Przed dorocznym, marcowym wyjazdem na Kubę, najważniejszą rzeczą było umieszczenie psynka Bubusia pod rzetelną i fachową opieką na czas naszej nieobecności. Bubu jest psem specjalnej troski, jako że ma tylko jedno funkcjonujące oko, a charakter bardzo waleczny w stosunku do innych psów. Jego rasa (boston terrier) była kiedyś specjalnie hodowana do psich walk, stąd zgodnie z zasadami epigenetyki agresja wobec własnego gatunku. Jedynym przyjacielem Bubu , z lat szczenięcych, jest foksterier Jack. I to w jego domu Bubuś znajduje gościnę na czas naszego wyjazdu.

Po głębokich rozważaniach na temat docelowego wyjazdu wybieramy kierunek Trinidad. Do lotniska w Cienfuegos to tylko trzy godziny (i dwie minuty) w powietrzu, a potem na półwysep Ancon półtorej godziny autokarem, czyli podróż bardzo wygodna. A sam kierunek atrakcyjny, bo oprócz morza Karaibskiego są całkiem spore góry ( około 1200 metrów nad poziomem morza ). I do zwiedzania historyczne miasteczko Trinidad, wpisane na listę zabytków UNESCO.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Ośrodek wypoczynkowy Memories Del Mar okazuje się średniej wielkości kompleksem zabudowań w stylu kolonialnym, z przewiewnymi krużgankami i balkonami. Pogoda też dopisuje, bo nie jest za gorąco, max. 27 stopni Celsjusza w dzień, a wieczory i noce chłodne +14 stopni.

Już następnego dnia po przylocie zaczynamy się organizować do zwiedzania odległego o 15 km miasteczka. Można się tam dostać piętrowym, czerwonym autobusem hop- on, hop- off ( $5 ) albo taksówką ( $15 ). Wszystkie ceny w dolarach amerykańskich, kanadyjskie przeliczane są podwójnie.

Trinidad, założony w 1514 roku, prosperował w XVIII i XIX wieku, kiedy to wielkie fortuny były zbijane na plantacjach trzciny cukrowej w okolicy. Dobrze zachowana architektura kolonialna widoczna jest przede wszystkim na głównym rynku- Plaza Mayor. Tu mieści się jedyny czynny kościół Niepokalanego Poczęcia- Iglesia Parroquial de la Santisima Concepcion, z niedzielną mszą świętą o godzinie 9 rano. Rynek i sąsiednie uliczki, zabudowane parterowymi domkami, pomalowanymi na pastelowe kolory, wybrukowane są kocimi łbami , pamiętającymi pewnie ubiegłe stulecia. W Muzeum Historycznym, mieszczącym się w zagrabionej podczas rewolucji 1959 roku neoklasycznej rezydencji plantatora, są do obejrzenia stylowe, inkrustowane meble, kryształy i koronki. Wdrapujemy się spiralnymi schodkami na szczyt wieży, z której roztacza się wspaniały widok na terakotowe dachy Trinidadu, błękitne morze i zieloną dolinę , która była kiedyś porośnięta trzciną cukrową. Miasteczko żyje wieczorami, są tu liczne bary i knajpki, dwie wielkie dyskoteki i wszędzie dużo muzyki na żywo.

Z kilku lokalnych wycieczek, proponowanych przez biuro podróży, wybieram całodniową ( $60 ) wyprawę w góry Sierra Escambray. Jadę tam z przyjaciółmi, Pan Mąż woli spędzić ten dzień na katamaranie, jak przystało zapalonemu żeglarzowi. Wyruszamy wczesnym rankiem do parku narodowego Topes de Collantes, tam przesiadka na radzieckie ciężarówki Ził, mieszczące po 20 osób na przystosowanej do przewozu pasażerów budzie, pod brezentowym dachem. I zaczyna się wspinaczka pod górę, po dziurach i koleinach, co zapewnia pasażerom tzw. “ Russian Massage “. Ostatnie 4 kilometry już na własnych nogach, po omszałych głazach, kładkach i wiszących mostkach. Przechodzimy przez plantacje kawy na zboczach, pod osłoną bambusowych zagajników rosną tu jej dwa rodzaje, Robusta i Arabica. Ta druga, o delikatniejszym smaku, jest w 90% eksportowana do Japonii. Drobni plantatorzy dostają za nią marne pesos w obowiązkowym skupie państwowym; pozostałe 10% rozchwytują turyści ($5 za 250 g). Po drodze zatrzymujemy się pod wodospadami na orzeźwiającą kąpiel w naturalnym basenie wodnym i po dalszym marszu docieramy do farmy Galicia, gdzie czeka lunch w stylu kubańskim. Menu to pieczona dynia, ryż i kurczaki z rożna, popijane piwem lub sokiem z orzecha kokosowego. Była to świetna wycieczka, tak nietypowa dla pobytu na wyspie.

