, żeby za głęboko pługa nie wpuścić, żeby nie wywalić tak zwanej martwicy. Na Ukrainie warstwa czarnoziemu wynosi kilka metrów, więc to są gleby, historycznie, poprzez narastanie substancji organicznej na stepie bardzo żyzne.
I Ukraina próbowała wchodzić do Unii Europejskiej od dawna. Mechanizmy były przez lata wypracowane w postaci kontyngentów dostępu, kwoty dostępu, które co roku czy co dwa lata już nie pamiętam dokładnie, były ustalane przez Komisję Europejską i ministrów rolnictwa poszczególnych krajów.
Tam były twarde rozmowy. Kiedy byłem ministrem i jeździłem do Brukseli, to była kłótnia, czy pozwolić Ukraińcom na 20 tysięcy ton mięsa drobiowego, czy tak jak oni chcieli 50 tysięcy ton. Ukraińcy dokonywali różnych nadinterpretacji, między innymi kiedyś kawałek kości zostawili, bo to już była inna kategoria produktu. Różne tam gry się toczyły, ale generalnie Unia Europejska pilnowała importu spoza Unii w takiej ilości, żeby nie zniszczyć własnego rolnictwa. My i tak na tym cierpieliśmy, bo jesteśmy krajem graniczącym, ale dało się to przeżyć, też były z tego tytułu między innymi też i pretensje rolników, ale dało się przeżyć. Natomiast teraz Komisja Europejska, a przyczyną problemów jest decyzja Komisji Europejskiej, zniosła jakiekolwiek bariery ilościowe, jakościowe i celno finansowe. Czyli każdy z Ukrainy może eksportować do Unii Europejskiej, jeżeli znajdzie tu odbiorcę. To jest oczywiście problem funkcjonowania firm w Unii Europejskiej, które mając w nosie własnych rolników, kupują na Ukrainie, bo jest to istotnie taniej, więc na tym zarabiają, ale nie ma tych ograniczeń. I problem się pojawił teraz, kiedy wybuchła wojna i w maju 22 roku komisja podjęła decyzję, że otwiera szeroko wrota na żywność z Ukrainy.
Ale patrząc na statystyki teraz tego zboża wjeżdża mniej.
Polska wprowadziła jednostronny, może nieszczelny, ale jednak jednostronny zakaz, stawiając się Unii, to często jest przypominane Prawo i Sprawiedliwość. Pis poniósł już karę za to. Zareagował za późno, za długo słuchał tego, co Unia Europejska wymuszała na wszystkich krajach. W pewnym momencie przyszło opamiętanie, ale za późno. Protestowaliśmy. My, organizacje rolnicze. Michał również tam dużo krzyczał. Mnie też nikt w PiSie nie słuchał specjalnie. W pewnym momencie jednak przyszło opamiętanie, ale już magazyny były zasypane do pełna, po sufity. I wtedy dopiero było wstrzymanie jednostronne, już bez liczenia się z Komisją Europejską i wprowadzenie różnego rodzaju form rekompensat dla rolników, które były często nielogiczne, skomplikowane, ale jednak jakieś były i należy to przedłużyć, to jest to, czego pani Beger oczekuje. No trudno, nie ma wyjścia, dopóki nie rozładuje się magazynów. Szczególnie, że mieliśmy przyzwoity rok, jeżeli chodzi o nasze zbiory, czyli magazyny zawalone zbożem ukraińskim i do tego jeszcze nasze, którego nie idzie wyeksportować, bo możliwości przeładunkowe są bardzo ograniczone.
A na dodatek jest jeszcze jeden problem międzynarodowy handel zbożem jest w ręku kilku potężnych międzynarodowych firm. Kilku. To nie państwo polskie decyduje o eksporcie, to nie prywatne małe firmy o tym decydują. Viterra, jeszcze parę innych mogę wymienić. To są światowi operatorzy zboża, którzy mają swoje przyczółki na całym świecie i grają tym zbożem. My nie zbudowaliśmy żadnej państwowej narodowej infrastruktury, która umożliwiałaby eksport.
Problemem jest to, że nawet w odpowiednim momencie nie byliśmy w stanie w zgodzie z prawem przejąć jednego z portów. Mówię o porcie w Gdyni, który pozwoliłby wpływać rządowi również na eksport. I teraz problem Ukrainy to jest taki; jeżeli Ukraina bez żadnych ograniczeń, ta żywność z Ukrainy, bo to nie jest żywność ukraińska, Tu się przewijało w dyskusji, to w żaden sposób nie pomaga narodowi ukraińskiemu, walczącemu społeczeństwu ukraińskiemu, budżetowi ukraińskiemu.
