Lider Partii Konserwatywnej Pierre Poilievre skrytykował ustawę przedłożoną przez rząd premiera Justina Trudeau dotyczącą szkód w Internecie, ale nie powiedział jeszcze, jakie działania planuje podjąć jego partia przeciwko proponowanej ustawie, która może skutkować uwięzieniem Kanadyjczyków za niejasno zdefiniowaną mowę nienawiści w Internecie.
W komunikacie prasowym z 27 lutego Poilievre potępił ustawę C-63, która może surowo karać Kanadyjczyków za posty w mediach społecznościowych określane jako „mowa nienawiści”. Poilievre wyjaśnił, że ustawodawstwo powinno trzymać się deklarowanego celu, jakim jest ochrona dzieci przed wykorzystywaniem, nie rozszerzać jednocześnie zakresu pojęcia nielegalnych wypowiedzi.
„Powinniśmy karać i egzekwować przepisy przeciwdziałające: wiktymizacji seksualnej dziecka lub ponownej wiktymizacji osoby, która przeżyła znęcanie się nad dzieckiem w Internecie; nakłaniania dziecka do wyrządzenia sobie krzywdy lub nawoływania do przemocy” – napisał Poilievre. „Zakazy karne dotyczące treści intymnych przekazywanych bez zgody, w tym deepfake’ów, muszą zostać egzekwowane i rozszerzone” – kontynuował.
Zauważył jednocześnie, że proponowane przepisy, choć sformułowane jako sposób na ochronę dzieci, doprowadziłyby do cenzury Kanadyjczyków.
„Nie uważamy, że rząd powinien zakazywać wyrażania opinii sprzecznych z radykalną ideologią premiera” – stwierdził…
Ustawa C-63 zmodyfikuje istniejące przepisy, zmieniając kodeks karny, a także kanadyjską ustawę o prawach człowieka.
W ramach nowej ustawy liberałowie Trudeau chcą w znaczący sposób zaostrzyć kary za istniejące przestępstwa związane z „propagowaniem nienawiści”.
Ustawa o szkodach w Internecie, umożliwi ludziom zgłaszanie innych osób sędziemu sądu prowincjonalnego w obawie, że mogą w przyszłości popełnić przestępstwo z nienawiści.
Ponadto, śledczy będą mogli wejść do pracy danej osoby bez nakazu sądowego, zażądać dostępu do akt, a w niektórych przypadkach skargi dotyczące „mowy nienawiści” będą mogły być anonimowe.
To tylko niektóre z wielu zastrzeżeń, które prawnicy zidentyfikowali w projekcie ustawy C-63 od czasu jej przedłożenia Izbie Gmin 26 lutego.
Zgodnie z projektem, jeśli sędzia uzna, że „informator ma uzasadnione podstawy”, aby obawiać się, że oskarżony może popełnić w przyszłości przestępstwo z nienawiści, oskarżony musi przez rok przestrzegać pewnych ograniczeń.
Ograniczenia obejmują między innymi noszenie elektronicznej bransoletki i przestrzeganie godziny policyjnej. Za niestosowanie się grozi kara jednego roku więzienia.
„O wiele bardziej drakońskie niż aresztowanie za coś, co powiesz, jest uwięzienie za coś, czego ktoś inny boi się powiedzieć. I to jest jedna z najbardziej oburzających części tej ustawy” – powiedział The Epoch Times prawnik Marty Moore, dyrektor ds. postępowań sądowych w Centrum Sprawiedliwości na rzecz Wolności Konstytucyjnych (JCCF).
Do innych sygnałów ostrzegawczych, zdaniem Moore’a i innych prawników, należą szerokie uprawnienia przyznane powołanej przez rząd Komisji ds. Bezpieczeństwa Cyfrowego, nowe sposoby definiowania i kontrolowania „mowy nienawiści” oraz wymogi nakładane na firmy z branży mediów społecznościowych, które mogą skłonić je do szerokiego cenzurowania komentarzy w internecie.