Niestety, od zeszłego roku sytuacja miejscowej ludności jeszcze bardziej się pogorszyła. Z rozmów z lokalnymi ludźmi wynika, że szaleje inflacja, żywność jest racjonowana i są ciągłe jej braki. Jeżeli nawet w ośrodkach dla turystów dewizowych brakuje czasem artykułów podstawowych jak masło, jajka czy..kawa, to czego można się spodziewać po zaopatrzeniu mieszkańców. Na domiar złego racjonowana jest również energia elektryczna, limit wynosi 4 godziny dziennie. Toteż przelot nad Kubą w godzinach wieczornych daje obraz wyspy pogrążonej w ciemnościach. W sumie ta sytuacja jest dobrą ilustracją powiedzenia : “ Gdyby na Saharze zapanował komunizm, zabrakłoby tam piasku “.

Kuba zwróciła się ostatnio do ONZ o pomoc żywnościową, a młodzi Kubańczycy głosują nogami, opuszczając masowo wyspę (szacunkowo 200- 300 tysięcy rocznie). I do tego bardzo im są potrzebne te dolary, które zostawiają turyści.

W tym roku Toronto (dawniej York) obchodzi 190 rocznicę swojej inkorporacji; z tej okazji na placu Nathan Phillips, wokół gmachów ratusza, odbyły się urodzinowe obchody rocznicy. Były występy muzyczne orkiestr wojskowych, targi sztuki i rzemiosła, kioski z piwem i gastronomią, a wieczorem pokazy ogni sztucznych. Ja postanowiłam dodatkowo uczcić tę okazję odwiedzeniem kilku historycznych miejsc w jednej z najstarszych dzielnic T.- czyli w Korkowym Miasteczku- Corktown. Jest to obszar ograniczony od południa przez Shuter St., od północy przez autostradę Gardiner Express a na wschód przez Parliament St. Od wczesnych lat XIX wieku dzielnica ta była enklawą zamieszkałą przez imigrantów irlandzkich, wygnanych ze swojego kraju przez “ głód ziemniaczany “. Większość z nich pochodziła z hrabstwa Cork, stąd prawdopodobnie wzięła się nazwa Corktown, ale również może mieć ona swoje źródło w przysłowiowej obfitości korka w miejscowych browarach i destylarniach spirytusów, zatrudniających nowoprzybyłych Irlandczyków. A jak organizowali się nowi przybysze? Otóż wznosili kościoły i dwa z nich to najstarsze budowle sakralne Toronto. Przy Queen St.E. i Power St. mieści się pierwszy katolicki kościół w T., zbudowana w 1822 roku Bazylika Św. Pawła (St. Paul’s Basilica) Piękne wnętrze tej , utrzymanej w stylu neoromańskim świątyni, znane jest z doskonałej akustyki, o czym mogliśmy się przekonać na koncercie trzech śpiewających księży z Irlandii oraz występach chóru z Estonii. Protestanci irlandzcy (anglikanie) zbudowali w 1843 roku swój kościół – Little Trinity Church– przy 417 King St.E., w stylu neogotyckim; a na jego zapleczu przy 106 Trinity St. w 1849 roku założona została pierwsza w T. darmowa szkoła jednoklasowa. To Enoch Turner Schoolhouse , obecnie muzeum w formie repliki klasy szkolnej z połowy XIX wieku. Na terenie historycznego Corktown, przy 260 Adelaide St. E., znajduje się otwarta w 1833 roku , pierwsza w Kanadzie specjalnie wzniesiona siedziba Poczty – kiedyś departamentu Brytyjskiej Poczty Królewskiej- czynna do tej pory w pełnym zakresie usług First Post Office, działająca również jako placówka muzealna. Za niewielka opłatą można tu spróbować swoich sił w pisaniu gęsim piórem na czerpanym papierze, a list ten, po zamknięciu pieczęcią z czerwonego laku, Poczta zobowiązuje się dostarczyć do adresata. Dobry pomysł na specjalną okazję, zamiast e-maila!