Ja zaprosiłem na radę u prezydenta, którą kieruję Rada ds. Rolnictwa, szefów Asocjacji Farmerów Ukraińskich. Okazuje się, że taka organizacja jest. Oni mówią, no pewnie, jak na warunki polskie, to my nie jesteśmy tacy mali, bo my mamy 200, 300, 500 hektarów, niektórzy może 1000. No mówię, no to jesteście duzi, mówią, nie, na Ukrainie to my jesteśmy tymi małymi rolnikami. Ale my nie mamy nic do powiedzenia w systemie oligarchicznym, w systemie tych potężnych koncernów międzynarodowych.
Nie zbudowano na Ukrainie nawet systemu skupu, tylko te firmy decydują. Na dodatek rejestracja w krajach, w rajach podatkowych, na Cyprze, na przykład, powoduje, że te firmy nawet nie partycypują w dochodach budżetu ukraińskiego. Ukraińcy proszą, błagają na świecie o pieniądze na wojnę, a ci, którzy u nich zarabiają tanią siłą roboczą, tanią energią, nie płacąc podatków, bo państwo skorumpowane do cna nie płacą, nawet nie wspierają budżetu ukraińskiego i to oni zarabiają, a nie społeczeństwo ukraińskie.
Jest niekonsekwencją, absolutną niekonsekwencją Komisji Europejskiej, że z tą Ukrainą jakieś tam boksowania się dzieje, natomiast żywność rosyjska spokojnie wpływa do Unii Europejskiej, nie tylko do nas, bo problemem jest również to, że my jesteśmy wypierani z naszych rynków eksportowych. Chwalimy się eksportem o tam 51 miliardów euro w zeszłym roku, ale to jest 80% eksportu do krajów Unii Europejskiej, nie do Chin, nie do Azji Południowo-Wschodniej, grupy ASEAN czy Północnej Afryki, tylko do Unii Europejskiej. I teraz jesteśmy rugowani z tych rynków, gdzie się udawało do tej pory naszą żywność sprzedawać, bo wchodzi żywność już nie przez Polskę, przez Morze Śródziemne, przez inne kanały, przez Rumunię, tam deltę Dunaju wchodzi do Unii, wypychając nas.
Kiedy były kwoty, Ukraina mogła do Unii wprowadzać rocznie tam dwadzieścia kilka tysięcy ton cukru; w zeszłym roku wprowadziła około pół miliona ton cukru do krajów Europy Południowej i Zachodniej. Więc za chwilę i uprawa buraków w Polsce padnie, ponieważ nie będzie gdzie tego cukru sprzedawać.
Konkludując, ten żal rolników polega na tym, że zgodziliśmy się na wpuszczenie tej żywności ukraińskiej. PiS poniósł karę. Ja to mówię otwarcie, bo mówiłem też moim następcom bardzo twardo i zdecydowanie trzeba reagować. To było bagatelizowane. Nie sądzę, żeby to było przez nich celowo wymyślone. To jest kwestia wiarygodności danych, które powinny być podstawą do podejmowania decyzji, często bardzo trudnych, ale decyzji przez każdy rząd. Najpierw musimy dokładnie wiedzieć, ile mamy swojego, ile idzie w imporcie, ile wysyłamy w świat, mamy jakiś bilans i to nie dane historyczne, co mi po tym, co było w zeszłym roku czy dwa lata temu? To muszą być dane na koniec dnia, a niestety takiego systemu w Polsce nie było.
Na dodatek zapewnienia służb, zapewnienia również ministrów, że granica jest szczelna, że tam nic nie przejdzie, tylko to, co tranzytem, a reszta jest absolutnie kontrolowana. A guzik prawda. Kontrole rolników na granicy pokazują, że to jest dziurawe jak sito. Nie tylko rolnicy zresztą o tym mówią, ale przecież kilkanaście godzin temu czy wczoraj mamy list celników ze związku zawodowego celników, celników, który mówi o tym, że procedury są takie, że oni nie gwarantują, że pracując na granicy, nie gwarantują, że ta granica jest szczelna. Czyli problem jest poważny.
Co robić? Po pierwsze, musi być zmieniona i będziemy o tym rozmawiać, polityka Unii Europejskiej w zakresie wyżywienia własnego społeczeństwa, to nie może być uzależnienie od dostaw zewnętrznych. Zerwanie łańcuchów dostaw jest bardzo proste. Pandemia to pokazała. Nie ma nic. Statki nie pływają, samoloty nie latają, samochody nie jeżdżą, a pieniędzmi się nie najesz. Więc tylko własne rolnictwo. Tylko dobrze funkcjonujące własne rolnictwo może zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe. I tego się rolnicy domagają.
wypowiedź za “X” – Kanał Zero