Ustawa wzywa do wprowadzenia nowego przestępstwa z nienawiści, zagrożonego nawet dożywotnim więzieniem.
Deklarowanym celem długo zapowiadanej przez rząd ustawy jest zapobieganie „szkodom w Internecie” powodowanym poprzez kierowanie na treści, które wykorzystują dzieci lub są wykorzystywane do znęcania się nad nimi, nawołują do terroryzmu lub przemocy oraz „podsycają nienawiść”.
C-63 zmienia Kodeks karny poprzez dodanie nowego, odrębnego przestępstwa z nienawiści, które ma zastosowanie do wszystkich istniejących przestępstw, dodanie przepisu dotyczącego „obawy”, że ktoś może popełnić przestępstwo z nienawiści w przyszłości, oraz zwiększenie kar za przestępstwa z nienawiści.
Na przykład, maksymalna kara za „nawoływanie do ludobójstwa” zostanie zwiększona z pięciu lat do dożywocia. Kanadyjska Fundacja Konstytucji (CCF) uważa to za niepokojące.
„Oznacza to, że same słowa mogą skutkować karą dożywotniego więzienia” – stwierdziła CCF w komunikacie z 27 lutego.
Projekt ustawy zmieni kanadyjską ustawę o prawach człowieka, precyzując, że zamieszczanie „mowy nienawiści” w Internecie stanowi dyskryminację, co umożliwiłoby składanie skarg do Kanadyjskiej Komisji Praw Człowieka. W niektórych przypadkach skargi można składać anonimowo, jeśli Komisja uzna to za konieczne.
Internetowe platformy mediów społecznościowych będą miały obowiązek działać odpowiedzialnie, chronić dzieci i uniemożliwiać dostęp do niektórych treści. Nieprzestrzeganie wymagań może kosztować platformy 6 procent ich globalnych przychodów brutto lub 10 milionów dolarów, w zależności od tego, która wartość jest większa.
Chociaż niektóre szkody objęte projektem ustawy są stosunkowo proste do określenia – na przykład wykorzystywanie seksualne dzieci lub nakłanianie dzieci do wyrządzenia sobie krzywdy – niektóre są bardziej mgliste. „Nawoływanie do przemocy” i „podżeganie do nienawiści” są bardziej podatne na interpretację.
Nawet precedens Sądu Najwyższego użyty do zdefiniowania mowy nienawiści zawiera „amorficzną i zagmatwaną definicję” – tłumaczy Josh Dehaas, doradca CCF, w poście z 27 lutego na portalu X. Zgodnie z obowiązującym prawem zanim będzie można postawić zarzuty szerzenia nienawiści należy skonsultować się z prokuratorem generalnym – właśnie dlatego, że bardzo trudno jest ustalić, czy próg został osiągnięty.
Obecnie Kanadyjski Trybunał Praw Człowieka (CHRT) może rozstrzygać skargi, stosując niższe standardy dowodowe niż standardy karne, ustalane ponad wszelką wątpliwość.
Zgodnie z ustawą C-63 sądy nadal będą rozpatrywać sprawy karne dotyczące mowy nienawiści, ale CHRT będzie rozpatrywać i karać całą nową klasę spraw dotyczących mowy nienawiści.
Trybunał może nałożyć grzywnę do 50 000 dolarów, a każdy skarżący może otrzymać do 20 000 dolarów.
Moore ostrzega, że będzie to łatwy sposób uciszenia przeciwników politycznych, zwłaszcza że niektóre skargi można składać anonimowo.
„Złożenie skargi jest dość tanie. To nic cię nie kosztuje. A jeśli nie będzie to kosztowało nawet ujawnienia tożsamości, możesz po prostu zrobić to wszystkim swoim przeciwnikom politycznym” – powiedział.
Zauważając, że trybunał jest powoływany przez rząd, dodał, że nawet w sprawach, w których trybunał rozstrzyga na korzyść oskarżonego, „w tym przypadku karą często jest proces”.
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Kanady Arif Virani w wywiadzie udzielonym 26 lutego Michaelowi Serapio z PrimeTime Politics skomentował obawy dotyczące sposobu definiowania mowy nienawiści i sposobu jej kontrolowania. „Nienawiść jest definiowana w orzecznictwie Sądu Najwyższego od co najmniej 11 lat w orzeczeniu w sprawie Whatcotta z 2013 r., w którym mowa jest o czymś, co rodzi „nienawiść” i „oczernianie”. Nie obejmuje takich rzeczy, jak poniżające, obraźliwe komentarze.
Jednakże decyzja w sprawie Whatcott, jak stwierdził Dehaas, ustanawia standardy tak zagmatwane, że jest mało prawdopodobne, aby sąd cywilny był w stanie je poprawnie zinterpretować. Tym bardziej przeciętny Kanadyjczyk nie będzie w stanie ocenić, co można powiedzieć, a czego nie.
„Dla prawnika studiującego wolność słowa, takiego jak ja, jest prawie niemożliwe, aby dowiedzieć się, czy dopuściłem się „mowy nienawiści” – stwierdził. „Zwykłym Kanadyjczykom będzie jeszcze trudniej wytyczyć tę granicę”.
W latach 2001 i 2002 William Whatcott rozprowadzał w Regina i Saskatoon ulotki na temat homoseksualizmu. Mieszkańcy złożyli na niego skargi do Komisji Praw Człowieka w Saskatchewan. Sprawa trafiła aż do Sądu Najwyższego Kanady, który wydał wyrok skazujący w 2013 roku.
Treść ulotek, stanowiących załącznik B do wyroku Sądu Najwyższego , nawoływała przeciwko dyskusji na temat homoseksualizmu z dziećmi w szkołach publicznych. Chrześcijanin Whatcott wypowiadał się przeciwko „sodomii” i twierdził, że dzieci są narażone na ryzyko wykorzystywania seksualnego.
Rodzice chrześcijańscy i muzułmańscy wyrażają obawy dotyczące sposobu traktowania płci i seksualności w szkołach. Takim rodzicom może być trudno zorientować się, gdzie granicę przekroczył Whatcott podczas omawiania tych kwestii.
Dehaas podał przykłady takich trudności w odniesieniu do niektórych „cech nienawiści” określonych w decyzji w sprawie Whatcotta.
„W tym miejscu sytuacja staje się przerażająca, ponieważ niektóre z «znaków charakterystycznych nienawiści» to rzeczy, które ludzie powinni móc wypowiedzieć” – stwierdził. „Mowa nienawiści często oczernia grupę docelową, obwiniając jej członków za bieżące problemy społeczne i utrzymując, że stanowią oni «potężne zagrożenie»” – stwierdzono w decyzji w sprawie Whatcott a.
„Tak czasami feministki mówią o mężczyznach. Czy to mowa nienawiści?” – pytał Dehaas.
Inną cechą charakterystyczną ma być to, że mowa nienawiści ma miejsce kiedy zarzucamy, że grupa „spiskuje mając na celu zniszczenie zachodniej cywilizacji”. Takie twierdzenia mogą być „obraźliwe” – dodał – „ale co będzie, jeśli jakaś grupa naprawdę spiskuje mając na celu zniszczenie zachodniej cywilizacji?”
Inną cechą charakterystyczną ma być etykietowanie danej grupy jako „kłamców, oszustów, przestępców i bandytów”, „rasy pasożytniczej”, „czystego zła”, “bestii” lub w inny odczłowieczający sposób.
Dehaas podał tymczasem przykłady przypadków, w których ktoś mógłby nazwać jakąś grupę „czystym złem”, nazwać ją „zwierzętami” lub powiedzieć, że grupa jest „niezgodna z prawem” w debacie na tematy społeczne i polityczne.
„Kiedy ludzie nie wiedzą, gdzie jest granica, milczą, aby uniknąć kary. To utrudnia prowadzenie debat na wszelkiego rodzaju tematy, na czym polega wolność słowa” – stwierdził Dehaas.
za Epoch Times, Lifesite news